_SLIDERPrawo drogi – motocyklowa powieść cykliczna. Odcinek 11: Asertywność level hard

Prawo drogi – motocyklowa powieść cykliczna. Odcinek 11: Asertywność level hard

-

Zapadł już wieczór. Ciepły, wrześniowy, czułem w kościach, że to jeden z ostatnich, typowo letnich w tym roku. Słabo, że do clubhouse’u musiałem jechać autem, ale cóż, nie miałem innego środka transportu. Przedarłem się przez krzaki, przez offroad drogi dojazdowej i zostawiłem auto centralnie przed drzwiami wejściowymi. Wszedłem do środka jak do siebie, mocno popychając opierające się mej sile drzwi. Wewnątrz jak zwykle panował mrok…

W poprzednim odcinku:

Prawo drogi – motocyklowa powieść cykliczna. Odcinek 10: Wielki Triumph

Wspiąłem się po schodkach, przypominając sobie jak stresowałem się idąc po nich niedawno po raz pierwszy. Dziś szedłem lekko, wiedząc w jakim miejscu swojego życia się znalazłem, czując w sobie siłę, motywację i chęć do działania. Nie czułem, że staję się bandytą, nie wiedziałem też, czy robię dobrze, czy jednak źle. Chciałem pomyśleć o sobie, zadbać o swoje interesy. Byłem ważnym graczem dla obydwu drużyn – i CBŚ i Wagabundy. Postanowiłem to wykorzystać i rozegrać jak najlepiej umiem. Beneficjentem moich działań miałem być ja sam.  Niestety spojrzałem odruchowo na telefon, który do tej pory miałem wyciszony w kieszeni. Stanąłem w połowie schodów. Dwa smsy i osiem nieodebranych połączeń od Jurskiego. Chłop nie odpuszcza, będę musiał się z nim rozmówić po spotkaniu z Twardym. Skasowałem książkę połączeń i smsy, nawet ich nie czytając. Telefon schowałem głęboko w kieszeń.

– Siema, Prezio u siebie? – rzuciłem pytanie chłopakom stojącym przy stole bilardowym.

– Cześć Żuku! Tak u siebie, ale choć tu do nas najpierw przybić piątkę!

Taaa, to ich ziomkowanie się, którego chciałem uniknąć, i ta ksywa, której zacząłem szczerze nienawidzić. Chcąc nie chcąc musiałem jednak przejść przez proces witania się, uścisków ręki, patrzenia w oczy, klepania po plecach i ściskania. Cała ta procedura, przeprowadzona na ośmiu braciach klubowych, trwała wieki. Przynajmniej tak mi się wydawało. Kolesie mnie nie znają praktycznie, pierwszy raz w życiu widzieli mnie dwa tygodnie temu, a szczerzą się do mnie, jakby wychowali się ze mną na jednym podwórku. Wiedziałem jednak, że to tylko takie klubowe pozory. Na rozkaz Twardego nie zawahaliby się rozbić butelki po Jacku na mojej głowie, a nieprzytomnego wywieźć w bagażniku nad Wisłę…

– Chłopaki, prośba. Już mówiłem o tym Twardemu. Pomyłka nastąpiła na tej mojej kamizelce. Nie jestem żaden Żuk, tylko Wielki. To moja ksywa od zawsze. Jeżeli nie sprawi wam to kłopotu, to chciałbym żebyście się na nią przepięli, bo ten żuk z dupy wymyślony to już mnie serio wqrwia.

Trochę pomruczeli, trochę podziwili się, że jestem taki agresywny i asertywny, ale ogólnie obiecali, że postarają się mnie już nie wqrwiać. Dobra nasza, idzie wszystko małymi kroczkami do przodu.

Zapukałem i od razu, nie czekając aż Twardy pozwoli mi wejść, nacisnąłem klamkę jednocześnie pchając drzwi do jego gabinetu. Twardy właśnie ocierał dłonią nos i zaciągał się czymś, co do tego nosa sobie zapodał. No to pięknie…

– Ej, ej, ej… co tak wbijasz jak do siebie? Zanim nie pozwolę ci wejść, to nie masz prawa tutaj włazić. Posrało cię? A jakbym na biurku obracał jakąś pannę, to też byś tak wparował? Wyjdź, zapukaj, poczekaj aż pozwolę ci wejść i wejdź jeszcze raz!

Źle trafił z tym ustawianiem mnie. Nie dzisiaj. Nie teraz, kiedy zacząłem odzyskiwać pewność siebie, stawać na nogi, skupiać się na wyznaczonym celu. Wiedziałem, że stawiam na szalę dużo, bo nie wiem przecież czym gość jest nafurany i jak działa na niego to, co akurat zapodał w nos. Speed da mu kopa, koka może wbić go w poczucie nieśmiertelności, ale nie chciałem się już cofać i nie chciałem dać się poniżać – a tak odebrałem rozkaz Twardego do ponownego wejścia i pukania.

– Chyba cię pojebało Twardy. Jedyne co mogę zrobić, to cię przeprosić i powiedzieć, że na drugi raz będę pukał. Ale jeśli chcesz, żebym zrobił z siebie pośmiewisko przed twoimi, yyy, teraz to już naszymi ziomkami, a nawet braćmi, to nie ten adres chłopie.

– Co powiedziałeś????

W oczach Twardego pojawił się ogień. Ogień, który rozprzestrzeniał się na jego twarz, a następnie ogarniał całe ciało. Człowiek ten zmienił się w napięty do granic możliwości kłębek mięśni. Na twarzy się zagotował, mięśnie szczęki spuchły tak, że o mało nie pękły. Jednym słowem dostał mega ciśnienia. Byłem gotowy na wszystko, miałem w dupie co się zaraz będzie dziać, oby teraz, oby szybko. Postanowiłem jednak myśleć, przede wszystkim myśleć. Zastosowałem taktykę ostro-łagodnego sprzeciwu, która w tym momencie wydała mi się najrozsądniejsza. Pojednawcze słowa wypowiedziałem w tak ostry i przerażający sposób, że sam bym się swojego tonu przestraszył…

– Powiedziałem, że przepraszam cię, że nie zapukałem i drugi raz się to już nie powtórzy!!

Twardy wiedział, że łatwo mu ze mną nie pójdzie. Walczyłem o swoje stanowisko w hierarchii. Kuriozalnie on też. Obaj zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Nie było żadnego świadka mojej niesubordynacji, a ja w sumie go przeprosiłem i obiecałem poprawę. Wiedzieliśmy, że od rozegrania tej sytuacji zależały nasze późniejsze stosunki, a może nawet układ sił w klubie. Byłem gotowy na wszystko…

– Hahahahaha! Ty naprawdę jesteś Wielki. Dobra! Zostawmy to, nie wracajmy już do tego, ale więcej tak nie rób. Masz farta, że towar wszedł mi na łagodnie.

Wiedziałem, że nie jest to prawdą. Na tyle, na ile go już poznałem, wiedziałem, że kalkuluje na zimno wszystko co się dookoła niego dzieje i nie jest ważne czy aktualnie jest pod wpływem czegoś, czy nie. Na pewno też widziałem go na bombie już kilka razy i nie zauważyłem, żeby zanadto się wyluzowywał, czy dawał ponieść zapodanej chemii… To było pierwsze wyraźne starcie, które ze mną przegrał, nie licząc oczywiście tej bijatyki na plaży, ale to było co innego. Od tej pory nie będę już wobec niego taki spolegliwy jak na początku, nie będę się cofał za bardzo i ustępował. Nie będę okazywał przed nim strachu. To on pokazał mi swoją słabość, a ja to dobrze zapamiętam i wykorzystam. To są głupoty, niuanse, ale to gra psychologiczna, która ma potężne skutki w przyszłości. Co dziś wydaje się błahe, jutro może być kluczowe…

– Jasne. Omówmy sprawy po które tutaj przyjechałem.

I rozmawialiśmy o organizacji mojego laboratorium. Jego chłopaki mieli załatwić mi sprzęt potrzebny do roboty, choć okazało się, że praktycznie 90 procent wyposażenia laboratoryjnego już zgromadzili w mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Chata należy oficjalnie do jakiegoś pociotka Twardego, a tak naprawdę dysponuje nią on, bo przejął ją za jakieś długi tego kuzyna.

– Będziesz mógł tam pracować, jeb@ć i spać, hehehe…

– Dobra, muszę obejrzeć to mieszkanie. Gdzie ono dokładnie jest?

– Na Podchorążych, na przeciwko wejścia do Parku Łazienkowskiego.

Zamarłem. To 200 metrów od siedziby CBŚ… Ku$wa, ja pie#dole…

– Co tak zbladłeś? Fajna miejscówka, fajna chawirka, stare budownictwo, ostatnie piętro, przy drzwiach wejściowych wyjście na dach, widok na park, grube mury, wysokie mieszkanie, dobrze wyciszone. Dwa pokoje, kuchnia i duża łazienka. Nikt tam cię chyba nie zna, sąsiedzi to starzy ludzie, mieszkający tam od zawsze.

– Nie, nie, po prostu ja tam kiedyś miałem strasznie toksyczny związek, właśnie na Podchorążych mieszkała taka psychiczna laska, w której się błędnie zabujałem. Boleśnie się z tego związku wykręciłem i do tej pory jeszcze odczuwam tego skutki… – ściemniłem najładniej jak tylko potrafiłem.

– Oooo, to nawet trafiłem z tym jeb@niem, hehehe! Teraz miejscówka będzie ci się kojarzyć ze związkami, ale chemicznymi, hahahaha.

Dobra, chyba rzeczywiście Twardy zmienił dealera, bo te jego żarciki przygłupie jakieś takie mi się wydawały. A może straciłem humor. Wszystko się niebezpiecznie ze sobą miesza. Czy to nie za dużo zbiegów okoliczności już? Przecież jak będę przyjeżdżał do tego mieszkania, to w końcu trafię – w sklepie, w parku, na ulicy któregoś z moich przyjaciół z CBŚ… Wiedziałem, że bezcelowe będzie negowanie miejscówki, która jest bezpieczną własnością Twardego.

Umówiliśmy się jutro na odwiedziny mojego laboratorium, pożegnaliśmy się przyjacielsko i wyszedłem z gabinetu Twardego, a po przybiciu tych wszystkich piątek z całego budynku. Chyba znowu będę musiał zrewidować swoje plany na najbliższą przyszłość. Wobec powyższego postanowiłem, że zmieniam sponsora sprzętowego i z Twardym nie poruszyłem nawet tematu Triumpha ani próby włamania – byłem już niemal pewien, że nie on za tym stoi.

Wsiadłem do mojego starego Volvo i wyjąłem z kieszeni telefon. Cztery nieodebrane połączenia i kolejny sms od Jurskiego, który tym razem odczytałem – Gnoju pieprzony unikanie kontaktu nie jest wyjściem w twojej sytuacji. Tylko ją pogarszasz. Wykręciłem zatem numer do niego, jednocześnie ruszając spod budynku klubowego.

– Halo, tu Jędrzej. No co tam panie komisarzu?

Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem najpierw sapanie, a potem cedzone przez zęby inwektywy pod moim adresem. Stwierdziłem, że pozostaję wiernym taktyce ofensywnej i nie cofam się już nawet o krok. Co ma być, to będzie. Jestem asertywny, jestem im potrzebny. To ja im, nie oni mi…

– Słuchaj dziadku, nie przerywaj mi, już miałeś okazję się wysapać. Możesz mnie zamknąć na 24, 48 czy ile tam chcesz. Nic na mnie nie masz, mam cię w dupie. Albo będziesz grał ze mną fair i tak jak ja to ustawię, albo nici z naszego układu, a ja znikam. Ustawiam się teraz w klubie i nie mam czasu na twoje damskie pierdol@nie. Albo to akceptujesz albo gówno z tego będzie…

Sapanie w słuchawce nasiliło się. Słyszałem wręcz jak mojemu rozmówcy skacze ciśnienie. Myślał, że weźmie mnie na huki, zastraszy, ale ta strategia okazywała się wobec mnie nieskuteczna. Dobrze o tym wiedział. Wiedział też, że niewiele może mi zrobić, bo niczego na mnie nie miał, a ja nie byłem przestępcą… nadal.

– Słuchaj gnojku. Będziesz fikać, to nie wyjdziesz z więzienia przez lata. Już ja się o to postaram. Nic nie mam? Naruszenie nietykalności cielesnej dwóch funkcjonariuszy, niezatrzymanie się do kontroli drogowej i ucieczka przed policją – to już jest lekko dekada za kratkami. A jak dołożę ci posiadanie narkotyków, które przy zatrzymaniu znaleźliśmy w twojej kieszeni, to będzie jeszcze ciekawiej.

– Nie strasz, nie strasz… Myślisz, że się przestraszę twoich wymysłów? A może twoich nieudaczników, co to nawet zamka nie umieją otworzyć, ani przede wszystkim zorientować się, że ktoś jest w mieszkaniu, które chcą przetrzepać?

– Ku#wa. Ja im tego nie kazałem robić. To samowolka jednego z moich ludzi. Już wyciągnąłem wobec nich konsekwencje…

Mam cię! Ha! Czyli jednak barany z CBŚ, nieogary, którym się tylko wydaje, że są tacy zajebiści. Dobrze czułem, że to nie sprawka Wagabundziaków. Tylko Jurski coś straszliwie szybko się do tego przyznał, dziwne…

– Nic się w sumie przecież nie stało. Wytrych, który porzucili pod moimi drzwiami, oddam panu przy najbliższej okazji. Musimy się spotkać i obgadać kilka tematów. Jednym z nich jest motocykl, który rozwalili mi pańscy ludzie. Znalazłem godnego następcę mojej Yamahy…

Czytaj dalej:

Prawo drogi – motocyklowa powieść cykliczna. Odcinek 12: Najciemniej pod latarnią

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się nim!
Michał Brzozowski
Michał Brzozowski
Motocyklista od 20 lat, z potężnym stażem przejechanych kilometrów, dużą liczbą przetestowanych maszyn i wielką miłością do jednośladów. Przede wszystkim kocha trzy motocyklowe segmenty: hipermocne nakedy, wygodne, duże turystyczne enduro oraz lekkie i zwinne jednocylindrowe supermoto, ale nie stroni od jazdy wszystkim co ma dwa koła. Przetestuje każdy sprzęt, a większość z testowanych motocykli chociaż spróbuje postawić na koło. Absolwent filologii polskiej na UW. Prywatnie pasjonat sportu, a w szczególności rowerów.

4 KOMENTARZE

  1. No i doczekałem się kolejnej części. Swoją drogą dość zaskakujące było to że sponsoringiem nowej maszyny zajmie się CBŚ a nie Twardy. W sobie pewnie na parkingach policyjnych czy granicznikow kurzu się nie jedna maszyna której kierowcy nie do końca mogli wytłumaczyć się z autentyczności posiadanych dokumentów. Jak już raz się udało to może i drugi -ppdrzucam temat- pogranicznicy ze Świnoujścia zatrzymali ciężarówkę ze Szwecji pełna motocykli bez dokumentów . Do tej pory nie ustalono właścicieli bo nikt nie zgłosił kradzieży więc Twardy bedzie mógł sobie coś wybrac do czasu wyjaśnienia sprawy czyli prawdopodobnie nigdy . Wybierze się po niego razem ze swoim przyjacielem i tam oczywiście spotkają się z mackami wangabundziakow .

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

POLECAMY

ZOBACZ RÓWNIEŻ