_SLIDERPodróż na kodach. Czy wyjazd busem lub z przyczepą to jeszcze motocyklowa...

Podróż na kodach. Czy wyjazd busem lub z przyczepą to jeszcze motocyklowa turystyka? [felieton]

-

Zbierasz ekipę kumpli, wynajmujecie busa lub przyczepkę na kilka motocykli (chyba że ktoś ma swoją) i lecicie w fajne miejsce. Alpy, Bałkany, Włochy, Hiszpania, Grecja, Rumunia, opcji jest wiele. Zaliczacie kilka dni świetnej jazdy po dużych pętlach wokół bazy, w której zostawiliście auto. Zadowoleni wracacie do kraju, dzielicie się relacjami i zdjęciami, po czym… z komentarzy dowiadujecie się, że wcale nie byliście na motocyklowym wyjeździe. I nie jesteście motocyklowymi turystami.

Od dawna twierdzę, że będąc motocyklistą w Polsce i próbując jakoś w tym środowisku egzystować, choćby wirtualnie, musisz wyzbyć się przede wszystkim jednego rodzaju strachu – przed oceną przez innych motocyklistów. Co ciekawe, przychodzi to o wiele łatwiej osobom młodym i wchodzącym dopiero w ten świat. One mają w sobie dużo luzu i otwartości. Ci starsi, motocyklowo ukształtowani w „starych dobrych czasach”, bardzo często kurczowo trzymają się kolein, w które wpakowali się dawno temu, najczęściej z kumplami. I do teraz drżą, co ci kumple powiedzą. Nie wyobrażają sobie, że coś można zrobić inaczej niż robiono to kiedyś. No i te definicje, określenia, łatki, podziały na tych i na tamtych, motocyklistów i użytkowników motocykli, do wyrzygania… Tymczasem, pomimo czyhającej w odmętach internetu grupy obrońców motocyklowej cnoty, coraz więcej nowych ludzi po prostu odkrywa przyjemność z jazdy jednośladem, a też wyniki sprzedaży tych pojazdów są znakomite i ciągle rosną

Dlatego warto przy okazji przetrzepać kolejny motocyklowy mit i – mam nadzieję – już do niego nie wracać. Choć zapewne będzie się on jeszcze pojawiał wielokrotnie w niezbyt mądrych komentarzach.

Kradzaiez motocykla i jego załadowanie do busa trwa kilkanaście sekund
Tak raczej nie przewozimy…

Z domu i do domu tylko na dwóch kołach? 

Oczywiście tradycyjna forma, czyli co do metra na zapakowanym motocyklu, to lwia część wyjazdów motocyklowych i tak już pozostanie, dopóki tylko urzędnicy pozwolą nam jeździć. Ja sam na początku nie dopuszczałem innego sposobu, bo każdy kilometr przejechany jednośladem był dla mnie świętem. Z czasem jednak zacząłem zwracać uwagę na jakość tych kilometrów, zwłaszcza jeżdżąc wielokrotnie w te same miejsca i tymi samymi trasami. 

Jest coś takiego, co znacząco wpływa na szybkość przemieszczania się na duże odległości, ale z motocyklowego punktu widzenia jest totalną zakałą. Nazywa się to autostrada lub ekspresówka. I jeśli tylko nie jeździmy po najbliższej okolicy, ewentualnie nie mamy czasu na bujanie się przez cały kraj drogami lokalnymi (co samo w sobie jest świetne), to musimy z tych tras szybkiego ruchu korzystać. Dla mnie to zło konieczne – nie ma w tym większej przyjemności, trzeba po prostu nawinąć kilometry i spalić paliwo. Tak zwanych „dni transferowych”, niezbędnych, by dojechać w jakieś fajne okolice, nie traktuję już jako części urlopu, tylko kolejną robotę do wykonania, by ten urlop wreszcie zacząć.

Nie rozwlekając tematu zbyt mocno, wymienię szereg zalet wybrania busa, przyczepy lub opłaconego transportu ciężarówką, a następnie jeżdżenia motocyklem tylko tam, gdzie daje to najwięcej frajdy.

Motofiesta wyjazd motocyklowy

Plusy dodatnie

Mniejszy koszt wyjazdu, jeśli jedziecie w więcej osób. Osobówka z przyczepą czy bus zapewne spalą więcej paliwa niż jeden motocykl, ale mniej niż dwa, trzy i więcej. To również bardziej ekologiczne/zrównoważone/przyjazne dla środowiska, jeśli akurat ten temat jakoś wam leży na sercu.

Krótszy czas dotarcia na miejsce. Jadąc gdzieś daleko, możecie się zmieniać za kierownicą i drzemać w samochodzie. 

