Za nami pierwsza odsłona tegorocznej akcji „Motocyklowa Polska na weekend”. Była to trasa motocyklowa przez kujawsko-pomorskie. Po drogach i atrakcjach poprowadził nas lokalny przewodnik, Piotrek z Torunia. Okazało się, że zdecydowanie nie nakłamał w swoim zgłoszeniu – zna te okolice jak własną kieszeń, zarówno od strony asfaltowej, jak i offroadowej. A samo kujawsko-pomorskie zasługuje na dłuższą wizytę niż tylko weekendowa.
Założenia naszej akcji „Motocyklowa Polska na weekend” są proste: wybieramy jakiś region Polski, na przykład województwo i jedziemy tam na weekend. Tras nie planujemy sami, tylko korzystamy z pomocy lokalnych przewodników, których wybieramy spośród naszych widzów i czytelników, którzy przysłali nam swoje zgłoszenie. Przewodnik otrzymuje od nas motocykl, kask Schuberth i kurtkę Rukka na weekend oraz zestaw dodatkowych atrakcyjnych nagród – te już na zawsze. W sezonie 2024 partnerami naszej akcji oraz sponsorami nagród są:
- Schuberth Polska,
- Rukka Polska,
- Dobre Sklepy Motocyklowe i marka SW-Motech,
- RobertOzon i marka Xzone,
- Silkolene,
- Barton Motors / Moretti Parts i marka Kovix.
Dodatkowo na każdy wyjazd wybieramy się motocyklami innej marki. W tym roku na ten cykl przeznaczyliśmy cztery sierpniowe weekendy, których „patronami” zostali kolejno:
Trasa motocyklowa kujawsko-pomorskie – na Bydgoszcz!
Długo zastanawialiśmy się, co warto zwiedzić. Kujawsko-pomorskie zaplanowaliśmy już w pierwszy weekend. Szybki redakcyjny casting na przewodnika wygrał Piotrek Wojciechowski z Torunia (Instagram: Przygodowani). To doświadczony motocyklista, instruktor techniki jazdy i organizator imprez motocyklowych. A przy okazji, jak się okazało – bardzo fajny kumpel i kreator dobrej atmosfery. Motocykle w Bydgoszczy tym razem zapewniła nam firma Suzuki. Ja wybrałem największego adventure’a w katalogu, czyli V-Stroma 1050DE, a Brzoza i jego żona Monika sportowo-turystycznego GSX-S1000GT.
Uwaga! Wakacyjna promocja na Suzuki GSX-S1000GT i V-Strom 1050DE. Teraz nawet 8000 zł taniej!
Spotkaliśmy się w piątek po południu w Bydgoszczy, w salonie Suzuki Motocykle 3City. Na Piotrka czekał tam już testowy crossover GSX-S1000GX. Przywitaliśmy się, omówiliśmy plan na następny dzień i przekazaliśmy nagrody – 60-litrową torbę SW Motech, letnie rękawice Rukka Airium 2.0, zestaw chemii do ubrań i kasków Xzone, zestaw olejowy Silkolene i blokadę antykradzieżową Kovix. Nasz przewodnik przymierzył również i zabrał ze sobą kurtkę Rukka i kask Schuberth E2, w których miał przejeździć najbliższe dwa dni. Ich rozmiary, dobrane przez telefon, okazały się idealne.
Piotrek wrócił na noc do swojego domu pod Toruniem, a my z Brzozą i Moniką zameldowaliśmy się w hotelu w centrum Bydgoszczy. Nasze gusta kulinarne są zbliżone, wpadliśmy więc jeszcze na kolację do restauracji „Ogniem i Mieczem”, której nazwa mówi niemal wszystko o rodzaju serwowanych tam posiłków. Mięsiwa i napitków nie zabrakło.
