Kiedyś mijaliśmy się na szkolnym korytarzu, a po 13 latach wspólnie idziemy przez życie spełniając marzenia. Zarażona motocyklami Natalia brnie do przodu – zrobiła właściwe prawo jazdy i może już sama jeździć na dwóch kołach. Wiosną 2023 załatwiliśmy drugi motocykl i stworzyliśmy plan na zagraniczne wakacje. Ruszyliśmy do Czarnogóry z Voge 500DS i Kawasaki ER-5.
Czarnogóra to piękny kraj z malowniczym krajobrazem. Mnóstwo zakrętów, dobre jedzenie i ciekawa kultura. Zabraliśmy tam Voge 500DS, by sprawdzić, jak typowo chiński motocykl poradzi sobie w 40-stopniowym upale.
Nowy gracz wśród pięćsetek – Voge 500DS [test, opinia, recenzja, dane techniczne, spalanie]
Wyjazd z Polski to typowy tranzyt bez jakiś większych przygód, ale z pewnym ryzykiem. Jedziemy przez Słowację, Węgry, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę docierając w końcu do Czarnogóry. Dystans 1400 kilometrów pokonujemy w 24 godziny. Wieczorem docieramy do bazy, zdejmujemy motocykle z przyczepy i szybko zasypiamy… Nie mamy co prawda dokumentu notarialnego, który uprawnia nas do jazdy motocyklem, którego właścicielem wciąż jest importer marki Voge – na szczęście nikt o to nie pyta.
Park narodowy Durmitor
Jakieś 180 km trasy po górach, temperatura sięga 35 stopni, dopijamy kawę. Ja wsiadam na Voge, Natalia na Kawasaki i ruszamy. Plan jest ambitny, wyobrażenia też, ale rzeczywistość nas mocno weryfikuje. Jestem bardzo ciekawy, jak świeżak Natalka poradzi sobie w innym kraju na swoim własnym motocyklu. Tego dnia ruch na drodze P14 biegnącej przez park narodowy jest ogromny. Ciągła jazda z prędkościami rzędu 30 km/h oraz sporo przystanków, by zrealizować dla was materiały video oraz zrobić zdjęcia.
Kraj słynący z przepaści i rosnący z kilometra na kilometr lęk Natalki nie wróżą nic dobrego. Przez trzy godziny jedziemy na wyłączonych silnikach, trzymając ciągle hamulce, bo trasa z ogromnym nachyleniem prowadzi ciągle w dół. Natalia płacze z bezsilności, ale nie ma wyjścia – musimy za wszelką cenę dojechać do głównej drogi… Jesteśmy już bardzo zmęczeni, na szczęście znajdujemy restaurację, w której jemy smaczny obiad. Godzina już dosyć późna więc kierujemy się do bazy. Niewiele brakuje, by Natalia dostała spadającym kamieniem w kask. Docieramy bezpiecznie i podejmujemy decyzję na resztę dni – od tej pory będziemy jeździć we dwoje na Voge, by spokojnie zrealizować cały materiał i jak najwięcej zobaczyć.
Most nad Tarą
Słynny most to główny punkt tego dnia, ale cała trasa liczy 280 km. Centralny kufer Voge służy za oparcie pleców Natalki, która może się oprzeć i odpocząć po dniu wczorajszym. Teraz podróżujemy już we dwoje na jednym motocyklu. Natalia nie musi skupiać się na drodze i może napawać fajnymi widokami. Docieramy do głównego celu, który jest popularną atrakcją turystyczną. Można tu również przejechać tyrolką nad całym korytem rzeki Tary.
Kupujemy pamiątki dla naszych patronów, nagrywamy ujęcia do odcinka i ruszamy dalej szukać miejsca na odpoczynek. Łąka nad rzeką i pasące się krowy – idealne miejsce na postój. Wchodzimy do wody i schładzamy się. Zapominam wyłączyć zapłon w Voge i motocykl z ledwością odpala. Zbieramy rzeczy, ruszamy i głodni szukamy restauracji. Po drodze znajdujemy odpowiedni lokal i jemy szybki posiłek, w czasie którego nadciąga silna burza z piorunami. Chowamy całą elektronikę i kierujemy się do bazy. To nie koniec przygód – w drodze powrotnej pod koła wbiega nam zbłąkana wiewiórka…
Zatoka Kotorska
To chyba najbardziej malownicze miejsce w Czarnogórze. Tego dnia trasa liczy przeszło 500 km. Horizont Bar przy drodze P1 to urokliwe miejsce, z którego jest rewelacyjny widok na Kotor. Dzięki człowiekowi o dobrym sercu, który zarządził przerwę w pracach budowlanych, udaje nam się osiągnąć ten cel. Akurat wtedy trwa przebudowa drogi i trasa jest zamknięta dla ruchu. Mój angielski jest bardzo słaby, ale z pomocą Tłumacza Google dogaduję się z panem od kierowania ruchem, który postanawia nam pomóc. Niestety jeden z operatorów koparki nie wie o naszym przejeździe i spycha głaz prosto na nas. Udaje nam się mocno przyspieszyć i uniknąć tragedii, ale klakson koparki słyszymy do dziś. Sytuację widać na filmie, który jest już na YouTube.
