Tak, zdecydowałem się na niewykropkowaną artystyczną „dupę” w tytule artykułu, bo „gdzieś” jest w tym przypadku zbyt cukierkowe. A wielu z nas lubi żyć w słodko pachnącym obłoku wyobrażeń i oczekiwań. Jedną z takich waniliowych chmurek jest przeświadczenie, że coś nam się od kierowców samochodów należy. I może, jeśli będziemy ich odpowiednio mocno edukować, będą dla nas milsi i czulsi na nasze specjalne potrzeby. Bo przecież jesteśmy specjalni i wyjątkowi, nie?
Początek sezonu za nami, pierwsze wyjazdy odhaczone, większość pozimowego piachu z poboczy zamieciona, pierwsze szutry podrapane. Ja już w zasadzie zdarłem pierwszą kostkową oponę (front), założoną jakoś w marcu. Przy tej okazji trochę prywaty, polećcie proszę w komentarzach coś 90/90-21, co działa jak Mitas E 09, ale starzeje się z większą godnością…
Nie brakuje również codziennych doniesień medialnych z całego kraju o wypadkach motocyklistów, niestety wielu śmiertelnych. A pod nimi, również jak co roku, dyżurna porcja komentarzy, zarówno od osób jeżdżących motocyklami, jak i laików w tym temacie lub wręcz ludzi wrogo nastawionych do jednośladów. Tę drugą grupę (dawcy, idzie wiosna będą warzywa, jeszcze nie widziałem motocyklisty jadącego przepisowo, strach przez nich wyjechać, zakazać motocykli itp.) tym razem pominę, bo z niewiedzą i uprzedzeniami ciężko dyskutować. Natomiast niezmiennie co roku zadziwiają mnie komentarze tych silnych, doświadczonych i myślących mężczyzn na potężnych motocyklach, którzy lamentują, że kierowcy aut po prostu chcą ich zabić…
To nie motocykle są wszędzie
Za Wielkim Słownikiem Języka Polskiego: Realizm – postawa właściwa komuś, kto liczy się z faktami i trafnie ocenia rzeczywistość oraz wybiera właściwe środki prowadzące do celu. To właśnie ta definicja, a głównie jej pierwsza część, jest moim zdaniem podstawą do zakończenia życia w sposób naturalny, po dziesiątkach udanych sezonów na motocyklu. Musimy się nauczyć oddzielać stan faktyczny od marzeń, wyobrażeń i oczekiwań. Będzie nam wtedy mniej wesoło, ale tylko przez chwilę. Na dłuższą metę brutalnie realistyczne podejście do rzeczywistości czyni nas niemal kuloodpornymi. Na motocyklu i w każdej innej dziedzinie życia.
Przykład pierwszy z brzegu, moje ulubione naklejki „Motocykle są wszędzie”. Ta, k…a, chyba w Bombaju w godzinach szczytu… Od lat intensywnie się rozglądam i na ziemi między Odrą i Bugiem to nie motocykle są wszędzie. To auta są wszędzie. Osobówki, ciężarówki, autobusy, nawet rowerzyści i piesi. Oni są wszędzie, a nie motocykle. My jestesmy błędem w Matrixie, chwilową anomalią w jako tako uporządkowanym ruchu drogowym. Niewiele więksi od rowerzystów, szybsi w zasadzie od każdego. Elektrony z ADHD. Hiszpańska inkwizycja, której nikt się nie spodziewa.
Przykład drugi, „fakt autentyczny”. Po polskich drogach jeździ wielu durni, którzy nigdy nie powinni wsiadać za kółko. Nikt nie bada predyspozycji psychicznych kandydatów na kierowców, którzy później z lubością wyskakują na czołówkę, ścinają ślepe zakręty, wymuszają pierwszeństwo. Jest też wielu kierowców dramatycznie słabych nie ze swojej winy. Niektórzy po prostu nie mają predyspozycji, ale musieli zrobić prawo jazdy, bo np. trzeba wozić dzieci do przedszkola, a we wsi zlikwidowali PKS-y. Niektórzy są w podeszłym wieku i zmysły już nie te. Wielu też jeździ nagrzanych i po chemii wspomagającej wyobraźnię. Nikt z tych osób nie będzie specjalnie czuły na obecność motocyklisty, zwłaszcza prującego z prędkością trzykrotnie przekraczającą dopuszczalną na danym odcinku. Oni wszyscy mają na głowie inne problemy, niż to, że była jakaś akcja edukacyjna, a motocykle są wszędzie.
