Prądu brak
W drodze do Mostaru, niczym błyszczący posłaniec, towarzyszy mi Neretva – piękna lazurowa rzeka, która, za sprawą fali upałów nawiedzających Bośnię i Hercegowinę, wygląda trochę jak wspomnienie po sobie samej. Niski poziom wody wzmaga jednak wrażenie potęgi zboczy, którymi prowadzi niezwykle urzekająca droga.
Co chwilę łapię głęboki oddech – po części z powodu koszmarnego upału, którego nie studzi nawet nieprzepisowa prędkość, po części z powodu zachwytów, którym nie wystarcza zwykłe „ja pierdolę”. Zielone zbocza opadają do wody łagodnie niczym jedwabny szal; zdaje się jakby na miejscu tę zmysłową miękką tkaninę trzymała tylko srebrna wstęga szosy.
Czuję się głupio jadąc tędy brudnym, zdrożonym motocyklem. Postanawiam umyć go przy najbliższej okazji. Nie mam tutejszej waluty, rozglądam się więc za miejscem, które w zasięgu wzroku oferowałoby zarówno praona (myjnia), jak i bankomat. Jest! Zatrzymuję się, sprawdzam – nic z tego, bankomat nieczynny.
Upał rozpuszcza moje myśli i chęć do jakiegokolwiek działania. Bez chłodzenia nie wytrzymam tutaj ani sekundy. Wsiadam na motocykl, odpalam. Nic. Rozrusznik kwęka coś niezrozumiale i staje. Próbuję ponownie. To samo. Ekipa myjni organizuje pomoc – nie jest łatwo, wszystkie warsztaty są już pozamykane.
Odpalamy motocykl „na pych” – zaskakuje. „Go 20 kilometers, good service, before tunnel” – instruuje mnie starszy pan łamaną angielszczyzną. Jadę. Po dwóch kilometrach okazuje się, że na tej trasie tuneli jest kilkadziesiąt, a przy każdym jest jakiś serwis. Ogarnia mnie mieszanka złości, zwątpienia i frustracji. Decyduję się jechać dalej, do Mostaru, liczę że tam coś znajdę.
Niestety, sprawa okazuje się poważna – motocykl staje kaszląc, muszę organizować pomoc telefonicznie. Upał jest morderczy, a ja stoję w małej zatoczce parkingowej otoczony tonami śmieci z kontrastowo powalającym krajobrazem w tle. Czuję się jak posypany solą ślimak. Woda się skończyła, a język przykleja mi się do podniebienia. Od odwodnienia ratuje mnie polska pielgrzymka zmierzająca do Medjugorie. Bóg zapłać! Po godzinie przyjeżdża Edis – miły bośniacki policjant, który po służbie jeździ lawetą. Jest późno, nie ma sensu szukać serwisu. W Mostarze jest jeden salon Suzuki, ale nie mają tam żadnej części do motocykla. Jak się później okaże, takich luksusów nie ma także w dwóch autoryzowanych serwisach motocyklowych tej marki w Bośni – w Visoko i Sarajewie. Zostawiam sprzęt u Edisa i dla rozładowania emocji rzucam się w otchłań lokalnej kuchni i zimnego piwa. Należy mi się po tych stresach.
Magik z Mostaru
Pierwsze wiadomości nie są optymistyczne. Padł regulator napięcia – część, która nawet w serwisach zachodniej Europy nie zawsze jest dostępna od ręki. Najbliższe miejsce, gdzie udaje się zlokalizować potrzebny podzespół to Karlovac w Chorwacji. Edis każe czekać – podobno jest w Mostarze magik, który naprawi wszystko co ma dwa koła i silnik.
