Na pożyczonym motocyklu nieoczekiwanie odwiedziliśmy Prowansję i Bawarię. Podczas podróży pogłaskaliśmy chyba wszystkie francuskie koty, wypiliśmy za dużo piwa i w całkowicie szalony sposób wróciliśmy do domu. Warto było!
Tekst: Joanna G, Maciej Zborek
Zdjęcia: Joanna G, Maciej Zborek, Dorota Dulińska
Motocykle lubię, ale własny miałem wiele lat temu. Kiedy rok temu roku z nudów przeglądam internet, trafiam na firmę motonasezon.pl. Znajduję tam coś, co od wielu lat jest moim marzeniem – Yamahę TDM900.
Od tamtej chwili moja wyobraźnia żyje własnym życiem. Zastanawiam się gdzie by tutaj pojechać takim litrem? Przecież kręcenie się po Polsce nie pozwoli jeszcze zasmakować prawdziwej turystycznej adrenaliny. Wybór pada na Europę Zachodnią, która oferuje wszystko czego potrzeba każdemu motomaniakowi: drogi, winiety i horrendalne ceny za paliwo. Uzgadniam ze swoją Panią, że pojedziemy trasą Kraków, Czechy, Niemcy, Francja, Włochy, Słowenia, Węgry, Słowacja i Kraków. Plany później szlag trafi, ale i tak uda się nam zobaczyć trochę lepszego świata.
Nas dwoje, TDM-a i grypa
Zaczynamy od kursu na Pragę, bo z Krakowa to zaledwie 650 km. Niestety, temperatura 35 stopni mocno zniechęca nas do zwiedzania w pierwszym dniu wycieczki. Wyruszamy o 14:00, a w stolicy Czech jesteśmy przed północą. Plecaczek narzeka na ból wszystkiego – to efekt rozwijającej się choroby. Staram się znaleźć siły, żeby w wyjątkowym skwarze zadbać o bezpieczeństwo sprzętu i trzech kufrów, które trzeba wnieść na czwarte piętro hostelu. Winda działa, co ułatwia nam zadanie. Dodatkowo obok jest stacja benzynowa, gdzie, dzięki uprzejmości obsługi, parkujemy na dwa dni TDM-ę. Uprzejmi ludzie! Już podczas pierwszego dnia wyprawy odkrywamy, że maść końska wspólnie z zasypką dla niemowląt pozwala przetrwać największy skwar. Nie ma technologii, która w idealny sposób ochładza podczas upałów, co najwyżej bielizna termoaktywna, ale i ta wyczerpuje swoje możliwości po kilkuset kilometrach. Poranek jest wyśmienity. Praga jest wyjątkowo słoneczna, a okolice dzielnicy Kosire pozwalają nam odpocząć po podróży. Zwiedzanie byłoby ciekawe, ale akurat we wrześniu zastajemy stolicę Czech w kapitalnym remoncie. Całe szczęście do centrum mamy ledwie dwa lub trzy kilometry, co ułatwia pieszą przechadzkę. Błąkamy się po Starym Mieście, Nowym również, a na Józefowie spotykamy lewitującego arabskiego narkomana.
Wypijamy kilka piw, jemy obiad w restauracji „V Cipu”. Zwiedzamy także Muzeum Muchy, które jednak z całego serca odradzamy z uwagi na koszt wstępu – 36 zł za osobę – i bardzo skromną ekspozycję – niewiele ponad 45 obiektów! Trudno nam zrozumieć jakim cudem ktoś stworzył muzeum, którego powierzchnia jest niemal porównywalna z przymuzealnym sklepikiem.
Dodatkowym minusem zwiedzania Pragi są wałęsający się tu i ówdzie amerykańscy turyści i ich rozmowy w stylu: „Gdzie oni mają Starbucks’a?”. Pewnie nie doceniliby fantastycznej kawiarni Kaficko, którą znaleźliśmy przypadkiem spacerując w okolicach Mostu Karola. Polecamy zawitać tam, gdy zmęczy was gwar mostu. Koniecznie przejrzyjcie wpisy do ksiąg pamiątkowych. Zachwycające!
Czytaj dalej tutaj
Ciekawie napisana relacja z wyprawy motocyklowej. Autorzy mają niezłe pióro. Lekko i przyjemnie się czyta. Będzie cdn?
Minos – będzie kontynuacja w przyszłym roku. Wybieramy się na kolejne szalone wakacje, ale tym razem na V Stromie. Zapewne skorzystamy z gościnny motovoyagera, o ile będzie zainteresowanie ze strony redakcji.
Oczywiście, że będzie :-)
Ciekawa wyprawa, świetny motocykl :) Ale ten desperacki powrót aby tylko zdążyć na czas z oddaniem sprzęta moim skromnym zdaniem lekko ryzykowny. Trochę jakbyś dał w zastaw swój dom, a ew dzień opóźnienia miałby skutkować jego zajęciem przez mafię.
Szacunek dla pasażerki za przetrwanie( tym większy, jeśli w TDM była seryjna kanapa).
Nie planowaliśmy ryzyka, ale nieco namieszał nam hotel w Budapeszcie i sprawa zamykania granic. W TDMie była kanapa nieco inna niż ta seryjna. Pasażerka raczej nie narzekała. Pozdrawiamy
Swietna wyprawa i ciekawy opis. Gratulacje. Mnie chyba zabila by ta jazda rowerem na samo zakonczenie :) Wiele opisow wypraw, jak zauwazylem, zaplanowanych jest chyba bez brania pod uwage powrotu. Zbyt malo czasu planuje sie na trase powrotna i potem ludzie jada jak opetani przez dzien i noc. To powoduje stres i zagrozenie. W waszym przypadku to juz bylo male wiariactwo. Podziwiam twojego plecaczka za wytrzymanie tego wszystkiego :) Ja staram sie potraktowac powrot jako czesc wyprawy i planuje po drodze jakis nocleg i postoj. No ale, zeby do tego dojsc, to tez nieraz tak sie wracalo… Powodzenia przy nastepnych wyprawach.
Dziękujemy, wbrew pozorom planowałem dokładnie każdy dzień, ale choroby nas rozłożył :-). W tym roku będziemy już bardziej uważni. Pozdrawiamy