Całkiem niedawno przeczytałem gdzieś na blogu, że Suzuki SV 650 to motocykl, któremu konstrukcja nie pozwala rozwinąć się od 2010 roku i właśnie wtedy powinien był on zniknąć z rynku. Tymczasem jest dostępny w ofercie po dzień dzisiejszy. Postanowiłem przyjrzeć się aktualnej wersji, by stwierdzić, czy rzeczywiście model ten powinien czuć się na rynku osamotniony niczym starzec, którego wszyscy rówieśnicy już dawno odeszli, a z młodymi nie potrafi znaleźć wspólnego języka.
Pierwsze pytanie jakie sobie zadałem, rozpoczynając ten test, nasunęło mi się intuicyjnie. Otóż, czy Suzuki byłoby w stanie wypuszczać na rynek coś, co od lat nie jest rentowne? Zapewne nie, ponieważ ekonomia zabiłaby ten model już dawno. A jednak ciężko mi znaleźć w nim jakąś namiastkę nowoczesności. Rzut oka na wyposażenie, które podkreśla brak oświetlenia LED, kolorowego wyświetlacza TFT, czy kontroli trakcji mówi samo za siebie. Zagłębiając się w funkcje systemów pokładowych… Zaraz, zaraz… Jakich systemów? Sterownik silnika nie daje możliwości konfiguracji trybów jazdy, a poza ustawowym ABS-em, nic więcej nie czuwa nad moim bezpieczeństwem. Do tego gaz i sprzęgło sterowane są linką.
Jeżeli dziennikarze lubią pisać o starszych konstrukcjach, że trącą myszką, ten powinien im śmierdzieć naftaliną z kilometra. A jednak musi być w nim coś, co pozwoliło mu przetrwać na tym trudnym rynku przez lata. Trzeba tylko znaleźć odpowiedź na pytanie, co?
Agresywnie już było
Pierwsze moje spotkanie z Suzuki SV 650 nastąpiło w okolicy 2005 roku. Jeśli sięgnę pamięcią do tamtego czasu, to uznam, że był to motocykl dosyć szorstki w obyciu, poprzez swoją, jak dla mnie, mało elastyczną jednostkę napędową. Wtedy każdy kochał rzędowe czwórki, a na entuzjastów V2 w naked bike patrzono, jak na amatorów kwaśnych jabłek. Mimo tego jednoślad z Hamamatsu zyskiwał uznanie swoją, już wówczas, bezawaryjną konstrukcją oraz bardzo ciekawym i nowoczesnym designem. W pamięci utkwił mi zwłaszcza tył motocykla. Ta lampa… To było coś.
Mieszczuch z papierami na A2, który bywa na torze
Obecna wersja SV 650 to typowy mieszczuch. Z drapieżcy, jakim go zapamiętałem po pierwszym spotkaniu, pozostało niewiele. Dawny łobuz dziś trochę dojrzał, spokorniał i co ciekawe stał się przez to motocyklem, który ludzie wybierają na początek, rozpoczynając swoją przygodę z motocyklami. Niegdyś nikomu bym nie polecił SV-ki, jako maszyny dla nowicjusza. Dzisiaj wręcz przeciwnie.
Motocykl ten bardzo często można spotkać na szkoleniach torowych, prowadzonych przez Suzuki Polska. Żeby przybliżyć Wam, jak łatwa w użytkowaniu jest obecna wersja tego jednośladu, nadmienię, że swoje pierwsze szlify motocyklowe zdobywała na nim top modelka Sandra Kubicka, która związała się z tą japońską marką. Z tego względu musiałem chwilę zaczekać na jego dostępność. Ale gdy tylko nadarzyła się okazja, od razu to wykorzystałem i przystąpiłem do testu.
