EkstraFelietonyZima - wróg, czy przyjaciel motocyklisty?

Zima – wróg, czy przyjaciel motocyklisty?

-

Gdy byłem młodszy, jakieś 20 lat temu – ale to brzmi – podczas zimy byłem po prostu chory. Brak motocykla, brak środka lokomocji, którym dostałbym się do moich licznych znajomych rozrzuconych dość przypadkowo po Warszawie i okolicach, brak wiatru we włosach (jeszcze wtedy były), dół jak ch…olera. Ale z czasem to się zmieniło, a ja polubiłem zimę…

Pamiętam, jak dosyć poważnie mówiłem, że zima to taki czas, w którym jestem pewien, że przeżyję kilka najbliższych miesięcy. Lata dwutysięczne, jeździłem bardzo agresywnie swoim niemal stukonnym motocyklem. Inne czasy. Koledzy wysypywali się jak ulęgałki z koszyka, motocykle mocne, bez absów, kontroli trakcji. Bezpiecznie nie było, a apetyt na jazdę był nieposkromiony. To, że nigdy nie miałem poważnego wypadku, klasyfikuję jako cud natury. Jeździło się nawet w lutym, jak tylko asfalt był czarny, a był jeden taki pozasezon, chyba zima z 2005 na 2006, że motocykla w ogóle nie odstawiłem. Opłaciłem to na lata bólami zatok i potrzebą chodzenia w czapce już w październiku. Ale cóż, przynajmniej jeździłem.

YamahaFZSFazer

Tak czy inaczej, nie o tym chciałem. Zima, śnieg, lód, sól, woda, mróz – wszystko, czego nienawidzi motocyklista. Lata temu najchętniej przespałbym ten okres, budząc się jak niedźwiedź na wiosnę. Zima była dla mnie czasem depresji, a połączona jeszcze z awarią mojego pierwszego motocykla, gdzie permanentnie wiedziałem, że na wiosnę nie ruszę (brak perspektyw na naprawę, brak kasy na nowy sprzęt), powodowała wręcz myśli prawie że samobójcze (specjalnie przesadzam, ale w głowie było czarno).

Minęły lata, a ja zmieniłem optykę mojego motocyklizmu, zmienił się świat wokół nas, zmieniła się zawartość mojego portfela, to co mam w głowie. Zmieniło się wszystko, a ja zimę polubiłem. Okazało się bowiem że ja, motocyklista z krwi i kości, mogę się nie znudzić jazdą, mogę zatęsknić za czynnościami, które pod koniec lata stają się dla mnie niemal już rutynowe.

Teraz uważam, że to co nas trzyma tak mocno i latami motocyklizmu, to właśnie jego sezonowość. To jest ten swego rodzaju romantyzm sytuacyjny. Przecież wiadomo, że to co zakazane, to czego nie możemy zrobić, to na co czekamy, smakuje najlepiej. Gdyby motocykle były na wyciągnięcie ręki zawsze, w każdej chwili, o każdej porze roku, jestem przekonany, że połowa z nas by się najeździła przez pierwsze dwa, trzy, może cztery lata i potem przesiadła się do wygodniejszego samochodu, mówiąc, że ten etap mają już za sobą. Że wyrośli. Na szczęście w naszym klimacie tak się nie da, nie da się przesycić jazdą.

Dzień Otwarty Honda Autowitolin  czerwca scaled

Swego czasu, gdy pracowałem w dealerstwie motocyklowym, prowadziłem motocyklowy kalendarzyk, taki nabiurkowy. Przy każdym dniu pisałem znak minusa, plusa bądź minusa łamanego na plus. Minus oznaczał dzień, który nie nadaje się do jazdy motocyklem (deszcz, niska temperatura), plus to dzień idealny do jazdy, plus minus, to taki pół na pół, że nie padało ciągle, że było zimno ale słonecznie, etc. Taka dowolna moja interpretacja warunków pogodowych. I wiecie co z tego wyszło? W sezonie, licząc od 21 marca do bodajże 31 października, naliczyłem niemal dokładnie pół na pół dni nadających się do jazdy (włączając w to te połowiczne) z dniami, które określiłem jako do jazdy słabe. Zatem spośród 225 dni sezonu, jeśli dobrze liczę, do jazdy lepiej lub gorzej nadawało się 112.

