Motocykl miejski niejedno ma imię. Czy porównywanie Suzuki VanVana 125 i Kawasaki KLX250 ma jakikolwiek sens? Jeśli poruszamy się głównie w mieście, a w weekend lubimy poszaleć po bocznych drogach to zdecydowanie tak.
Dwa kółka to bardzo skuteczna broń w walce z piekłem miejskiej dżungli. Dzielnych wojaków-mieszczuchów podzielić można na kilka grup. Pierwsza to ortodoksyjni wyznawcy „prawdziwych” motocykli – do pracy jeżdżą poważnymi maszynami, odziani w turystyczne kombi lub skóry (ze sliderami lub frędzlami, zależnie od preferowanego stylu).
[sam id=”11″ codes=”true”]
Kolejna ekipa – wszelkiej maści skuterzyści, od dostawców pizzy po krawaciarzy na Burgmanach z teczką (na każdego?) pod siodłem, z godnością „odbzykujący” start spod świateł. Jednak najlepiej radzą sobie kierowcy maszyn, których rodowód jest wybitnie pozamiejski.
Mowa oczywiście o enduro, scramblerach i innych motocyklach, które można ująć w roboczą grupę adventure. Jeszcze niedawno ich główną przewagą było stabilne zachowanie na podłej jakości nawierzchniach. Odkąd jednak w domach masowo pojawiły się zmywarki, chemia z Niemiec i inne dobra, ulice również nabrały ogłady. W dalszym ciągu jednak pojazdy o sporym prześwicie rządzą niepodzielnie, tym razem nie dają szans studzienkom, wyjazdom z budowy i krawężnikom, nie tylko tym w mundurach.
Mniej znaczy… Właśnie, co?
Będąc w pierwszej z wymienionych kategorii motocyklistów, a pod koniec sezonu zasilając szeregi skuterzystów, mam także okazję spróbować dwóch japońskich propozycji z segmentu „miejskiej przygody”.
[sam id=”11″ codes=”true”]
Mimo pozornej absurdalności takiego porównania ciekaw jestem czy różnice między tymi maszynami będą widoczne dla zwykłego zjadacza chleba, który w stresie i pocie czoła przeciska się codziennie Puławską lub Krakowską. Dla kogoś, kto nie ucieka wyczynowo przed Strażą Leśną, przedkładając nad tę rozrywkę spokojne podróże bocznymi wiejskimi drogami.
Suzuki VanVan 125 i Kawasaki KLX250 to maszyny, których korzenie tkwią w czasach, kiedy w Polsce lud pracujący miast i wsi ochoczo pomagał towarzyszowi Gierkowi. Nie spodziewam się więc technologicznych ani stylistycznych fajerwerków i ku własnej uciesze wcale się nie mylę.
[sam id=”11″ codes=”true”]
Jak mawia mój 3 letni syn – ja chce, ja chce Van Vana