Na motocyklach jeżdżę od 2000 roku i trochę już gleb zaliczyłem, a jeszcze więcej udało mi się ich uniknąć. Trochę też ich widziałem w wykonaniu moich kolegów, znajomych i nieznajomych. Opiszę tutaj kilka z nich. Tych głupich, prozaicznych paciaków, które mogą się przydarzyć każdemu, nawet doświadczonemu motocykliście. Napiszę też jak ich uniknąć. To co, zaczynamy?
Głupie błędy. Kto ich nie robi? Chyba każdemu mogą się zdarzyć. Policjant postrzelił się w stopę, strażak się podpalił, a motocyklista zaliczył glebę parkingową – ile by doświadczenia oni wszyscy nie mieli, zawsze można się pomylić, zagapić, nie ogarnąć czegoś – w prozaiczny sposób. Oto 5 kuriozalnych, ale prawdziwych przyczyn parkingowych gleb motocyklowych.
1. Zaczep
Może się to wydawać niemożliwe, ale jednak zdarzyło się to nazbyt wiele razy podczas mojej kariery motocyklowej. Szerokie spodnie jeansowe z podwiniętymi nogawkami czy buty, np. popularne motocyklowe trampki, ze sznurówkami to pułapki, które sami zastawiamy na siebie. Było tak. Pojechaliśmy z moim redakcyjnym kolegą Marcinem na testy motocykli Honda do warszawskiego dealera. On miał fireblade, ja afrykę. Stajemy na światłach, na pierwszych światłach, a Marcin z całym motocyklem wali się na ziemię. Na szczęście nie było żadnej prędkości, motocykl po prostu położył się na jego nodze – a uwierzcie mi, miał na czym, i nawet nie porysowały się owiewki. Cud. Podnoszę motocykl i Marcina i pytam się – Co do cholery się stało? A Marcin na to – Nogawką spodni zaczepiłem o owiewkę i nie mogłem zdjąć nogi z podnóżka, podeprzeć się i się zwaliłem jak długi…
Kuriozalna przygoda. No ale mam też drugą. Kupiłem swoją pierwszą DRZ od starszego gościa, który stwierdził, że jednak motocykle nie są dla niego po tym, jak sznurówka jego butów zaczepiła się o podnóżek i wyłożył się na postoju wraz z motocyklem. To się zdarza. To może zdarzyć się także wam. Upychajcie sznurówki w buty, nie kupujcie jeansów ze zbyt szerokimi nogawkami, falującymi na wietrze i mogącymi zaczepić się o kawałek waszego motocykla. Czyli tak jak na zdjęciu wyżej – wszystko źle! Tak, to ja, podczas testów trampków motocyklowych od Shima SX-2 w moich ulubionych, szerokich jak diabli jeansach motocyklowych Motto Wear Combat. I wiecie co? Parę razy zdarzyło mi się zaczepić nimi o coś, ale zawsze udawało się podeprzeć nogą.
2. Nierozłożona do końca nóżka boczna
Taka nóżka, która wystaje z motocykla idealnie pod kątem prostym, czyli nie będąca rozłożona do końca, da naszemu motocyklowi oparcie w pierwszej chwili. To nas może uśpić, a wyniki mogą być dwa. Albo rozłoży się do końca i motocykl szarpnie, przechyli się troszkę bardziej na lewą stronę ale stanie stabilnie, albo… no właśnie, złoży się smutno a motocykl runie na glebę. Zupełnie tak, jak na filmie.
Rozwiązanie? Ja zawsze przed postawieniem motocykla na nóżce kopię w rozłożoną już podpórkę. Dzięki temu wiem, że jest otwarta na maxa i nie złoży się pod ciężarem motocykla. Proste, ale skuteczne.
3. Ruszanie z disclockiem
Pamiętam to jak dziś, choć od obserwowanego przeze mnie zdarzenia minęło już z 15 lat… Motocyklowa Giełda na Służewcu. Warszawski bazar wiosenny po prostu, święto motocyklistów. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, często w przystępnej cenie. Dużo gratów, części itp. Ja byłem szczęśliwy, bo znalazłem nowy klosz do mojej XT 600 E, bo stary pękł mi podczas… no właśnie, o tym za chwilę. Wychodziłem już z giełdy. Stałem pod bramą i gadałem z kumplami. Kątem oka obserwowałem starszego jegomościa – jakieś 60 lat – który pakował się na swoją shadowkę. Wiecie, skóry, frędzle, chromy, pióra, kity, cały ten towar glamour bdsm. Zanim się poogarniał, nawiązał na twarzy chusty z czaszką, pozakładał rękawice bez palców, trochę czasu minęło. W końcu zapuścił motor, dźwięk krzyczących orłów rozniósł się po okolicy. A właściwie głuche dudnienie rozwierconych oryginałów. Nieważne. Buduję napięcie, buduję tę atmosferę blichtru, przepychu i podziwu, który roztaczał wokół siebie ów jegomość, ewidentnie sprawdzając czy gawiedź się patrzy, gdy będzie ruszał. No i ruszył. A my patrzyliśmy. Dag, dag, dag, dag, dag – zaklekotały tłoki, zanim silnik wkręcił się na obroty usłyszeliśmy strzał disclocka w lagę, a motocykl zwalił się na lewą stronę przygniatając biednego atencjusza. Dag, dag, dag, pfffff… motor zgasł. Zgasł też blichtr, skończył się podziw, zaczęła się szydera. Aby tego uniknąć, pamiętajcie o swoich disclockach, jeśli nie, używajcie linki, którą zaczepiacie o kierownicę. Ale to jest wiadomo, mało profi – każdy widzi wtedy, że nie jeździcie dużo, skoro musicie linkę przypominającą rozciągać. Oczywiście żartuję, nie ma wstydu, ale też jest inny sposób. Zawsze przetaczajcie kawałek motocykl zanim ruszycie. Prosta metoda, a się sprawdza. Oczywiście, jeśli nie chce się wam patrzeć na tarczę hamulcową przed ruszeniem.