Motocyklem zimą pod namiot? Mroźne testy sprzętu biwakowego! | Motovoyager

Ok, nie ma złej pogody, tylko źle ubrani motocykliści i inne bzdury. Ale nie chodzi tutaj o to, że odbiłeś kartę w motocyklowej fabryce i pokazałeś jaki jesteś twardziel, zaciskając zęby, ocierając wodę z twarzy pod kaskiem i jadąc zaciskałeś uda, powstrzymując się przed tym, by nie obsikać się, aby choć przez chwilę poczuć ciepło. Chodzi o pełną frajdę z jazdy, o sól motocyklizmu. O zakręty, słońce, suchy asfalt, ciepło. Z tego wszystkiego wychodzi, że trochę ponad 100 dni możemy naprawdę cieszyć się jazdą w naszej szerokości geograficznej. To sprawia, że nasza zajawka robi się naprawdę nie tak łatwo dostępna, jak się to mogłoby na pierwszy rzut oka wydawać.

Ale wróćmy do tej przerwy zimowej. Już dawno temu stwierdziłem, że planowanie, knucie i snucie planów, zmiany, tuningi, wymiany sprzętu, konserwacja akcesoriów, poszukiwanie okazji w Internecie – mocno skraca zimowe, długie wieczory. Do tego zajawka dodatkowa typu sporty walki kiedyś, teraz siłownia, oraz jeden wyjazd na snowboard gdzieś w góry, sprawiają że zima przelatuje między palcami. Nie odbieram teraz pozasezonia jako czegoś strasznego. Nie miewam już jesiennej depresji, nie wkurza mnie pogoda – no może oprócz tego, że mojego pieska muszę jeszcze dodatkowo przed spacerem ubierać w te polarowe ubranka.

Zresztą im człowiek starszy, tym czas szybciej leci i niestety/stety muszę to potwierdzić. Już mamy styczeń, zaraz luty i już marzec. A w marcu to już przy odrobinie szczęścia można zacząć nawijać te kilometry na koła naszych pojazdów. Tymczasem planujcie nowy sezon, dogadujcie się ze znajomym na wakacyjne wyjazdy, szukajcie sprzętowych okazji, zamawiajcie i montujcie akcesoria do swoich sprzętów, dokonujcie napraw, na które nie będzie czasu w sezonie.

Zima to czas, który motocyklistom ładuje baterie. Po latach tak uważam. Nie ma niczego złego w przerwie od jazdy. A jeżeli uważacie, że tak jest, to zawsze można zamiast na snowboard, pojechać na Sycylię, tak jak zrobił to nasz szef redakcji Konrad, powierzając swój zimowy miniurlop polskiej wypożyczalni motocykli motocyklem.pl.

Zwiedź Sycylię lub Tunezję na „polskim” motocyklu, płacąc za jego wypożyczenie według krajowych stawek! | Motovoyager

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się nim!
Michał Brzozowski
Michał Brzozowski
Motocyklista od 20 lat, z potężnym stażem przejechanych kilometrów, dużą liczbą przetestowanych maszyn i wielką miłością do jednośladów. Przede wszystkim kocha trzy motocyklowe segmenty: hipermocne nakedy, wygodne, duże turystyczne enduro oraz lekkie i zwinne jednocylindrowe supermoto, ale nie stroni od jazdy wszystkim co ma dwa koła. Przetestuje każdy sprzęt, a większość z testowanych motocykli chociaż spróbuje postawić na koło. Absolwent filologii polskiej na UW. Prywatnie pasjonat sportu, a w szczególności rowerów.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

POLECAMY

ZOBACZ RÓWNIEŻ