Wiaderko zimnej wody
Przykład trzeci, kwestia elitarności, wyjątkowości i oczekiwanego podziwu, którego jakoś tak brakuje, a być powinien. No cóż… wielu z nas lubi o sobie myśleć, że dzięki doświadczeniu na motocyklu jesteśmy lepszymi kierowcami aut. Tak samo oczekujemy wielkiego szacunku i specjalnego traktowania, zwłaszcza jeżeli jeździmy maszyną dużą, szybką i mocną jak tur. Że każdy kierowca auta widząc małe światełko w lusterku powinien zrobić, co w jego mocy, by rozpędzonemu elektronowi nie stawać na drodze. Nawet jeśli jest przed szczytem wzniesienia lub na ostrym zakręcie, a linia środkowa jest ciągła i ewidentnie podwójna.
PRL-owska epoka niedoborów skończyła się ponad 30 lat temu. Ryczące i lśniące motocykle z Japonii, USA czy zachodniej Europy nie robią już na nikim wrażenia. Wtopiły się w krajobraz, a wcześniej zlały ze sobą. Już nie błyszczą na tle eshaelek, wuesek, maluchów, żuków i nys w burych kolorach. W zasadzie mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że większość społeczeństwa, reprezentowanego przez najliczniejszych u nas kierowców aut, nie lubi motocyklistów. A wręcz wielu motocyklistów nie lubi innych motocyklistów (to akurat temat na osobny felieton).
Można przyjąć, że dla innych użytkowników dróg jesteśmy jak irytujące komary, tylko bez możliwości legalnego ubicia. Jeżeli już ktoś podziwia nasze maszyny, to najczęściej są to inni użytkownicy motocykli. I to też tylko część z nich. Kaziu, napisz sto razy na tablicy: Jest 2023 rok, nie jestem wyjątkowy. Jest 2023 rok, nie jestem wyjątkowy. Jest 2023 rok, nie jestem wyjątkowy…
Nobody cares…
… czyli „nikogo to nie obchodzi”. O czym mowa? O tobie i twoim życiu. No, może rodziców i najbliższą rodzinę co nieco obchodzisz, najbliższych przyjaciół już ciut mniej, a znajomi… No cóż, są w stanie przeboleć twoje porażki, o zgonie też zadziwiająco szybko zapomną. Czasem tylko na spotkaniu przy piwie ktoś rzuci „To już pięć lat? Jak to zleciało…”. Czy to ponura wizja rzeczywistości? Nie, dla mnie jest bardzo oczyszczająca. Bo idzie za nią pełna odpowiedzialność za własne życie. Kiedy uświadomisz sobie, że jesteś zależny wyłącznie od siebie, staniesz się niezniszczalny. Nie mając żadnych oczekiwań wobec ludzi, zwłaszcza obcych, nie możesz zawieść się na ludziach. Nie złamie cię żadna krytyka, nie rozmiękczą komplementy. Proste.
Nic naprawdę nic nie pomoże, jeśli ty…
… nie pomożesz dziś miłości. Miłości do samego siebie. A przynajmniej odrobiny sympatii i chęci do dalszego życia. Pierwszą pomocą jest tu przeniesienie jak największej porcji odpowiedzialności z innych użytkowników drogi na siebie. Fakt podsumowujący – kierowcy aut wcale nie chcą nas zabić, tylko mają nas, pardon my French – w dupie. Bywają też zwykłymi baranami albo złośliwymi bucami. I to się za naszego życia nie zmieni. Motocykle też nigdy nie staną się powszechne w kraju, gdzie sezon trwa kilka miesięcy. Przecież gdy tylko pojawił się w miarę dostępny Fiat 126p, nasz przemysł motocyklowy zaczął się gwałtownie zwijać. Polacy nie są narodem motocyklistów, powszechnie jeździli jednośladami tylko z konieczności. Dzisiaj, jeżeli chcemy jeździć motocyklem po drogach publicznych i żyć, musimy zacząć przyjmować to do wiadomości.
Faktem jest też to, że bezwypadkowa jazda na motocyklu wymaga również zwykłego szczęścia, któremu zawsze można pomóc. Tutaj akurat równanie jest bardzo proste, a grają ze sobą cztery czynniki: twoje umiejętności i refleks, cudze umiejętności i refleks, prędkość (czyli czas i odległość) oraz właśnie szczęście. Im więcej własnego skilla i mniejsza prędkość, tym mniejsza zależność od innych kierowców i zwykłego przypadku. Odwrotnie – możesz być doskonałym kierowcą, mającym szybkie prowadzenie motocykla w jednym palcu, ale im większa prędkość, tym mniejsze ma to znaczenie, bo stajesz się zależny od umiejętności innych oraz dobrowolnie wrzucasz się do bębna maszyny losującej. To kwestia twojego wyboru, a nie tego, że ktoś się uwziął na motocyklistów. Tylko później nie mów, że nie wiedziałeś.