Dinozaury i nurkowie
Co zwiedzić w kujawsko-pomorskim? W sobotę rano spotkaliśmy się z Piotrkiem w umówionym miejscu, czyli na placu pod tzw. Starym Kościołem (p.w. Św. Mikołaja) w Starym Fordonie, na wschodnim przedmieściu Bydgoszczy. To bardzo urokliwe miejsce, a dodatkowo jest stamtąd rzut beretem na ładnie zagospodarowane Bulwary Wiślane. Ruszyliśmy najpierw na północ, na rozgrzewkową trasę drogą nr 256 wzdłuż doliny Wisły. Za Trzęsaczem wykonaliśmy ostry zwrot w kierunku Bydgoszczy, przejechaliśmy przez miasto i skierowaliśmy się na Solec Kujawski. Przy okazji ciekawostka – z której nie strony nie chcielibyście wjechać do Bydgoszczy, zawsze będziecie wjeżdżali przez kawał lasu. Piękne otoczenie! Naprawdę polecamy trasy motocykowe przez Bydgoszcz.
W Solcu Kujawskim podjechaliśmy na chwilę pod bramę JuraParku, żeby zrobić fotkę ze strzegącym jej dinozaurem. Jeżeli podróżujecie z dziećmi, warto zatrzymać się tu na dłużej i zwiedzić ten obiekt. Jadąc dalej na południe, przebiliśmy się przez krótki fragment DK10, zwanej na odcinku Toruń-Bydgoszcz „drogą śmierci”. Rzeczywiście, intensywny ruch, sporo ciężarówek, mało miejsc do wyprzedzania i masa pojazdów wyprzedzających mimo tego… Trzeba mieć tu oczy dookoła głowy i głupie ambicje schowane głęboko do kieszeni.
Po chwili odbiliśmy w prawo, w lokalną drogę prowadzącą do wsi Chrośna. Piotrek oznajmił w interkomie, że teraz przejedziemy jedną z najładniejszych, jeśli nie najładniejszą drogą w kujawsko-pomorskiem. Miał rację – ciągnący się przez wiele kilometrów las, dobry asfalt, dużo zakrętów i brak ruchu tranzytowego. Trzeba było tylko uważać na licznych rowerzystów i piasek na niektórych winklach. Minęliśmy Chrośnę i kolejnym leśnym odcinkiem dotarlismy do Nowej Wsi Wielkiej. Tam ponownie odbiliśmy na południe, a w Złotnikach Kujawskich skierowaliśmy się lokalnymi drogami, biegnącymi pomiędzy dużymi stawami, w stronę Pakości. Jeśli zastanawiasz się, gdzie nad jezioro w kujawsko-pomorskim, to miejsce wydawało się idelane.
Kolejny postój zrobiliśmy w centrum nurkowym w Piechcinie. Dojeżdża się do niego siecią starych dróg technicznych bez asfaltu i jeżeli nie wiesz, gdzie jechać, to przypadkiem raczej tam nie trafisz. Jest to zalany kamieniołom (a może inny obiekt kopalniany?), wypełniony wodą o turkusowej barwie. To bardzo dobrze przygotowany obiekt treningowy dla nurków, z pełną infrastrukturą. Na dnie zbiornika czeka parę atrakcji, m.in. zatopiony tam dwa lata temu toruński tramwaj. Brzoza obiecał sobie, że przyjedzie tam jesienią, żeby spróbować tej wodnej aktywności.
Eurotrip
Piotrek zapowiedział, że w tym momencie ruszamy na tzw. eurotrip, w czasie którego odwiedzimy kilka miejscowości o znajomo brzmiących nazwach. I rzeczywiście, kawałek dalej na zachód zameldowaliśmy się w Wenecji. Co w weekend w kujawsko-pomorskim? Warto zwiedzić tutaj muzeum Żnińskiej Kolei Wąskotorowej i ruiny zamku, na których odbywa się sporo imprez rekonstrukcyjnych. Dosłownie rzut beretem stamtąd, po drugiej stronie Jeziora Biskupińskiego, znajduje się obiekt doskonale znany wielu z nas ze szkolnych wycieczek, czyli muzeum i rekonstrukcja grodu w Biskupinie. Obecnie to duże centrum turystyczne z wieloma nowymi budynkami i całą masą odwiedzających, zwłaszcza w weekendy. Czując niechęć do takich masowych przedsięwzięć, szybko stamtąd odjechaliśmy.
