Kiedyś były towarem luksusowym, dostępnym tylko wybranym, za duże pieniądze. Później zaczęły stanowić tańszą alternatywę dla samochodów. Kilka dekad po tym doświadczyliśmy renesansu motocykli, które chce mieć praktycznie każdy. Zatem postanowiliśmy sprawdzić czy za jedną wypłatę z bankomatu da radę kupić motocykl…
Z zagranicy czy z Polski?
Zanim zaczniemy szukać konkretnego egzemplarza, skupmy się może najpierw na liczeniu pewnych stałych. Wiadomo, że motocykl sprowadzony będzie droższy o formalności. Koszt rejestracji takiego jednośladu to niecałe 300 zł (około 120 zł przerejstrowanie motocykla krajowego), do tego badanie techniczne 63 zł, tłumaczenia dokumentów 40 zł. Jeszcze ubezpieczenie OC – powiedzmy 160 zł. Suma? 563 zł. Dołóżmy do tego pakiet startowy, który praktycznie każdy użytkownik kupuje swej maszynie na powitanie, czyli olej + filtr i jakieś powiedzmy klocki hamulcowe. Uśredniając zrobił nam się tysiączek w przypadku sprowadzanego egzemplarza oraz trochę ponad 600 zł przy krajowym. Tyle trzeba dołożyć by wyjechać z domu swoim nowym nabytkiem. A zastanawialiście się kiedyś, ile kosztuje najtańszy w Polsce motocykl, który jest gotowy do jazdy? Przeanalizowaliśmy ogłoszenia i zobaczcie, co z tego wyszło..
Budżet? 1000 zł! Mission impossible?
Poszukiwania prowadziłem na jednym z bardziej znanych w tym kraju serwisów ogłoszeniowych. Na sam początek trzeba było przyjąć jakieś założenia. Otóż szukam prawdziwego motocykla, a nie skutera, motoroweru czy quada. Więc Pojemność od 50 cm3 wzwyż i żadne tam automaty czy półautomaty. Rok produkcji i przebieg są bez znaczenia. Ważne by motocykl był sprzedawany jako sprawny technicznie, nie był uszkodzony. Oczywiście ma być zarejestrowany i ubezpieczony w Polsce oraz posiadać aktualne badanie techniczne – tak będzie zdecydowanie najtaniej. Krótko pisząc, poszukam czegoś, czym po oględzinach i transakcji można by wrócić, przynajmniej w teorii, do domu. Wyobraziłem sobie, że taki motocykl na pewno znajdzie się w cenie owego pakietu startowego, toteż wstępny budżet ograniczyłem do 1000 zł.
Produkt motocyklopodobny to nie motocykl
To już nie te czasy, że można było za podobną kwotę kupić sobie WSK, MZ czy Jawę. Miałem świadomość, że dziś w tym przedziale cenowym nie spotkam żadnego z tych kultowych już, demoludowych zabytków, czy może youngtimerów. Spodziewałem się bardziej Benzerów, Rometów, Routerów i innych produktów motocyklopodobnych. No może jeszcze liczyłem na spotkanie z Mińskiem lub Hondą CB250. Pierwsze rozczarowanie tego dnia, niestety na trzech stronach tylko jeden sprawny Benzer. Oferowany jako nieuszkodzony, model Aston 125, został wyceniony przez swojego właściciela na 790 zł z możliwością negocjacji. To dosyć popularny model wśród dalekowschodnich konstrukcji na rodzimym rynku, nie należy wybrzydzać, sprawdzam. Czterosuwowy silnik Dafier DFE 125-8A napędzający ten motocykl generuje 7,9 kW, mechaniczna skrzynka przekładniowa, do tego bryła naked bike. Niestety w treści anonsu istnieje informacja, że motocykl nie posiada rejestracji, no cóż, szkoda, że nie jest to zaznaczone w opcjach wyszukiwania, wyeliminowałbym go od razu zamiast marnować czas. W tym przedziale cenowym ku mojemu zaskoczeniu innych opcji brak. Wszystko albo z przeznaczeniem na części, albo zarejestrowane na motorower (kombinacje też odpadają) albo bez dokumentacji. W międzyczasie loguję się na stronie swojego banku, bo już wiem, że będzie trzeba podnieść limit jednorazowej wypłaty na karcie.
Rozszerzanie horyzontu, czyli pięćset plus
Po powrocie na portal staję się nieco rozrzutniejszy. Zmieniam w wyszukiwarce limit maksymalny do 1500 zł. Pamiętam, że jeszcze kilkanaście lat temu za półtora koła można było spokojnie wyrwać fajną TS-kę, czy dopieszczoną CZ 175. Ba! Nawet ETZ-a była już wtedy w moim zasięgu. Zobaczmy jak jest teraz. Ku mojej radości przybyły mi dodatkowe dwie strony ogłoszeń. Poczułem, że teraz będę miał w czym wybierać. Szybko przewertowałem dodatkowe strony, same crossy bez homologacji, quady, skutery i on. Mam cię! Tytuł ogłoszenia brzmi „ Niezniszczalny olejak”. Suzuki GSX 550 z roku 1995. Właśnie czegoś takiego szukam. Japoński sprzęt, niezniszczalny, tańszy niż chińczyki. Zajrzyjmy w ogłoszenie. Najpierw sprzedawca chwali jego moc – 37 kW. Później dowiadujemy się, że jest sprawny i zarejestrowany – Nooo panie, już jestem w ogródku, już witam się z gąską! Motocykl wręcz już kultowy, cena rewelacja, chyba będzie mój. Czytam dalej. Pod koniec ogłoszenia, jakby na mnie kubeł z zimną wodą wylali. Brak napędu, słaby akumulator, lagi już suche -bo wyciekły. I gwóźdź do trumny, brak przeglądu. Zaraz zaraz, skoro to jest sprawny technicznie motocykl, to jak wygląda według sprzedawcy motocykl niesprawny. Nie chcę wiedzieć. Wolę zalogować się znów na stronie swojego banku i podnieść limity.