To nie egoizm
Tak więc zachęcam do wzięcia spraw w swoje ręce i jeżdżenia tak, żeby zawsze być w stanie sobie pomóc. Zawsze z planem B, nigdy z tylko jedną szansą powodzenia, nigdy na pewniaka, nigdy jak autem, bo przecież „tamten miał obowiązek…”. Bardzo ważne jest również to, że chwaląc postawę realistyczną absolutnie nie zachęcam do drogowego i życiowego egoizmu. Wręcz przeciwnie, musimy być coraz bardziej świadomi obecności i potrzeb innych użytkowników dróg, zwłaszcza najsłabiej chronionych – pieszych i rowerzystów. To jest jednak robota na pokolenia, z wcześniejszą rewolucją w edukacji i dwukrotnym zaoraniem systemu szkolenia kierowców. Być może to nigdy nie nastąpi, bo wcześniej upowszechnią się pojazdy w pełni autonomiczne i dobrze zaprogramowane.
I jeszcze jedno – wpadajcie na tory (asfaltowe i offroad), kiedy tylko możecie. Tam wspomniana matematyka działa zupełnie inaczej, a czerpanie przyjemności nie wymaga większych kalkulacji.
Zdjęcie tytułowe: Charlie Egan / Unsplash
Świetny tekst. Bardzo dobre, prawdziwe ujęcie tematu. Też podobnie to widzę. Określenie “My jestesmy błędem w Matrixie, chwilową anomalią”… trafnie podsumowuje zagadnienie. Brawo autor.
Jestem motocyklistką od bardzo niedawna i powiem szczerze , że od bardzo niedawna też zaczęłam zwracać uwagę na motocykle jeżdżąc autem Zaczęłam szanować .Przyznaję się bez bicia . Jestem podobno dobrym kierowcą auta , choć nie za bardzo grzecznym Zderzylam się z rzeczywistością wsiadając na motocykl Uczy pokory Czuję się na nim świetnie , ale też mam świadomość i w zupełności się zgadzam z autorem , że dużo zależy od tzw . szczęścia ( choć wolę mówić od przypadkowego zbiegu okoliczności z pozytywnym dla motocyklisty zakończeniem).Na motocyklu tak naprawdę jesteśmy prawie bezbronni Moje umiejętności , choć też radzę sobie ponoć dobrze, są jeszcze znikome i zrobiłam wszystko, żeby być w miarę bezpieczna i bardzo apeluję do wszystkich na motocyklach, żeby ustępowali , bo mądry głupiemu ustępuje , nawet mając rację , pierwszeństwo i takie tam , bo tylko my sami możemy się uratować w razie czego
Strzał w dychę, sam lepiej bym tego nie ujął,jeżdżę od 16 roku życia ,a mam 57lat i 6 motocykli w garażu. Marek
Super tekst . Masz świetne pióro , lekko sie czyta . Merytorycznie zgadzam się jal najbardziej
Warto przeczytać, mądry tekst. Dodam od siebie że człowiek uczy się całe życie bo zawsze coś może nas zaskoczyć czego przewidzieć się nie da. Do życia trzeba mieć respekt, szczególnie na motocyklu.
Sama prawda i każdy rozsądny motocyklista to przyzna. Ja używam “zasady niewidzialnosci” – z góry zakładam, że nikt mnie nie widzi, nie wpuści, nie ustąpi, a najchętniej przejedzie. Dziesiątki tysięcy bezpiecznie przejechanych kilometrów rakietą na dwóch kółkach sugerują, że to chyba dobry pomysł. Pozdrawiam i udanego sezonu.
Motoz tractionator adventure. Jest jeszcze bardziej śliska i głośna ,ale twardsza.
Bardzo dobry artykuł
Zgoda w 100%
Zdecydowane barwo. Wolniej nie konieczne znaczy szybciej, ale na pewno bezpieczniej.
Naprawdę bardzo trafne przemyślenia i porównania
Teksty masz Ok. Zgadzam się z nimi. W przestrzeni publicznej brakuje informacji , prostego przekazu jak się zachować wobec innych uczestników ruchu. Można to robić tablicami informującymi i uczącymi jak postępować. Słychać tylko narzekania na innych. Ja mam doświadczenie z roweru, masz pierszeństwo ale czy wszyscy o tym wiedzą i to wykorzystuję w jeździe motocyklem.
Bravo artykuł. Mnie uczono jeszcze jednej kwestii- jeździj tak jakby każdy chciał cie zabić na drodze.
True, dobrze napisane
Gdzie te tory? Podpowiesz? Crossowcy nawet w czarnej dupie innym przeszkadzają a psy za punkt honoru mają rozjechać choc jednego motocyklistę …
Super pan piszesz, treść też rewelacyjna i myśl taka niepopularna lwg
Przerost formy nad treścią.