SV czyli Shorty Vehicle
Sprzęt odebrałem w wielkim mieście, czyli w Warszawie. Postanowiłem jednak sprawdzić jego walory użytkowe w trasie. Wiem, to dosyć dziwny pomysł. Zwłaszcza, że model ten doczekał się kilku wariacji na swój temat, a jedną z nich jest świetny motocykl turystyczny, który powstał na bazie pierwszej SV-ki. W tym sezonie miałem nawet okazję go przetestować. Mowa oczywiście o Suzuki V-Strom 650.
Historia pamięta jeszcze naked bike, któremu SV użyczyła swych genów – Gladiusa. Nie będę jednak oceniał SV650, jako motocykla turystycznego lub czysto miejskiego. Sprawdzić chciałem bardziej jego wszechstronność i uniwersalność. Moim głównym celem w teście było uzyskanie odpowiedzi na pytanie, czy motocykl ten nadaje się nie tylko do miejskiej dżungli, do której został stworzony, ale także, czy sprawdzi się kawałek poza nią?
Dosyć wąska kanapa oraz kierownica, na której nie ma możliwości przyczepienia standardowego uchwytu do telefonu, zapowiadały trudną podróż. Jak już pisałem, to nie jest motocykl turystyczny, z czego zdawałem sobie sprawę od początku, więc wiedziałem, czego mogłem się po nim spodziewać.
Lepiej już było?
Czasem lubię się rozczarować na wstępie, by pod koniec móc stworzyć historię z happy endem. I przyznam się szczerze, że w tym przypadku również w głębi ducha na to liczyłem. Pierwsze zauroczenie przyszło dosyć szybko. Znana mi od blisko dwudziestu lat jednostka napędowa nabrała ogłady i dziś mogę ją nazwać kulturalną. Z szarpiącego łańcuchem nerwusa, stała się w obecnej formie nad wyraz płynna. Bardzo dobrze wytłumiono też wibracje, które poprzednie modele lubiły fundować swoim kierowcom podczas jazdy. Motocykl bardzo ochoczo przyspiesza, reagując na gaz już od samego początku. Pozwala to na jazdę z wykorzystaniem dostępnego momentu obrotowego w bardzo szerokim zakresie. Po aktualizacji silnika, by spełniał ustawowe Euro 5, Suzuki straciło kilka koników, lecz dalej legitymuje się ich całkiem akceptowalną ilością. Ciekawe, że tak wiele bardziej skomplikowanych napędów poległo na normach spalin a ta, jakże prosta konstrukcja, po naprawdę banalnej zmianie, polegającej na przebudowie katalizatora, pozostała w ofercie producenta. Silnik, obecne 73 konie mechaniczne, osiąga przy 8500 obrotach na minutę, a maksymalny moment 64 Nm jest dostępny blisko dwa tysiące obrotów wału korbowego niżej. Świadczy to o tym, że jednostka napędowa nie jest wyżyłowana, dając frajdę z jazdy w zakresie obrotów, które nie wystraszą żadnego użytkownika. Skrzynia biegów informowała mnie o kolejnym przełożeniu bardzo pewnym chlaśnięciem, przez co czułem, że bieg, który zapiąłem mi nie wyskoczy. Ogólne wrażenie z jednostki napędowej tego motocykla mam takie, że został on przez tyle lat doświadczeń dopracowany do perfekcji. Nie jestem w stanie znaleźć jego słabych stron, zapewne jest to główny powód tego, że ludzie właśnie po niego sięgają. Można by rzec, że to stary motor a może.
Nowy rok, stary ja?
Obecny na rynku model, w niewiele zmienionej formie, istnieje od 2015 roku. Wtedy to pożegnano się z charakterystyczną, płaską ramą, która bardzo mi się osobiście podobała i przedstawiono nową wersję SV650. Rurowa rama zmienionego motocykla nawiązuje do pierwszej edycji modelu. Z tego powodu sprzęt wizualnie zgrzeczniał. Jak dla mnie stał się przez to trochę nijaki. Do dzisiaj nie jestem w stanie powiedzieć czy jest on brzydki, czy ładny. Gdyby ktoś tak jak ja, szukał w SV trochę więcej emocji, polecam by wybrał wersję X. Przeszywany, stylowy fotel oraz klimatyczna owiewka tej wersji zdecydowanie nadają jej charakteru. Główną różnicą między wersją X, a podstawową jest też regulacja zawieszenia przedniego. W motocyklu podstawionym do testu brakowało regulacji napięcia wstępnego widelca przedniego. Trochę szkoda, chociaż nie powiem, że narzekałem jakoś specjalnie na brak pewności prowadzenia koła to jednak chętnie nieco bym go utwardził, czyniąc tym samym przednie zawieszenie mniej delikatnym.
