Uwielbiamy Nürburgring. Zresztą już w tym tygodniu ponownie się tam wybieramy, żeby na słynnej Nordschleife przetestować dla was kolejne motocykle. Od tego sezonu na niemal 21-kilometrowej „pętli północnej” będzie jeszcze przyjemniej, a przy okazji bezpieczniej. Zarząd toru postanowił bowiem wyeliminować z ogólnodostępnych jazd „turystycznych” pojazdy będące na tego typu obiekcie zwykłymi zawalidrogami.
Do tej pory wstęp na Nordschleife, czyli starą, historyczną część toru Nürburgring, miały auta i motocykle, których prędkość maksymalna wynosiła co najmniej 60 km/h. Jako że na tym torze nie ma górnych limitów prędkości (poza strefami oznaczonymi znakami), dochodziło tam często do kuriozalnych i niebezpiecznych sytuacji. Nierzadko spotykały się tam motocykle klasy 125 i sportowe litry czy małe autka miejskie typu Fiat Panda i kilkusetkonne supersamochody. Nordschleife jest pełna zacieśniających się, ślepych zakrętów, nietrudno więc było o wypadek.
Nurburgring motocyklem, czy warto? Touristenfahrten na nowej Suzuki Hayabusa!
Od tego sezonu wymagana prędkość maksymalna pojazdów chcących uczestniczyć w swobodnych jazdach po torze Nürburgring została drastycznie podniesiona. Obecnie wynosi ona co najmniej 130 km/h, co ma być potwierdzone w fabrycznych danych homologacyjnych danego auta czy motocykla. Zarząd obiektu chce w ten sposób podnieść poziom bezpieczeństwa wszystkich zmotoryzowanych gości. Już teraz jest on wysoki – wedle udostępnionych statystyk, na Nordschleife zdarza się jeden incydent (niekoniecznie wypadek) na 809 okrążeń przejechanych przez odwiedzających tor kierowców.
Pozostałe zasady korzystania z szeroko udostępnionej części Nürburgringu się nie zmieniają. Chcąc przejechać się po słynnym „zielonym piekle” musimy mieć ukończone 18 lat, ważne prawo jazdy, a nasz pojazd musi być zarejestrowany i posiadać aktualne ubezpieczenie. Nie zmienił się również limit hałasu, wynoszący 130 dB, na którym niestety niedawno się przejechaliśmy…