Ten wyjazd nie był jakoś mocno planowany. Po prostu Słoniu, właściciel Kawasaki H2, chyba najmocniejszej w Polsce, zapytał mnie, czy nie przejadę się z nim na tor, na słynny Nurburgring w Zachodnich Niemczech. 22-kilometrowa pętla, arena prędkości, zielone piekło… Pewnie, odpowiedziałem bez namysłu. Tylko muszę sobie zorganizować motocykl na tę wyjątkową okoliczność.
Nie lubię sportów, motocykli, na których człowiek tak długi jak ja, poskładany jest jak scyzoryk. Jednak potrzebuję sprzętu, który z ogromnymi prędkościami jest na ty, który supersamochodom jadącym na torze obok mnie nie będzie się kłaniał…
Wybór padł na ubiegłoroczną nowość japońskiego producenta, czyli trzecią generację kultowej Hajki!
Motocykl mocny, generujący 190 KM, 150 Nm, a przy tym bardzo stabilny przy dużych prędkościach,
wygodny,
wyposażony w elektronikę zakrętową, narowisty i jednocześnie łatwy do opanowania…
Zdecydowanie nowa Hajka jest motocyklem, który ma w sobie doskonałe proporcje czorta z piekła rodem i anioła stróża. Tak Słoniu, lecę na Nurbur z Hają!
Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Ustalenie terminu wyjazdu, rezerwacja hotelu. W międzyczasie okazało się, podczas przeglądu moich akcesoriów motocyklowych, że moje poprzednie sportowe buty – RST Tracktech Evo – straciły slidery. Jeden zgubiony, drugi przetarty. Zacząłem panicznie szukać ich w necie, ale z pomocą przyszły mi Dobre Sklepy Motocyklowe. Skoro zadowolony jestem z tego obuwia, a oni nie mają na stanie w tym momencie sliderów do niego, to podeślą mi nowe buty, takie, żeby kolorystycznie pasowały mi na wyjazd… Jak obiecali, tak zrobili i na Nurburgring miałem przygotowane nowiutkie RST w kolorze mojej Hajki!
Mega! Pozostało więc już tylko pakowanie, załadunek motocykli na busa i przyczepkę i ogień!
Na przyczepie wieźliśmy też trzeci motocykl – Yamahę R1 M kolegi Słonia – Sztachusa, który to na miejsce z kolegą (Pawłem) przyjechał drugim samochodem. Jadę po ksywach, bo prawie wszyscyśmy Michały i na miejscu mówiliśmy do siebie właśnie po ksywkach, albo rocznikach. Wiecie – Majki 81 to ja, Majki 91 to Słoniu, a Majki 95 to Sztachus. No po prostu śmiechom nie było końca.
Po przejechaniu 1200 km w jakieś 14 godzin, w sobotę wieczorem zalogowaliśmy się w hotelu Dorint. Zobaczcie jaki mieliśmy widok z balkonu…
Na pierwszym planie jeden z zakrętów toru GP Nurburgring, dalej prosta zaliczana do pętli Nordschleife, po której pędzi żółte i niebieskie Porsche, a w tle wzgórze z zamkiem Nurburg. Po prostu bajka!
Łapiemy się z chłopakami, którzy już na nas czekają na miejscu, wyładowujemy motocykle i idziemy na zasłużone piwko. Jedno, małe i spać. Jutro będzie wielki dzień…
Budzę się równo o 8 rano. Na zewnątrz, mimo zamkniętych okien, huk jak startujących odrzutowców. To na torze GP trenuje klasa GT3. Superauta latają na przelotowych tłumikach, a pod naszym balkonem mają wyjście z ostatniego winkla na długą prostą startową. Nie da się spać już dalej.
Mnie z podniecenia, stresu oraz po wczorajszym zjedzeniu BurgerKinga w trasie, ściska w żołądku. Ból jest ogromny. Nie wiem co się dzieje. Czuję się słabo, na śniadaniu piję tylko herbatę. Nie jestem w stanie wmusić w siebie nawet gryza. Trudno. Tłumaczę sobie, że to tylko przejęcie tym, co ma za chwilę nadejść… Mam jeździć wśród szybszych aut po nieznanym mi torze, na którym jest siedemdziesiąt kilka zakrętów, a wszystko to z prędkościami przekraczającymi chwilami 250 km/h. Niestety to nie był stres – a zatrucie pokarmowe. Miałem cierpieć calutki dzień, aż do późnego wieczora.
Nurburgring to tor, ale mający status płatnej drogi publicznej. Wiecie, taka autostrada dla wybranych i odważnych. Oprócz tego, że mają na niej zastosowanie przepisy ruchu drogowego – na przykład zabronione jest wyprzedzanie z prawej strony, czy są w niektórych miejscach znaki ograniczające prędkość nawet do 50 km/h, to również są flagowi, zupełnie jak na zwykłym torze, którzy ostrzegają nas przed niebezpieczeństwami znajdującymi się na nitce.
Aby wjechać na tor, należy opłacić karnet w specjalnym kiosku. Jeden przejazd to 30 euro, ściągane z karty magnetycznej za każdym razem, aby móc otworzyć szlaban wjazdowy.
I tutaj ważna sprawa dla każdego, kto chce mieć pamiątkę ze swojego przejazdu. Nie można nagrywać filmów z innych miejsc w pojeździe niż w jego środku. Mocowanie gopro na mojej klatce piersiowej, na oryginalnych szelkach było już kwestionowane przez obsługę toru, ale udało się wjechać. Kamera zamocowana na kasku, podnóżkach pasażera, uchwycie pasażera, czy w podobnych miejscach po prostu nie przejdzie. Jeśli chcecie mieć pewność, że obsługa toru nie będzie się was czepiać, musicie skonstruować mocowanie na górnej półce. To jest w pełni dozwolone.