Kolejna część trasy poprowadziła przez Gąsawę. To urocza mała miejscowość, która w historii Polski zasłynęła przez krwawą łaźnię. Dosłownie – 24 listopada 1227 roku księcia Leszka Białego z rodu Piastów zamordowano tu w czasie kąpieli. Zaatakowano również przebywającego w tej samej mieścinie Henryka Brodatego, który, ciężko ranny, został dobity w czasie ucieczki w pobliskim Marcinkowie. Obecnie o tych wydarzeniach przypomina pomnik Leszka Białego, na który warto patrzeć w ciemnych okularach. Jest wykonany z kamienia bielszego od bieli, do którego Zygmunt Chajzer mógłby przykładać ubrania wyprane w proszku pewnej marki.
Kawałek dalej przejechaliśmy wiaduktem nad trasą S5 i przesmykiem między jeziorami w Rogowie, a następnie zatrzymaliśmy się pod tablicą z dumną nazwą Rzym.
Następnie, pomiędzy wsiami Zrazim i Żerniki, zauważyliśmy w koronach drzew uszkodzony dach starego kościoła. Wiedzeni ciekawością podjechaliśmy do niego, przedarliśmy się przez krzaki i z zadowoleniem odkryliśmy, że drzwi są otwarte.
Jak poinformował nas napotkany miejscowy, jest to stary poniemiecki kościół ewangelicki, który przez wiele lat służył po prostu jako magazyn. W środku, oprócz złowrogo wiszącego nad głowami, walącego się drewnianego chóru, stoi jeszcze ołtarz, a na ścianach widoczne są resztki spisanych po niemiecku tekstów hymnów. Niestety dotarli tam również młodociani kinder-sataniści, którzy farbą w sprayu namazali kilka głupich haseł i symboli. Generalnie ten obiekt to fajny przystanek dla fanów urbexu.
Kilka kilometrów dalej zameldowaliśmy się w Paryżu, a Piotrek oznajmił, że z okazji trwającej jeszcze olimpiady przygotował tu dla nas zawody sportowe. Na szutrowym trójkącie, wyznaczającym przystanek autobusowy, rywalizowaliśmy z Brzozą w pchaniu naszych motocykli na czas. W ciepełku, w pełnych ciuchach i butach motocyklowych. Świetny był to bieg, nie zapomnę go nigdy…
Zakochani, emeryci i zakochani emeryci
Nasz plan, by jeszcze tego samego dnia przejechać trasę po Borach Tucholskich, okazał się niestety zbyt ambitny. Dlatego szerokim łukiem objechaliśmy Bydgoszcz od północy, wpadając po drodze na obiad do burgerowni „Bułka z Masłem” w Koronowie. Niepozorny lokal w niepozornym budynku, ale z naprawdę smacznym jadłem. Piotrek obiecał nam, że już niedługo zobaczymy najlepszy widok na świecie. Jako motocykliści z Mazowsza oczywiście nie złapaliśmy dowcipu, który, jak podejrzewam, ma w tym regionie brodę dłuższą niż u Dziadka Mroza. Oczywiście chodziło o widok na miasto Świecie z prawego brzegu Wisły…
Chwilę później meldujemy się w pobliskim Chełmnie, mającym opinię miasta zakochanych. I rzeczywiście – ładna starówka, dobrze zachowane mury miejskie z kilkoma bramami, renesansowy ratusz na rynku, wszystko w sam raz na romantyczny spacer. Niestety trafiliśmy na jakąś wielką miejską imprezę i korki, przez które ciężko było się przebić zapakowanymi motocyklami. Przejechaliśmy więc przez miasto bez zatrzymania, z silnym postanowieniem powrotu w spokojniejszych czasach.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a przed nami była jeszcze trasa do Torunia. Oczywiście nie mieliśmy już czasu i siły na zwiedzanie tego pięknego miasta. Wpadliśmy tylko na punkt widokowy po drugiej stronie Wisły, z szerokim widokiem na toruńską starówkę. W zapadającym zmroku dojechaliśmy na nocleg do Ciechocinka. Zarówno ja, jak i Brzoza i Monika, nigdy nie byliśmy w tym słynnym mieście pełnym sanatoriów. Z miejsca uderzyła nas imprezowa atmosfera, ale w spokojnym klimacie. Jak zgodnie stwierdziliśmy, Ciechocinek to takie Mielno, tyle że kulturalne.