Kymco Xciting VS 400 – piąta generacja doskonałego maxiskutera już w salonach!
4. Zapadnięcie się
Odstawiacie motocykl, który stoi stabilnie. Tak wam się wydaje. Po chwili słyszycie głuche uderzenie sprzęta o ziemię. Zdarzyło mi się to kilka razy. Winne temu jest miękkie podłoże, szczególnie, gdy stawiamy motocykl bezpośrednio na ziemi, ale w upalne dni i na asfalcie może być niebezpiecznie. Stąd też motocykliści pod nóżki boczne swoich motocykli podstawiają zgniecione puszki, kamienie, czy nawet patyki. Wszystko, co powiększy szerokość podpórki, dając jej większe oparcie. Oczywiście adventurowcy mają swoje nóżki poszerzone specjalnymi nakładkami i im takie historie się nie zdarzają.
Opowiem jedną ze swoich przygód związaną z tym zjawiskiem, bo myślę że jest ciekawa. Nocowałem nad Balatonem wracając z wakacji w Chorwacji w 2009 roku. Dogadanie się z Węgrami graniczyło z cudem, ale jakoś mi się to udało i znalazłem nocleg. Motocykl postawiłem na żwirze, obok murku okalającego posesję. Padnięty wielogodzinną drogą poszedłem spać. W nocy nad Balatonem przewaliła się burza z ogromnymi opadami oraz wiatrem. Słyszałem wycie alarmu w mojej RD07. Skoro wyje, to znaczy że nikt jej nie ukradł – pomyślałem, i nie wstałem z łóżka. Wycie powtórzyło się ze dwa razy, ale tylko mnie to upewniło, że motocykl stoi jak stał, pewnie po prostu się buja na wietrze i czujnik przechyłu wariuje. Wtem usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem, przede mną stał pan, który nam wynajmował pokój. Powiedział zaaferowany mniej więcej coś takiego – Szolokoszolto to szkolo szoto szol karasztoloroto eszwageszek motor. Zrozumiałem oczywiście jedynie ostatnie słowo. Dobra, chodzi o motocykl. Ok, podziękowałem, ubrałem się i polazłem zobaczyć co się stało. Okazało się, że rozmokły od ulewy grunt przyjął nóżkę mojego motocykla, a jego owiewka niebezpiecznie zbliżyła się do niskiego murka, niemal go dotykając. Sprzęt tak mocno przechylił się, że stał w złożeniu jakby leciał na nim Marquez we winklu. Gdyby nie czujny Węgier, miałbym porysowane, a może i popękane plastiki w mojej starej afryce. No cóż. Trzeba pamiętać, żeby zawsze na luźnym podłożu – piasek, ziemia, trawa, żwir – coś pod nogę podstawiać.
5. Cofanie może nie gleba, ale uszkodzenia…
Opowiem wam jak to było z tym XT-kiem i kloszem tylnej lampy. Bo połamałem go dwa razy. Pierwszy przypadek, to była prawdziwa, samochodowa parkingówka. Ruszałem spod Dwóch Kół – motocyklowego pubu w Warszawie. Motocykli nastawiane było wtedy mnóstwo. To były jeszcze czasy, gdy motocykliści spotykali się w pubach i miejscówkach, nie to co teraz. No nieważne, żeby wyjechać musiałem kawałek cofnąć. No i cofnąłem, nie patrząc się do tyłu. Głuchy trzask i klosz eksplodował. Wiecie, tylne światło w iksteku to było czerwone, wystające koryto wielkości opakowania serka Danio, może nawet większe. Dotknąłem wystającego gmola jakiegoś kredensu stojącego za mną i klosz prysł, rozpadł się, zdezintegrował. Od tamtej pory zawsze schodzę z motocykla jak cofam nim wśród przeszkód, co też wam radzę. Było ciemno, wydawało mi się, że mam miejsce, nie miałem.
Drugi klosz załatwiłem jeszcze ciekawiej. Brak garażu spowodował, że motocykl zimował w piwnicy. Z niej jest u moich rodziców w domu taki stromy wyjazd bezpośrednio na zewnątrz. Ja, mój ojciec i sąsiad wyciągaliśmy ten motocykl za pomocą holu podczepionego do poloneza. Hol – jakaś sparciała linka – pękł, motocykl mimo hamulca stoczył się i uderzył w ścianę – kloszem tylnej lampy oczywiście. Bzdura. Od tamtej pory już nie wprowadzam motocykli do piwnicy rodziców…
5 prim: Uwaga, gdy ślisko…
Dobra, a żeby nikt się nie czepiał, że miało być pięć gleb, a były tylko cztery, to dopisuję tutaj przypadek poślizgnięcia się własnym butem. Odstawiasz nogę na śliskie podłoże. Rozlane paliwo, olej czy kto tam wie. Najczęściej można takie rozlewiny spotkać na stacjach benzynowych. No i gotowe. Noga odjeżdża, motocykl się przewraca. Zawsze trzeba patrzeć na podłoże po którym jedziemy i unikać postoju w miejscach, gdzie asfalt, kostka brukowa czy chodnik jest brudny, a gdy jest mokry – to tęczowy.