Magik okazuje się młodym mechanikiem, wielkim fanem Suzuki. Oczywiście ma w magazynie potrzebną część – zabiera motocykl do garażu i każe przyjść za dwie godziny. Korzystam z okazji i idę zwiedzać Mostar – podobno przepiękne, legendarne miasto. Legenda okazuje się nieco przesadzona – wąskie uliczki, klimatyczne małe sklepiki i kawiarenki faktycznie mają w sobie coś miłego, ale część miasta otaczająca Stary Most to typowy turystyczny śmietnik. Zblazowani kelnerzy nawet nie silą się na uśmiech, na setkach straganów z lokalnymi pamiątkami króluje chłam wyprodukowany w Chinach, a wielojęzyczna ciżba płynie wokół tego badziewia niczym lawa przez Pompeje. Wyschnięta niemal na wiór Neretwa snuje się smętnie wśród krzaków pod mostem, co sprawia, że ten wygląda jak własna karykatura. Jak megalomański pomnik budowniczych mostów, postawiony tylko po to, by robić mu zdjęcia. Coś jak sztuczna wieża Eiffla pod kasynem Bellagio w Las Vegas.
Dzwoni telefon. „Your bike is ready” – słyszę w słuchawce. Faktycznie magik. Płacę za naprawę – 20 euro plus cena części. Nieźle, nie wykorzystał faceta w potrzebie. „Ktoś zamontował ci chiński zamiennik” – mówi mechanik. „Przy takich temperaturach motocykl mógł się nawet zapalić” – dodaje. Wszystko jasne. Facet od którego kupiłem sprzęt nie chciał iść w koszty przy sprzedaży i nawet mnie nie ostrzegł. Kanalia.
M17 Moto
Mechanik, który w trymiga naprawił mi motocykl ma swój warsztat przy ulicy Šehovina 26 w Mostarze. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli problem z motocyklem lub potrzebę jakiejś skomplikowanej regulacji, dzwońcie pod numer +387 36 576 559 lub szukacie go na stronie m17moto.com.
Z trudem ubieram się w motocyklowe ciuchy. W Mostarze jest dziś absolutny rekord ciepła – 45 stopni. Niemal każdy biker jeździ tutaj bez jakiejkolwiek ochronnej odzieży, również bez kasku. Policja prawie nie zwraca na to uwagi – trochę nawet to rozumiem. Jazda przez rozpalone miasto daje podobny efekt jak skierowanie na twarz włączonej suszarki do włosów. Piekielne temperatury zniechęcają mnie do odwiedzenia pobliskiego klasztoru w Blagaj. Jedno, co mam teraz w głowie, to chęć ucieczki z Mostaru. Umęczyło mnie to miasto. Gorące jak odór stojącej w korku ciężarówki, duszne jak nie wietrzony nigdy strych. Gęste od polskich turystów, którzy sprawiają, że czuję się swojsko, a jednak trochę jak w Międzyzdrojach.
Nie wytrzymam tutaj ani minuty dłużej, muszę wjechać gdzieś wyżej, poszukać chłodu i spokoju po stresie związanym z awarią motocykla. Nie cierpię takich sytuacji. Skręcam w M6.1 na Nevesinje i Gacko. Cały czas boję się jednak, że znów coś strzeli mi w motocyklu. Jak się później okaże magik z Mostaru naprawił wszystko doskonale. Motocykl do dzisiaj jeździ bez problemu.
Z każdym przejechanym kilometrem żar ustępuje miejsca miłemu ciepłu, a rześkie podmuchy przywracają tak chęć do życia, jak i prawidłowy tok myślom. Pusta droga długimi, łagodnymi łukami wspina się po zboczach odsłaniając piękno gór otaczających Mostar. Gorące jak piekielny kocioł miasto już po kwadransie wygląda jak makieta rzucona w trawie. Mijam Gacko, gdzie wyraźnie widać, że jestem w Republice Serbskiej w Bośni. Wszechobecne serbskie flagi i grafitti z wizerunkami Radovana Karadżicia i Ratko Mladicia sprawiają, że czuję się nieswojo. To pierwsze miejsce podczas mojej podróży, gdzie widać, że wojna wcale się nie skończyła. Przynajmniej nie tak, jak chcielibyśmy to rozumieć. Tuż za Gacko droga zaczyna wić się łagodnymi zakrętami w coraz śmielej wyrastających wokół dolinach. Niepostrzeżenie tu i ówdzie pojawia się wysoka góra, potem druga i trzecia. Nim się orientuję jadę już biegnącą po górskich zboczach cudownie równą, krętą drogą. Przejeżdżam niezliczone wydarte skałom tunele, które – mam wrażenie – są bramą do kolejnych poziomów jakiejś fascynującej gry. Po wyjeździe z każdego z nich muszę powstrzymywać się by nie stanąć na środku drogi z zachwytu.