Liczni seniorzy spokojnie spacerują alejkami i bawią się na dancingach pod gołym niebem. Brzoza wpadł na pomysł, żebyśmy przejechali się melexem. Sympatyczna pani przewodnik przewiozła nas po głównych atrakcjach miasta i opowiedziała o każdej z nich. Przez chwilę czuliśmy się, jakbyśmy wszyscy mieli po 70 lat. I wiedzieliśmy, że jeszcze wrócimy do Ciechocinka. Tu jest po prostu bardzo fajnie!

Dzień drugi – więcej relaksu
W sobotę przejechaliśmy niemal 400 km lokalnymi drogami i wieczorem byliśmy padnięci, choć w dobrych humorach. Dlatego stwierdziliśmy, że w niedzielę przejedziemy luźniejszą, mniej naszpikowaną przystankami trasę. Zwłaszcza że wieczorem i z pewnością już po zmroku czeka nas powrót do Warszawy, a w moim przypadku jeszcze dalej.
W niedzielny poranek ruszyliśmy z Ciechocinka w stronę promu przez Wisłę w Nieszawie. To urocze miasteczko z ładnie zagospodarowanym nabrzeżem. Przeprawa przez rzekę trwała kilka minut i kosztowała nas niewiele, po 10 zł od motocykla. Po drugiej stronie czekało na nas kilkanaście kilometrów drogi przez las, po kiepskim, dziurawym asfalcie, a częściowo drogą gruntową. To właśnie m.in. z powodu takich, licznych jeszcze u nas niespodzianek, uważam adventure za najlepsze motocykle turystyczne i cieszyłem się, że postawiłem na dużego V-Stroma.
Wzdłuż Drwęcy
Po wydostaniu się z lasu wjechaliśmy na drogę nr 554, która zaprowadziła nas do Golubia-Dobrzynia. Co warto zwiedzić w kujawsko-pomorskim? Nad miastem góruje znakomicie utrzymany zamek krzyżacki, spod którego rozciąga się wspaniała panorama na dolinę Drwęcy. Ta mocno meandrująca i popularna wśród kajakarzy rzeka dołączyła tutaj do Piotrka i stała się naszym „przewodnikiem” na sporym fragmencie dalszej trasy. A prowadziła ona na Pojezierze Brodnickie.
Naszym zdaniem panuje tam typowo mazurski klimat, ale jak za dawnych lat, z wyraźnie mniejszą liczbą turystów, za to z wieloma dzikimi zakątkami, w których można posiedzieć w ciszy. Wystarczy wspomnieć, że kiedy wpadliśmy na pomysł szybkiej kąpieli, idealna i zupełnie pusta miejscówka nad Jeziorem Dębno trafiła się dosłownie po kilku minutach jazdy.