Zadanie podczas testu, początkowo ułatwiały świetnej jakości asfalty na terenie, po którym się poruszałem. Kamuflowały wszystkie braki w pracy zawiasu. Tył to stara szkoła z Hamamatsu, o której już chyba wszystko zostało przez te lata napisane. Bardzo lekka i wąska konstrukcja ramy, chociaż była wadą przy załadunku na wyjazd, teraz na górskich podkrynickich serpentynach pokazała swoje drugie oblicze. Motocykl w ciasnych zakrętach radził sobie bardzo dobrze, kładąc się z prawdziwą lekkością w wymagające winkle. Znów to powtórzę o czym wspominałem przy okazji poprzednich testów. Lubię jeździć motocyklami, nad którymi dominuję swoimi umiejętnościami jazdy. SV 650 zdecydowanie do nich należy.
Motocykl (nie)uniwersalny ?
Chwila prawdy nadeszła niespodziewanie. Asfalt się skończył, a trasa mojej podróży wieść zaczęła leśnym duktem, poprzecinanym płytkimi brodami rzecznymi. I znów te mieszane uczucia. Cieszyłem się w duchu, że nie trafiłem tu na Hayabusie, lecz przeklinałem, że nie jest to V-Strom. Kolejny raz na szutrach przydała się lekkość konstrukcji, choć przeszkadzała w rzecznych odcinkach. Woda wręcz zabierała motocykl ze sobą, nie dając mi możliwości kontroli nad nim. Uwierzcie mi, że ostatnią przeszkodę tego typu pokonywałem ze łzami w oczach głośno krzycząc sam do siebie w kasku: „Ile jeszcze?!”. Szosowe opony i niski prześwit do ziemi, dały mi się we znaki bardzo szybko. Dotąd ładnie wyeksponowana, niczym nieosłonięta jednostka napędowa, w moment zniknęła zaklejona błotem.
Udało się. Przebrnąłem przez całość, lecz przyjemności z tego przejazdu nie było żadnej. SV650 zdecydowanie nie sprawdził się jako uniwersalny przyjaciel w podróży. Po trzech dniach takiej mieszanej przygody i blisko 1500 przejechanych kilometrach mój kręgosłup zaczął mi przypominać o swoim istnieniu. Wpływ zapewne miały na to małe gabaryty motocykla. Chciałem już wracać, najszybciej jak to możliwe.
Autostradowe ograniczenia prędkości, nie dla SV
Dorzuciłem kilka kilometrów na trasie po to by znaleźć się na autostradzie. Miał to być ostatni sprawdzian dla tego motocykla. Duży tank bag, który bardzo często zabieram w podróż, podczas tego wyjazdu często nie musiał być rozpinany w celu dostępu do korka wlewu paliwa. Spalanie rzędu 4,0L/100km przy blisko 14 litrowym zbiorniku pozwalało mi pokonywać spore, jak na miejski motocykl odległości. Torba ta miała też dodatkowe dwie funkcje, po pierwsze miałem gdzie włożyć nawigację oraz rozbijała pęd wiatru na autostradzie. Motocykl ochoczo jechał z prędkością do 130 km/h. Jednak wyższe prędkości autostradowe zaczynały mnie męczyć. Inaczej zestrojona skrzynia biegów pozwala na żwawsze poruszanie się po zatłoczonym mieście, jednak na autostradzie musi uznać wyższość konstrukcji turystycznej. Do tego marna ochrona kierowcy przed wiatrem i spychające mnie podmuchy pędu powietrza spowodowane przez inne pojazdy sprawiły, że SVki nie dopiszę do swojej top listy motocykli sportowych ale pochwalę za bardzo sprawny układ hamulcowy. Suzuki nie oszczędzało na hamulcach a dwie przednie tarcze potrafią wykonać swoją pracę szybko i skutecznie.