Wjeżdżamy na tor. Pierwsze okrążenie zapoznawcze. Samochody, które kierowane są przez osoby znające tor wyprzedzają mnie jeden po drugim. Na szczęście tylko z lewej strony. Zbawienne jest posiadanie lusterek – bez nich też nie wjedziemy na tor. Jadę swoje, co ma być, to będzie. Hajka pozwala na wiele, na prostych łykam auta, na zakrętach mnie dochodzą. Normalna rzecz. Szczególnie, że tylu, tak mocnych fur w jednym miejscu nigdy nie widziałem. Lambo, Porsche, Jaguary, BMW, Lotusy, Corvetty…
Zakręty na Nurburgringu są wyprofilowane tak, aby z nich jak najrzadziej wypadały auta. Są nachylone do wewnętrznej, jak zjazdy z autostrad. Przez to bardzo trudno jest nam zamknąć opony. Zarówno ja, jaki i pozostałe Michały, mieliśmy jakieś centymetrowe paski wstydu na oponach naszych motocykli.
Na torze znajdują się też dwie tarki, czyli dwa zakręty wzmocnione betonowymi płytami. Jadąc motocyklem lepiej je ominąć. Samochody wjeżdżają na nie i pędzą z niesamowitą prędkością…
Tor zbudowano w drugiej połowie lat 20. ubiegłego wieku. Wije się on wśród wzgórz gór Eifel. Dzięki temu jego charakterystyczną cechą jest zmiana wysokości. Różnica w wysokości między najniższym a najwyższym punktem toru wynosi 300 metrów. To sporo. Mamy dzięki temu dużo ślepych wzniesień, przez które przejeżdżamy na pamięć – wiedząc że za nimi jest prosta – wtedy ogień, albo zakręt – wtedy redukujemy prędkość.
Pierwsza rundka po torze wyczerpała mnie i fizycznie i psychicznie. Do tego to paskudne zatrucie i sytuacja, w której Mercedes SLS omal nie otarł się o mnie podczas wyprzedzania. Składam się w winkiel od zewnętrznej do wewnętrznej, nie spojrzawszy wcześniej w lusterko (potem już o tym pamiętałem), przecinam oś toru a tu nagle wyprzedza mnie auto, niemal ocierając się o moje kolano, łokieć, lusterko. Szok i stres. Miałem nawet pomysł, że nie wjadę drugi raz na tor, szczególnie gdy stało się to:
Po pierwszym kółku, w ramach redukcji emocji, pojechaliśmy na jeden z zakrętów poobserwować jak przejeżdżają go inni kierowcy, gdy nagle usłyszeliśmy szlif, podniósł się kurz i potem nastąpiło tępe uderzenie. To motocyklista wypadł z zakrętu. Jego pojazd nie miał absu, przestraszył się prędkości, a może przejeżdżającego obok auta i zamiast złożyć się w winkiel nacisnął mocno klamkę hamulca (tak to sobie wykoncypowaliśmy). Blokada przedniego koła i uderzenie w bariery. Chłopak był nieprzytomny. Gapie rzucili się by mu pomóc, inni krzyczeli by nie zdejmować mu kasku. Przyjechali najpierw ratownicy, później karetka, a następnie wylądował śmigłowiec pogotowia i przyjechała policja. Tor zamknięto na jakąś godzinę. Przerażająca sytuacja. I tutaj porada – jeśli wybieracie się na Nurburgring, jedźcie tylko z motocyklem posiadającym chociaż ABS. Ten potrafi naprawdę uratować życie.
Mi podczas agresywnych pojazdów pod wzniesienia Busą, po ustawieniu mapy A i kontroli trakcji na poziomie pierwszym (najdelikatniejsza ingerencja) świeciły się lampki ostrzegawcze, dając do zrozumienia, że systemy są i działają. Cóż, z niektórych wzniesień na kolejnych kółkach już wyskakiwałem (tak mi się przynajmniej wydawało). Przecież musiałem wjechać na ten tor po raz kolejny…
Kolejne okrążenia były już pewniejsze, szybsze i zdecydowanie bezpieczniejsze. Moja większa prędkość, to mniejsza różnica prędkości między nawet szybkimi autami. Więcej czasu na ich zauważenie w lusterku i zjechanie im z drogi lub próbę ucieczki (to drugie na dłuższą metę jednak mi nie wychodziło). Dodatkowo frajda z wyprzedzania innych pojazdów – samochodów czy motocykli. Hajka – ponad dwustusześdziesięciokilogramowa locha prowadziła się bardzo dobrze. Jej duży rozstaw osi nie przeszkadzał w składaniu się w “samochodowe” winkle, a pomagał stabilnością na prostych. Zdecydowanie Hajka to świetny wybór na ten tor.
Niedzielne Touristenfahrten na Nurburgringu to święto motoryzacji, dzień święty dla każdego petrol heada, który jest w okolicy. Wspaniałe auta, szybkie samochody, świetna atmosfera pikniku motoryzacyjnego. Rozmowy z ludźmi nie tylko z Niemiec, ale przyjeżdżających tłumnie z Wielkiej Brytanii, Luksemburga, Holandii, Belgii czy Francji. Jeśli kochasz motoryzację, powinieneś tu przyjechać i wjechać, chociaż raz na Wielką Pętlę. Jednak obawiam się, że jeden raz ci nie wystarczy. My już umawiamy się na kolejny wyjazd… Może na wiosnę?
Już niedługo film z naszego wyjazdu. Bądźcie czujni!