Motocyklowe i około motocyklowe zaskoczenia 2023 roku, czy takie były? Postanowiłem zapytać o to moich redaktorów, jak i samemu zastanowić się nad tym, co najbardziej zaskoczyło mnie w mijającym roku.
Konrad, Krzysztof, Dawid i Marcin zostali zapytani przeze mnie praktycznie jednocześnie. Żaden nie wiedział, co odpowie reszta, każdy miał dowolność wypowiedzi, bez żadnych ograniczeń i żadnego narzucania woli naczelnego… W tym roku nagraliśmy ponad 60 filmów na nasz kanał Youtube, przetestowaliśmy kilkadziesiąt motocykli, przejechaliśmy kilkadziesiąt tysięcy kilometrów na motocyklach naszych i na motocyklach testowych. To jest potężna podstawa, by wyłuskać z niej choć po jednym motocyklowym zaskoczeniu 2023 roku.
Konrad Bartnik
Moje największe zaskoczenie sezonu 2023 to ilość frajdy, jaką mogą dać proste motocykle z silnikami o małej pojemności i totalnie niewygórowanych osiągach. Zgodnie z hasłem „lepiej konia poganiać niż go wiecznie wstrzymywać” idealnie jeździ mi się nimi po lokalnych wiejskich drogach w mojej okolicy. Maszyny typu Benelli Imperiale 400 czy cała seria 350-tek Royal Enfielda, zwłaszcza modele Classic i nowy Bullet, stały się dla mnie receptą na czysty relaks i skuteczne wietrzenie głowy.
Po chwilowym zachłyśnięciu się nowoczesną technologią mam wrażenie, że motocyklowo wracam do korzeni i czuję się tam jak w domu. Małe klasyki to chyba jedyne jednoślady, którymi z pełną przyjemnością jeździ się z prędkościami rzędu 60-80 km/h. Ma to jeszcze jedną zaletę – żeby wyrwać mandat, trzeba naprawdę tego chcieć.
Krzysztof Brysiak
Michał, niby trudne pytanie, bo to kolejny rok z dużą liczbą testowanych przeze mnie motocykli, wypraw, wyjazdów, wydarzeń, ale ja cię zaskoczę! Nie mam żadnego problemu z wyborem największego zaskoczenia A.D. 2023. Od razu pomyślałem o Moto Morini Seiemmezzo SCR. Od tego modelu zaczęła się moja fascynacja scramblerami.
Nieszablonowy wygląd i wygodna pozycja to niezaprzeczalne atuty tego motocykla. Jednak najbardziej ujmuje połączenie żywiołowej jednostki napędowej z lekkością i łatwością prowadzenia. Teoretycznie 61 KM i 54 Nm nie powalają, jednak charakterystyka silnika rodem z Kawasaki ER-6 została przez Włochów na tyle zmieniona, że sprawia on wrażenie zupełnie nowego, o wiele bardziej żywiołowego i mocniejszego. Motocykl całkowicie sponiewierał moją spokojną naturę, wyzwalając chochlika, zachęcającego do dynamicznej jazdy, unikania dróg asfaltowych i szaleństw w terenie. Lekkim, ale jednak terenie. Bardzo duże i pozytywne zaskoczenie.
Dawid Majewski
Hmm, dla mnie chyba największym zaskoczeniem tego sezonu był Royal Interceptor 650 z akcesoryjnymi wydechami. Motocykl kompletnie bez sensu, przynajmniej w moim wypadku, bo to taka bulwarówka, ale dźwiękiem dawał taką frajdę z jazdy. Zmuszał wręcz, żeby spod każdych świateł przyspieszać, przed każdymi hamować, by ten wydech bulgotał. Bajka.
To jedna z takich zabawek, którą mógłbym mieć w moim garażu tylko po to, by raz na dwa tygodnie zrobić sobie nią 40-minutową przejażdżkę po mieście. Aaaa, no i kolejne zaskoczenie, to że spodnie od kompletu renomowanej przecież firmy Revit puściły na szwach już po pierwszym założeniu. To było kompletne zaskoczenie.
Marcin Plewka
Dobrze wiesz Michał, że w tym sezonie więcej mnie nie było niż byłem… Ten rok był przełomowy w moim życiu prywatnym i motocykle odstawiłem na drugi, a może i trzeci tor. Ale zaskoczenie było, jedno – a to takie, że mój nowy Schuberth S3 jest tak drastycznie cichszy od Araia Quantuma, którego miałem wcześniej.
Jeżdżę nakedem głównie i na nim różnica w decybelach generowanych przez te dwa kaski jest wprost niewyobrażalna. A, przy okazji jak już gadamy, to zamówiłeś mi interkom Seny do mojego Schubertha?
Michał Brzozowski
To ja zacznę przewrotnie, od tego, że to wcale nie jakiś motocykl mnie specjalnie zaskoczył, a wręcz cały kraj. Za to motocyklowo. Chodzi oczywiście o Rumunię, którą zwiedziliśmy podczas naszej redakcyjnej, wakacyjnej wyprawy nazwanej Rumgarią.
O ile Bułgaria nie wywarła na mnie jakiegoś pozytywnego wrażenia, o tyle Rumunia wprost przeciwnie. Okazała się krajem wyjątkowo przyjaznym dla motocyklistów, Polską sprzed 20 lat, kiedy to wszyscy kierowcy byli na ulicach mniej spięci i bardziej wyluzowani. Do tego wspaniałe kręte drogi o świetnej, zaskakująco świetnej miejscami jakości oraz oczywiście zatrzęsienie misiów na Transfogaraskiej. Niby wiedziałem, że będę je mijał, ale nie myślałem, że będzie ich aż tyle, naliczyłem około 10 sztuk!
A drugie zaskoczenie, to skuteczność pewnego produktu wypróbowanego na tym wyjeździe. Otóż wyobraźcie sobie, że przez 4000 km naszej wyprawy na motocyklach obładowanych kuframi, sprzętem również biwakowym, po prostu przeładowanych, na których jeździliśmy w deszczu, w upale, po górach – w żadnym nie musieliśmy ani razu naciągać łańcucha! Ani w średniaku V-Stromie 800 DE, ani w obu V-Stromach 1050. Świetnie się spisał bardzo niepozorny produkt, jakim jest smar do łańcuchów oringowych w sprayu firmy Liquy Moly.

Do tej pory topem dla mnie był smar firmy Bel Ray, ale Liqui go zdetronizował. Dodatkowo nie spadał z łańcuchów brudząc obręcz, choć nie zawsze smarowaliśmy po jeździe, czasem bezpośrednio przed nią. Na 4000 km podróży smarowaliśmy jakieś 4, może 5 razy, nie więcej. Dla mnie kosmos jak ochronił łańcuchy naszych motocykli przed nadmiernym zużyciem.
Rok 2024?
Jaki będzie? Zapowiada się naprawdę ciekawie. Mamy w głowie zarówno nasze coroczne projekty, jak i coś zupełnie nowego. Rok zacznie się intensywnie od objazdu mojego i Konrada praktycznie całej Polski z pewnym wydarzeniem. Ale o tym za chwilę! Tymczasem życzę Wam wszystkim wspaniałego, niezwykle udanego życiowo i motocyklowo nadchodzącego roku! Do zobaczenia na trasie i… nie tylko!