GPZ – Graniczny Punkt Zwrotny poszukiwań? Ale dodaj pan jeszcze trzy stówki…
Chwile walczę sam ze sobą. Biję się z myślami, czy od razu z grubej rury dać 2000 zł, czy jednak łudzić się, że 1800 uwieńczy mój cel. Wygrała chłodna kalkulacja, przecież lepiej zapłacić mniej, jak więcej, trzeba szukać za klocka osiemset. Niby drobny ruch, a daje możliwość eksploracji kolejnych stron z pojazdami. W podobnej cenie trzy motocykle od Kawasaki. Wszystkie reprezentują serię GPZ. Najciekawiej wygląda GPZ 305 za 1700 zł. To małolitrażowy motocykl klasy naked, który, dzięki pokrewieństwu z większymi modelami serii GPZ, odniósł niemały sukces na całym świecie. Wydaje mi się, że za chwilę ja będę tryumfował razem z nim. Dodatkowo sprzedawca zachęca tytułem oferty. Motocykl jest zarejestrowany na A2. Na zdjęciach wygląda dosyć świeżo, z tekstu ogłoszenia niestety wynika co innego. Czytając tę informacje dowiaduję się, że z uwagi na brak miejsca do przechowywania pojazdu, motocykla musi się szybko pozbyć. Czytaj – Jest to okazja! No i to by było na tyle, później znów litania do usterek. Zapala na kable, bo nie ma akumulatora, silnik nie utrzymuje wolnych obrotów… chłopie, ja chcę wsiąść i pojechać do domu, skąd wezmę po drodze kable, a zapewne przydadzą się nieraz, skoro silniki gaśnie na biegu jałowym. Chyba już wiem, co znaczy skrót GPZ – Graniczny Punkt Zwrotny. Także w prawo zwrot i w nogi. Bez motocykla.
Gwarancja do bramy, później się nie znamy
Muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, ile to jest tanio? Wszystko zależy od tego, o jakim towarze mówimy. Mam przecież swoje wymagania, które na logikę powinny być standardem przy zakupie jednośladu. Jak się jednak okazuje, nic bardziej mylnego. Ostatnia wizyta na bankowej appce. 2000 zł i schloss. Grosza więcej nie wydam! Śrubuję ustawienia wyszukiwarki. Sprzedam Suzuki GSX brzmi ogłoszenie. Czyli wracamy, do punktu wyjścia, ale tym razem w innym przedziale cenowym. Bez wiary w zwycięstwo wchodzę jednak w ogłoszenie. Ciekawe czego mu brak, albo co będę musiał przy nim naprawić… Czytam. Motocykl w pełni sprawny i regularnie serwisowany. Ma aktualne opłaty, a sprzedający jest wręcz pewny, że sprzęt wyjedzie o własnych siłach z tego podwórza. Bingo! Tego szukałem. Nie łudzę się, że idzie na nim świat przejechać, ale spełnia moje kryteria. Wygląda na to ze kwota 2000 zł do negocjacji okazała się wytrychem do drzwi okazji na rynku motocyklowym.
The winner is…
Suzuki GSX 550 rok produkcji 1984. Jest to model GN 71D. Silnik GSX-a to chłodzona powietrzem, czterosuwowa, czterocylindrowa jednostka o rzędowym układzie cylindrów i pojemności skokowej silnika wynoszącej 567 centymetrów sześciennych. Agregat ten książkowo generuje moc maksymalną wynoszącą 64 konie mechaniczne przy 8 000 obr./min. Model ten produkowano w latach 1982-1988. Oto nasz zwycięzca. Prawdopodobnie dałoby się nim pokonać trasę od domu sprzedawcy do miejsca zamieszkania nabywcy, bez większych przygód.
Teoretycznie się da…
To oczywiście czysta teoria, którą należałoby poprzeć osobistą wizytą, ale motocykl spełnia wszystkie moje założenia, jako pierwszy na liście. Można by rzec, że znalazłem najtańszy motocykl w Polsce. Niestety na oględzinach nie byłem. Rano spadł śnieg i musiałem kupić komplet zimowek do auta, przez co budżet na motocykl zmalał drastycznie, znacznie poniżej pierwotnych założeń. Po tych poszukiwaniach konkluzję mam jedną. Sorry, ale jak nie masz dwójki w kieszeni, raczej nie wyjedziesz o własnych siłach z podwórka sprzedawcy na nowym nabytku. Taki mamy klimat! Aaaa, no i trzeba pamiętać o pakiecie startowym… Może jednak uda się wam co nie co wynegocjować na niego, aby finalnie nie przekroczyć mocno tej założonej dwójki…