Honda VFR1200X Crosstourer dopieszcza w tym sezonie jeszcze bardziej. Wygoda została jednak okupiona sporą masą, co czyni tę turystyczną maszynę, dość kłopotliwą w codziennym użytkowaniu w miejskiej dżungli.
Tekst: Konrad Bartnik, zdjęcia: Robert Wiechetek
VFR1200X Crosstourer był u Hondy do niedawna jedynym wyborem, kiedy chodziło o duże turystyczne enduro, chociaż nazywanie tak prawie 300-kilogramowego kloca wydaje się mocno dyskusyjne. Pojawienie się nowej, rasowej CRF1000L Africa Twin skomplikowało nieco sytuację tego modelu, każąc na nowo określić miejsce Crosstourera w ofercie.
Najlepiej chyba spojrzeć prawdzie w oczy, usunąć wszelkie etykietki z napisem enduro i powiedzieć, że to po prostu bardzo wygodny i mocny szosowy motocykl turystyczny z ograniczoną możliwością wjazdu na szutrowe szlaki.
Warunek: długie nogi
Pierwszemu kontaktowi wzrokowemu z Crosstourerem towarzyszy spory respekt. Motocykl jest po prostu duży, dla niektórych bardzo duży. Jego stylizacja zdecydowanie ciąży ku szosowym połykaczom kilometrów, a nie wiecznie ubłoconym rasowym globtroterom. Sporo tu płynnych linii i gładkich powierzchni.
Z przodu zwraca uwagę pokaźnych rozmiarów reflektor i wysoka szyba, z tyłu natomiast dominuje bardzo masywny jednostronny wahacz, kryjący w sobie wał napędowy. Jak zwykle u Hondy jest proporcjonalnie i nowocześnie, ale dość zachowawczo, bez szaleństw. Jako motocyklowi prestiżowemu (chociażby z racji ceny) wychodzi to zdecydowanie na plus. Należy jednak pamiętać, że nie tylko finansowo jest to jednoślad nie dla każdego.
Siodło umieszczone jest dość wysoko (85 cm), do tego dochodzi szerokość maszyny, co sprawia, że przy swoich 186 cm wzrostu dotykam asfaltu tylko palcami stóp. Dzięki wysokości pojazdu i dużemu silnikowi V4 środek ciężkości siłą rzeczy powędrował do góry, co przy masie 277 kg tworzy manewrowy koszmar dla niższych i mniej umięśnionych kierowców.
Przy całym moim uwielbieniu i szacunku dla płci pięknej zdecydowanie nie polecam tego motocykla Paniom. Na parkingu trzeba się zwyczajnie naszarpać, a w ruchu miejskim bardzo łatwo o niespodziankę typu gleba w koleinie. Kierownica jest szeroka i wygodna, a lusterka dają bardzo dobry wgląd w sytuację za plecami, co raz uratowało mi skórę, o czym napiszę nieco dalej.
Trzeba jednak uważać przy przeciskaniu się między autami w korku – to ciężka i szeroka maszyna, której daleko do manewrowości skutera, dość problematyczna w prowadzeniu przy niskich prędkościach. Trzeba jednak przyznać, że budzi respekt innych kierowców i zazwyczaj uprzejmie robią miejsce.
Mam Crosstourera w swojej stajni od 3 lat. Wysokość w Crosstourerze nie stanowi większego problemu. Ja mam tylko 180 cm i dotykam do ziemi pełnymi stopami. Spotkałem jeźdźców niższych ode mnie (175 cm) i też sobie radzili. Jedynym problemem dla niższych osób jest wysoka masa połączona z wysoko umieszczonym środkiem ciężkości co utrudnia manewrowanie przy niewielkich prędkościach. Nie jest to motocykl do miasta, ani w teren. Podobnie jak inne tej wielkości i o tej masie. Co do zużycia paliwa to należy podchodzić ostrożnie do wskazań komputera, który w moim motocyklu przekłamuje dodając ok. 0,5 litra na każde 100 km. Mam też GS-a 1150 i rzeczywiste zużycie paliwa jest porównywalne, przy zdecydowanie słabszych osiągach. Silnik w tej Hondzie to potęga tak pod względem dźwięku jak i osiągów, dostępności mocy. Honda ma ogranicznik prędkości przy 209 km/h. Mój licznik przekłamuje ok.10%. Ogranicznik wkracza przy licznikowych 230 km/h.