Nie ma jednak nic za darmo. Kiedy w miejscowości Brod przekraczam rzekę Drinę i wjeżdżam na drogę M18 trafiam na potężny remont. W kurzu i upale jadę po piachu z prędkością 20 km/h aż do granicy z Czarnogórą. Droga dłuży się jak wizyta u dawno zapomnianej ciotki. Szkoda – ten szlak jest naprawdę piękny, a ja muszę nieustannie czuwać, by nie przytulić się do jego chropowatego lica. Kiedy dojeżdżam do przejścia granicznego w Scepan Polje jestem wykończony. Na domiar złego po czarnogórskiej stronie celnicy z lubością grzebią w walizkach i torbach każdego kierowcy w poszukiwaniu sensu swojej pracy.
Mi udaje się przejechać bez tak wnikliwej kontroli, ale i tak odstaję swoje. Czuję się jak stek na patelni. Muszę zrobić postój, przede mną Durmitor, a wolałbym zmierzyć się z nim wypoczęty i pozytywnie nastawiony do życia. Zatrzymuję się w pachnącej nowością restauracji z noclegami za jedyne 12 euro. Lokal działa od dwóch dni, atmosfera jest więc dość luźna, rzekłbym nawet, że wszystko jest „w proszku”. Miła kelnerka Ivana pokazuje mi pokój, proponuje jedzenie, a potem rozmawiamy o wszystkim do północy. Fantastyczne miejsce!
Świetnie opisana relacja, ostatnio wracałem znad Bałtyku przy temp.34-37 st myślałem że się rozpłynę w motocyklowych ciuchach, podziwiam twardzieli którzy robią na moto powyżej 500 km i więcej dziennie.
pozdrawiam
Arek
Świetnie napisana relacja z wyprawy,zazdroszczę autorowi,dobrze ze nie wiem gdzie parkuje motocykl..bo bym mu opony poprzebijał z zazdrości :)
Widać ze autor ma dryg pisarski,pomija nieciekawe pierdoły,ale mógł by więcej napisać o ludziach i jakiś ciekawostkach.
Przez takie artykuły coraz bardziej mnie ciągnie na Bałkany!
Jak by autor kiedyś szukał kompana na następna wyprawę,to ja się pisze.
pozdrawiam
Wow, Rafał, nie sądziłam, że przejadę tę cudowną trasę w tym roku raz jeszcze! Twoje barwne, jak zawsze pełne poezji opisy zabrały mnie tam, skutecznie rozpraszając od wszystkiego wokół. :) Wiesz, ten ślad w duszy pozostanie na zawsze, na szczęście, potrzebujemy jak najwięcej takiego pokarmu. I co jakiś czas opowieści przyjaciół z podróży w tamte strony będą go ożywiać i wywoływać uśmiech, tęsknotę, motywować. Tak jak Twoja piękna opowieść dzisiaj ożywiła te wspomnienia we mnie, dzięki!
fajnie napisana relacja ;)
Czuję nić emocjonalnego porozumienia z autorem i jego relacją, po zrobieniu samotnie podobnej trasy, z której wróciłem wczoraj. Zakochałem się w Bałkanach, trasach marzenie i cud widokach, zasmakowałem w byciu w tych miejscach sam ze sobą. A na przyszłość, z autopsji, sprzedaję patent na uniknięcie piekielnych upałów i równie męczącej turystycznej stonki: wrzesień. Niby Neretwa tak samo nisko i stragany w Mostarze tak samo tandetne…. Ale wyobraź sobie resztę powyższej podróży ale przy +25st i pustych campingach…
Ja tam wrócę, muszę pojechać do Czarnogóry, która z twoich opisów maluje sie niczym 8 cud świata. W zamian polecam trasę nad Adriatykiem aż do samego Dubrownika, Makarska to ledwie poczatek. I (tak, tak) Balaton, który w złocie i czerwieni jesiennych drzew oraz otoczeniu całkowicie (!) pustych miasteczek okazal się największą pozytywną niespodzianką wyjazdu.
Fajny opis, chociaż czuję pewną nerwowość opisującego :-)
W każdym razie Bałkany są przepiękne, a Czarnogóra dla mnie to jedno z najpiękniejszych miejsc motocyklowych. Ale do zwiedzania poza lipcem i sierpniem.
Super! jadę! ile trwa taka wyprawa starczy mi 6 dni.
…obawiam się że 6 dni nie wystarczy. Biorąc pod uwagę w najlepszym razie przy duuuużej dozie samozaparcia i szczęścia 2 dni na „tam i z powrotem” pozostaje cztery na cieszenie oka a to nic w porównaniu z tym wszystkim co oferują Bałkany, chyba że po powrocie chcesz poczuć niesmak pod tytułem : „byłem, zaliczyłem, miałem na wyciągnięcie ręki jednak prawie nic nie zobaczyłem” :) … .
…Na podziwianie piękna magistrali adriatyckiej potrzeba czasu …wolnej spokojnej jazdy a nie gonitwy
Ja swoją podróż zaplanowałem na 11 dni a mówiąc prawdę to i dwa tygodnie było by mało !
Trzeba nie tylko jechać ale i delektować się pięknem jaki mamy dookoła …a zapewniam że jest na co patrzeć …i to z zapartym tchem ! Z PL do miejscowości Senj w Chorwacji dotarliśmy od strzału” ..jakieś 890 km . Stamtąd już tylko w dół mapy aż do Czarnogóry , zahaczając o Mostar i Miedugorie …. całość trasy liczyła 3600 km ….i gdyby nie gonił nas czas pojechali byśmy jeszcze dalej , chyba aż do Grecji …zwiedzając Albanię po drodze .
Dla odwiedzających Czarnogórę i Stary Bar taka mała ciekawostka. Warto podejść (lub podjechać- w zasadzie turystyk powinien dać radę) za Stary Bar (za murami starego miasta w prawo – w głąb wioski – w stronę akweduktu). Piechotą to jest ok 45 min, może nieco mniej… po drodze fajne widoki, poruszamy się dobrze ubitym szutrem częściowo na podjazdach uzupełnionym betonowymi płytami.
Po drodze po lewej stronie pod nawisem skalnym miejsca na grilla – kamienne „misy”, brakuje jednak rusztów… i kawałek za nimi tuż przed kamiennym mostem również po lewej stronie znajduje się górskie jezioro z wodospadem. Z rewelacyjnie chłodną górską wodą. Głębokość – będąc tam dwa lata temu w sierpniu były miejsce, że mnie kryło. Tak czy inaczej przy tych temperaturach powietrza to miejsce jest jak oaza. I aż nie chce się stamtąd wychodzić :D
Jeszcze do niedawna nie było ono oznakowane na mapach Google, teraz widzę, że już ktoś je dodał…
https://goo.gl/maps/qWeE6nTAGrr
Witaj. Czytam to dopiero w czerwcu 2022r. Już od dłuższego czasu ciągnie mnie na Bałkany, a Twój opis wyjazdu jeszcze bardziej potwierdza że jest to jeden z bardzo ciekawych kierunków podróżowania na motocyklu. Ciekaw jestem gdzie w tym roku się wybierasz. Gdybyś szukał niemarudzącego, nieupierdliwego kompana to chętnie bym się podczepił. Oczywiście jeżeli w ogóle rozważasz podróżowanie w towarzystwie. Pozdrawiam.