„Jak ty się tak nie boisz jeździć tymi motorami?” – to chyba jedno z najczęstszych pytań, jakie możemy usłyszeć na rodzinnym obiedzie z babciami, ciociami i innym „chórem wujów”. Ja, osobiście, wręcz przeciwnie, boję się. Boję się cały czas. I bardzo dobrze, bo dzięki temu mam za sobą parę udanych sezonów na motocyklu i opartą na solidnych podstawach nadzieję na kolejne. Odczuwanie strachu to jak najbardziej zdrowy objaw, bo idą za nim wyobraźnia, zdolność przewidywania i świadomość granic – swoich, maszyny i otoczenia.
Strach – jedna z podstawowych cech pierwotnych (nie tylko ludzka) mających swe źródło w instynkcie przetrwania. Stan silnego emocjonalnego napięcia, pojawiający się w sytuacjach realnego zagrożenia. Naturalną reakcją organizmu jest np. odruch silnego napięcia mięśni, a w konsekwencji ucieczka lub walka.
To pierwsza część opisu zjawiska strachu, jaki możemy znaleźć w Wikipedii. Wiem, żadne to poważne źródło, ale też nie zamierzam nurkować w głębszą naukę. Dalsza część tego tekstu jest jeszcze bardziej interesująca, gdyż, moim zdaniem, bardzo celnie trafia w interesującą nas wszystkich aktywność, czyli szeroko pojęty motocyklizm:
Spowodowany jest zdolnością zapamiętywania i kojarzenia podobnych sytuacji (podobna sytuacja w przeszłości miała groźny skutek) oraz w przypadku ludzi z umiejętnością abstrakcyjnego myślenia (z mojej decyzji wyniknie sytuacja, która spowoduje groźny skutek). Strach może mieć skutek pozytywny, gdy efektem jest ochrona nas lub naszego interesu, albo negatywny, gdy powstrzymuje nas przed konsekwentnym dążeniem do celu. Jest subiektywny, gdyż ten sam spodziewany skutek nie zawsze i nie u wszystkich spowoduje poczucie zagrożenia.
Racjonalne podstawy
Ważne jest przy tym, żeby umieć odróżnić strach od lęku. Nasz strach jest silnie umocowany w rzeczywistości, obiekt lęku jest natomiast irracjonalny. Dlatego zamiast wyśmiewać, powinniśmy doceniać pojawiające się u nas od czasu do czasu lub tlące się non stop z niskim natężeniem uczucie strachu. Jest to bowiem naturalny bezpiecznik, który świadczy o prawidłowo działającym mózgu. Cenna pamiątka po przodkach, którzy tysiącami ginęli w starciach z tygrysami szablozębnymi, żebyśmy mogli dzisiaj nie tylko uprawiać motocyklizm, ale też nie zrobić sobie krzywdy przy bardziej prozaicznych zajęciach. Nie bez powodu ludzie robiący czasem szalone rzeczy – mistrzowie wyścigowi i rajdowi, kaskaderzy czy żołnierze sił specjalnych – często mówią, że boją się i unikają tych, którzy nie odczuwają strachu. Czasem rzeczywiście kryje się za tym jakiś geniusz, ale znacznie częściej szaleństwo i/lub głupota.
Czego boję się jadąc motocyklem?
Udało mi się uniknąć strachu wynikającego ze statystyk dotyczących motocykli. Jestem świadomy wielokrotnie większego ryzyka niż w czasie jazdy autem, braku stref zgniotu i poduszek powietrznych, delikatności ludzkiego ciała w starciu z przeszkodą już przy niewielkiej prędkości. To akurat biorę na klatę, bo z drugiej strony wagi mam nie tylko dużo sprawniejszy transport, ale przede wszystkim niepowtarzalne przeżycia i wspomnienia. Wielokrotnie w rozmowach ze znajomymi i bliskimi wspominałem, że motocykle, a zwłaszcza podróże motocyklowe, dały mi już w życiu tyle, że nie będę żałował nawet jeśli stanie mi się coś poważnego.