Kilka kilometrów dalej znajdujemy małego pieska, któremu Natalka daje jeść i pić. Jest bardzo głodny i spragniony. Tosty, które przygotowaliśmy dla siebie na drogę, bardzo smakują małemu przybyszowi. Pomagamy mu w miarę możliwości i jedziemy dalej. Ogromne pola tytoniu kuszą, by zabrać jakiś liść do domu. Zbliża się zachód słońca, więc wjeżdżamy na punkt widokowy Grlo Sokolovo. Spotykamy żółwia, osła oraz sporo bydła. Nagle wprost pod koła motocykla wyskakuje silny pies pasterski. Bardzo niebezpieczna akcja, ale finalnie udaje nam się dotrzeć do punktu widokowego, z którego szybko uciekamy nękani przez rój pszczół. Słońce zachodzi i nasz dzień dobiega końca.
Starówka w Mostarze
To już końcówka naszego urlopu i ostatni długi wyjazd – do Bośni i Hercegowiny. Jako pierwszy punkt wybieramy akwedukty, które napotkaliśmy po drodze. Robimy zdjęcia i za kilka chwil ruszamy dalej, do jaskini Vjetrenica. Kupujemy bilety i przewodnik zabiera nas do środka. Rezygnuje z opowiadania o tym miejscu, bo i tak byśmy nic nie zrozumieli. Brzuchy puste, więc udajemy się do restauracji na dawnym dworcu kolejowym. Tu jemy naprawdę przepyszne regionalne danie, cevapcici, wraz z serkiem kajmakowym.
Do naszego głównego celu, czyli Mostaru, dojeżdżamy po zmroku. W oddali słychać nawoływanie do modlitw w meczecie, co przykuwa uwagę Natalii. Podchodzimy bliżej i obserwujemy ten element miejscowej kultury. Spacerujemy po mieście i robimy pamiątkowe zdjęcie na słynnym moście. Śmiałkowie za pieniądze skaczą do wody. Spotykamy innych Polaków, z którymi zamieniamy kilka słów. Jemy pizzę i w nocy wracamy do bazy.
Ostatni dzień przeznaczamy na odpoczynek przed podróżą do Polski. Natalia nie daje za wygraną – uparła się, by kupić arbuza od lokalnego gospodarza. Jedziemy więc 50 km na południe kraju po 7-kilowy okaz. Pakowanie motocykli oraz innych rzeczy i powrót do szarej rzeczywistości – z 40-stopniowego upału do deszczowej Polski.
Jaki sprawdził się Voge 500DS?
Voge 500DS to uniwersalny motocykl, który idealnie spisał się podczas naszej podróży. Niskie spalanie, na poziomie 3,4 l/100 km, które udało nam się wykręcić, zapewniało spory zasięg na jednym zbiorniku. 50-konny silnik w zupełności wystarczał, by na nawet na szóstym biegu przy niskiej prędkości odwijać manetkę i jechać żwawo do przodu. Jeden raz zaświeciły się check engine oraz kontrolka awarii systemu pomiaru ciśnienia w oponach (TPMS), ale po ponownym odpaleniu maszyny wszystko wróciło do normy. Na sam koniec dodam, że całkiem sporo tych motocykli jeździ u naszych czeskich sąsiadów.
Wszystkie odcinki relacji z naszego urlopu możecie zobaczyć na youtubowym kanale Krzychu & Laxa TV. Zapraszamy!
Ściągamy z przyczepy…. I tyle było z czytania “relacji z podróży”
heh, nagłówek rodem z clickbaitów. można się nabrać, nie powiem
No tak, bo najważniejszą rzeczą jest przeciurać się przez autostrady… Byłem w Chorwacji, Albanii, Czarnogórze – trzy razy. Zawsze na kołach. I wiesz co? Zawsze mokłem, raz zasnąłem za kierownicą, wymęczyłem się. Żaden problem pojechać tam z przyczepą, jeśli komuś to pasuje. Trochę tolerancji. A dodatkowo zupełnie nie rozumiesz znaczenia pewnych słów, a do tego nie umiesz czytać (nawet tytułu) ze zrozumieniem… – Brzoza