Podsumujmy
Jaki zatem jest Suzuki SV650? Przede wszystkim bardzo dopracowany. Brak w nim jakościowych bubli, tandetnych rozwiązań, czy wad fabrycznych. Poza tym jest bardzo trwały, wręcz niezniszczalny. Do tego z łagodnym przebiegiem charakterystyki pracy silnika optymalnie oddaje moc na tylne koło. Przesiadłem się przecież bezpośrednio z Hayabusy, a nie brakowało mi w SV mocy w stosunku do możliwości motocykla oczywiście. Czasami tak mam, że czuję, że jakiś jednoślad przy tym zawieszeniu, czy tej konstrukcji ramy mógłby dać z siebie więcej silnikowo. Tutaj mam wrażenie spójnej całości. Spójnej, lecz trochę nijakiej, pozbawionej emocji, których ja szukam w tych wspaniałych maszynach. To rewelacyjny sprzęt na to, by poznać swoją drogę. Niezawodny i wdzięczny przyjaciel, który zawsze dowiezie do celu. Jednak przyjdzie ten moment w życiu, że odstawimy go w kąt, wiedząc, że to, co nowe, będzie dla nas zdecydowanie lepsze. On jednak się tym nie zrazi, i znajdzie znów kogoś, kogo będzie urzekał swoimi mocnymi stronami. A poza wymienionymi wyżej, jest jeszcze ta cena… 29 900zł. Czy można go zatem nie pokochać?
Specyfikacja techniczna
Typ silnika | 4-suwowy, 2-cylindrowy, chłodzony cieczą, DOHC, 90° V-Twin |
Średnica cylindra × skok tłoka | 81,0 mm × 62,6 mm |
Pojemność skokowa | 645 cm3 |
Moc maksymalna | 54 kW (73 KM) / 8500 obr./ min |
Moment obrotowy | 64 Nm / 6300 obr./ min |
Długość całkowita | 2130 mm |
Szerokość całkowita | 760 mm |
Wysokość całkowita | 1090 mm |
Rozstaw osi | 1445 mm |
Prześwit | 135 mm |
Wysokość siedziska | 785 mm |
Masa w stanie gotowym do jazdy | 198 kg |
Stopień sprężania | 11,2 : 1 |
Układ paliwowy | Wtrysk paliwa |
Rozrusznik | Elektryczny |
System smarowania | Mokra miska olejowa |
Przekładnia | 6-biegowa o zazębieniu stałym |
Przełożenie wstępne | 2,088 (71 / 34) |
Przełożenie główne | 3,066 (46 / 15) |
Zawieszenie – Przód | Teleskopowe, sprężyny walcowe, amortyzatory olejowe |
Zawieszenie – Tył | Wahaczowe, sprężyna walcowa, amortyzator olejowy, regulacja napięcia wstępnego sprężyny |
Pochylenie / wyprzedzenie | 25.0° / 104 mm (4.1 in) |
Hamulce – Przód | Tarczowy podwójny |
Hamulce – Tył | Tarczowy |
Opony – Przód | 120/70ZR17M/C (58W), bezdętkowe |
Opony – Tył | 160/60ZR17M/C (69W), bezdętkowe |
Układ zapłonowy | Elektroniczny zapłon (tranzystorowy) |
Zbiornik paliwa | 13,8 l |
Ilość oleju (całkowita) | 3,1 l |
norma Euro | 5 |
emisja spalin ( g/km) (WMTC) | 96 |
zużycie paliwa (l /100 km) (WMTC) | 4.1 |