Nie chcąc przekroczyć granicy województwa warmińsko-mazurskiego, co byłoby niezgodne z założeniami naszej akcji, na wschodniej rubieży Brodnickiego Parku Krajobrazowego odbiliśmy w prawo, na południe, w kierunku wsi Jajkowo. Okazało się, że to, co na mapie nawigacji jest asfaltem, w rzeczywistości jest trasą szutrowo-piaskową, dopuszczoną do ruchu kołowego drogą leśną. Bardzo urokliwą, choć Brzoza i Monia na GSX-S1000GT nie byli specjalnie zadowoleni. Podobnie zresztą jak nasz kumpel Marcin Plewka na tym samym modelu motocykla, który dołączył do nas kilka kilometrów wcześniej.
Zjechaliśmy w końcu na asfalt i w miejscowości Tama Brodzka wpadliśmy na obiad do zajazdu mieszczącego się tuż przy starej, porośniętej już drzewami trasie kolejowej. Niedzielne popołudnie i popularny lokal – nic dziwnego, że na posiłki czekaliśmy długo. Na szczęście ich jakość wynagrodziła poświęcony czas. Na dobitkę podjechaliśmy na rynek w Brodnicy, do znanej już nam świetnej lodziarni. Najedzeni pod korek rozpoczęliśmy ostatni etap podróży po województwie kujawsko-pomorskim.
Efektowny finał
Postanowiliśmy tym razem ominąć Włocławek i jego słynną zaporę, która jest jednym z najczęściej odwiedzanych przez motocyklistów punktów w tych okolicach. Zaprowadzą Cię tam różne trasy motocyklowe. Przez Rypin i Lipno skierowaliśmy się do Dobrzynia nad Wisłą. Wiedzieliśmy, że rozciąga się stamtąd ładny widok na rzekę, która w tym miejscu tworzy sztuczne Jezioro Włocławskie.

Jednak to, co zobaczyliśmy z miejscowej Góry Zamkowej, przerosło nasze oczekiwania. Rozciągająca się stamtąd panorama, zwłaszcza o zachodzie słońca, jest po prostu fenomenalna. Nie odda tego żaden film czy zdjęcie. Trzeba tam po prostu stanąć, poczuć wiatr na twarzy i chłonąć przestrzeń. Dla mnie był to najjaśniejszy, choć już ostatni punkt całego wyjazdu.
Wiedzieliśmy też, że za chwilę czeka nas etap zdecydowanie najgorszy, czyli powrót po zmroku przez Płock, Wyszogród i rozkopane okolice lotniska w Modlinie. Pożegnaliśmy się z Piotrkiem, który w wielkim stylu dołączył do grona naszych ulubionych znajomych. To na pewno nie była ostatnia trasa z nim jako przewodnikiem, wpadniemy tu niedługo ponownie, tym razem na objazd offroadowy. Styrani jak konie po westernie, ale szczęśliwi, późnym wieczorem dotarliśmy do domów.

(Nie) próbujcie tego sami
Co ważne, nasz wyjazd był swego rodzaju „koncentratem” z motocyklowej turystyki po województwie kujawsko-pomorskim. Chcieliśmy bowiem odwiedzić jak najwięcej punktów, które moglibyśmy wam polecić.Kujawsko-pomorskie – co zwiedzić? Nie odwiedzaliśmy mijanych obiektów. Jeżeli chcecie w pełni doświadczyć podobnej trasy, musicie zaplanować ją na więcej dni. Albo wybrać 3-4 miejsca, które najbardziej was interesują, kupić tam bilety i udać się na zwiedzanie, najlepiej z przewodnikiem. Jedno jest pewne – kujawsko-pomorskie to kopalnia motocyklowych atrakcji. Tras, zabytków, cudów natury. A przy tym nie jest tak zatłoczone jak inne regiony naszego kraju. Wpadnijcie tu, nie będziecie żałować! Turystyka motocyklowa to świetna okazja, do odwiedzenia takich miejsc.
A już za chwilę kolejny etap „Motocyklowej Polski na weekend”. Ruszamy do województwa śląskiego! Przemierzaj polskie trasy razem z nami! Przygotowaliśmy: