Jedziemy na Elefanta! – decyzję podjęliśmy trochę przypadkiem, trochę z ciekawości jak tam jest. Frapujące relacje z tego zlotu i zimowa tęsknota za motocyklami przekonały nas ostatecznie.
Tekst: Rafał Betnarski i Mariusz Ignatowicz, zdjęcia: motovoyager
Zlot Elefantentreffen w motocyklowych opowieściach jawi się jako swoisty rytuał przejścia, miejsce, gdzie motocyklista musi pojawić się choć raz by mógł być uznany za prawdziwego. Czy tak jest w istocie? Postanowiliśmy przekonać się co niezwykłego kryje w sobie ta impreza, że każdego roku przyciąga tysiące motocyklistów ze wszystkich zakątków Europy, zaś wśród tych, którzy na nią dotąd nie dotarli snuje się smakowitymi oparami legendy.
Elefantentreffen to typowy zlot – czyli rodzaj imprezy, która nie u wszystkich wzbudza euforię. My zazwyczaj również zamiast wylegiwać się w namiocie i nadużywać napojów rozweselających, wolimy poznawać piękne trasy, ciekawe miejsca, próbować lokalnych smaków. Bardziej niż idea zlotu kusi nas zatem podróż – ponad 600 km drogami Czech i Niemiec, w otoczeniu zimowej aury. Lubimy wyzwania.
Lubimy także widzieć naszych czytelników na motocyklach – postanawiamy zatem wykorzystać okazję podróży na Elefanta by przekonać was do jazdy zimą. Jak powiadają – nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani motocykliści.
Decydujemy się nie korzystać z naszych prywatnych turystyków – w podróż jedziemy wybitnie miejskim Kawasaki Z250SL i leciwą Yamahą XJ600 Diversion. Wszystko po to, by udowodnić, że do tak trudnej podróży nie potrzeba wszystkomającego podróżnego enduro za 60 tysięcy złotych.
Testowaną przez nas odzież motocyklową Macna dostarczył dystrybutor – firma Intermotors (link). Używaliśmy kurtek Mentor (Rafał) i Jura (Mariusz), spodni Fulcrum i tego, co zachwyciło nas najbardziej – podgrzewanych rękawic Atom.
Na pierwszy ogień idzie planowanie ubioru. Wiemy, że komplet turystycznej odzieży Macna to za mało. Choć testowane przez nas kurtki Mentor i Jura to górna półka – obie mają podpinkę ocieplającą, membrany (Jura wypinaną) i super materiały, przy temperaturach oscylujących w okolicy zera potrzebujemy dodatkowej ochrony.
Tę zapewnia Brubeck – dwa komplety bielizny termicznej – jeden z włókien syntetycznych, drugi z wełny merynosa sprawdzą się wybitnie – cała wilgoć produkowana przez nasze organizmy natychmiast odprowadzana będzie na zewnątrz. Najbardziej docenimy cieniutkie jak papier, ale bardzo skuteczne rękawice i kominiarki. Było nam dzięki nim naprawdę ciepło.