![Konrad felieton 3 Strach ma wielkie oczy… i sporo zalet. Czy jadąc motocyklem możemy, a wręcz powinniśmy się bać? [felieton]](https://motovoyager.net/wp-content/uploads/2023/03/Konrad-felieton-3.jpg)
Nie boję się złych warunków pogodowych, gęstego i chaotycznego ruchu drogowego czy kiepskiej nawierzchni – bo do tego wszystkiego jestem w stanie dostosować swoja jazdę. Jedynym zbiorem sytuacji, które w czasie jazdy motocyklem wciąż prowadzą mnie czasem na granice niezdrowego strachu, są te, które kompletnie nie zależą ode mnie. Są groźne pomimo wszystkich moich własnych środków ostrożności.
Nieunikniona odrobina hazardu
Boję się – a nie odczuwam lęk, bo wszystko to jest zupełnie racjonalne – rzeczy, które atakują zupełnie znienacka, w sposób loteryjny. To przede wszystkim plamy oleju i innych śliskich substancji na drodze, w zasadzie niemożliwe do wypatrzenia na czas, zwłaszcza po zmroku. Odwołując się do definicji z Wikipedii (podobna sytuacja w przeszłości miała groźny skutek): tak, kilka razy pojechałem na rozlanym oleju/paliwie i pamiętam to uczucie – nie byłem w stanie zrobić kompletnie nic. Zawsze ratowało mnie to, że akurat miałem wyprostowany motocykl i mocne nogi. Ale to było wyłącznie szczęście, a ja nie znoszę sytuacji, w których zależę od szczęścia. Jest to zasób zdecydowanie wyczerpywalny.
Co jeszcze budzi we mnie strach za kierownicą motocykla? Ludzka głupota, brak wyobraźni i przewidywania, które objawiają się nagłym wyrwaniem z kolumny pojazdów, wyprzedzaniem i jazdą na czołówkę ze mną. Również miałem kilka takich sytuacji i znów – tylko szczęście trzyma mnie wciąż w pionie. Pamiętacie trójkę motocyklistów zmiecionych pod Łodzią przez kierującą jeepem? O to właśnie mi chodzi. Podobnie z manewrami „na Majtczaka”, kiedy nagle mam za plecami bardzo szybko jadący pojazd i w zasadzie jestem uzależniony od chwilowej dyspozycji jego kierowcy. Za to nie mam większego problemu z wyjeżdżającymi z bocznej/podporządkowanej uliczki, bo tam, obserwując takie miejsca i jadąc z odpowiednią prędkością, jestem jeszcze w stanie coś zrobić.
Trzecia rzecz, mam wrażenie, że wciąż grubo niedoceniana, czyli zwierzęta. Miałem kiedyś abstrakcyjną wręcz sytuację na leśnym odcinku DK 10 pod Bydgoszczą. Zwykła krajówka, ale szeroka, z wykoszonymi pasami trawy po obu stronach. Jechałem wtedy Burgmanem 650, jakieś 90-100 km/h, więc bez przeginki, a według niektórych standardów – emerycko. W ułamku sekundy znalazło się przede mną stado saren albo jeleni. Nie wybiegły, tylko dosłownie wyskoczyły ze ściany lasu. Jeden osobnik przeleciał przede mną, drugi tuż za mną. Przejechałem jak przez jakiś hologram, nie dotykając nawet klamki hamulca. Nie było kiedy. Kolejny przykład pewnego hazardu, jakim zawsze jest jazda jednośladem.
Strach, nie paraliż
Co mogę zrobić z opisanymi sytuacjami, w których niewiele ode mnie zależy? Nic albo prawie nic, chyba że w ogóle zrezygnuję z jazdy motocyklem, a najlepiej wychodzenia z domu. Z tą odrobiną strachu trzeba po prostu żyć… i jeździć. Stałe lekkie napięcie zwiększa nasze bezpieczeństwo. Silnik potrzebuje ciągłego smarowania i nasz umysł także. Grunt, żeby nie przesadzić z ciśnieniem. Szerokości w nowym sezonie!
Motocyklisto, wszyscy mają cię w dupie! I to jest bardzo dobra wiadomość! [Felieton]