Niezależność od pogody i awaryjnie jest gdzie spać. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że całodzienna autostradowa jazda motocyklem w deszczu jest fajna, ale ja mu nie uwierzę. 

W ogólnym rozrachunku jest bezpieczniej. Bezwypadkowa jazda motocyklem, mimo chęci i rozsądku, wymaga też nieco szczęścia. Lepiej więc więc szukać go na odcinkach, które są tego warte, a nie na nudnych, często zatłoczonych i pełnych drogowych pacanów autostradach.

Mniej obciążonym motocyklem fajniej się jeździ. Po prostu. Oczywiście ja też wyrosłem na romantycznej wizji dalekich podróży na obładowanych do granic możliwości maszynach, takich jak słynna Yamaha XS Eleven Marka Harasimiuka. Ale prawda jest taka, że ten sam model motocykla z pełnym bagażem i w wersji light, np. z tylko jednym kufrem z najpotrzebniejszymi rzeczami, to pod względem wrażeń z jazdy dwa różne światy. Fajniej się lata po winklach, sprawniej przeciska w miastach, nie mówiąc już o takiej oczywistości jak wyjazdy enduro. Lecieć z Polski asfaltem na kostkach? No błagam… 

Mniejsze zużycie i koszty serwisu motocykla. Nie nakręcamy „głupich kilometrów” – te bierze na siebie auto. 

Wady? Też są…

Oczywiście busa czy auto z przyczepą najpierw trzeba mieć, czyli kupić lub wynająć. Trzeba je też gdzieś zostawić na czas eksploracji okolicy na motocyklach. I często za to zapłacić. Natomiast to zupełnie nic w porównaniu z największym ryzykiem – że jakiś Michał, Marcin czy Kamil z internetu napiszą, że z motocyklowego punktu widzenia wasz wyjazd to nie wyjazd. To jakieś niewiadomo co dla… tu zapewne padnie coś o damskiej fizjonomii i spodniach z wąskimi nogawkami. 

Transport busem – taki najazd jest bardzo wygodny

Osobiście jestem zdania, że pewne okolice najlepiej zwiedza się na określonym typie pojazdu, w tym na różnych rodzajach jednośladów. Po wielkich miastach najchętniej śmigam Vespą, po sennych wiejskich okolicach niewielkim klasykiem w stylu Royala 350, a po górskich winklach szybszym turystykiem. Pierwsze dwa z wymienionych średnio nadają się na bezpośrednią podróż z Polski i chętnie zabrałbym je na pakę busika nawet jadąc w pojedynkę. Lubię dobierać narzędzia do konkretnego zadania. 

Podróż na kodach. Czy wyjazd busem lub z przyczepą to jeszcze motocyklowa turystyka? [felieton]

Czasy są jakie są. Kilka tygodni urlopu z rzędu to luksus, na który stać niewielu. Najczęściej udaje się wyszarpać tydzień, góra dwa. Szkoda wtedy oddawać 2,4,6 dni na same dojazdy autostradami, w zależności od celu wyprawy. Do Hiszpanii, Portugalii i Maroko chętnie wybrałbym się na kołach, ale tylko raz, żeby mieć odhaczone takie doświadczenie. Za drugim razem pewnie wysłałbym motocykl ciężarówką (jest masa takich ofert), a sam doleciał samolotem. 

To, o czym napisałem, jest w zasadzie oczywiste dla wszystkich, którzy do wyjazdów motocyklowych, a pewnie i ogólnie do życia, podchodzą praktycznie i bez uprzedzeń. Internetowi napinacze, czy też ci spotykani na żywo, potrafią jednak napsuć krwi swoimi jedynie słusznymi opiniami. Z nimi warto jak z dojazdami – możliwie króciutko. Olać ich sikiem parabolicznym i robić swoje. Współczesny świat daje szerokie możliwości.

PS. Gdzie lecicie w przyszłym sezonie?

Motocyklowa pasja czy zwykłe hobby? Jak je rozpoznać? Zużyte hasła w 2023 roku [Felieton]

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się nim!
Konrad Bartnik
Konrad Bartnik
Motocyklista, perkusista, ojciec, wielbiciel dobrej kuchni i dużych porcji. Jego największa miłość to motocyklowe podróże – bliskie i dalekie, po asfalcie i bezdrożach. Lubi wszystko, co ma dwa koła, a najbardziej klasyczne nakedy ze szprychami i okrągłą lampą. Na co dzień drapie szutry starym japońskim dual sportem. Nie zbiera mandatów i nigdy nie miał wypadku. Bywa całkiem zabawny.

5 KOMENTARZE

  1. Krytykują taką turystykę ludzie „małego portfela” którzy nie rozumieją że motocyklizm to po prostu fajna zabawa. Każdy uprawia turystykę jak może, na ile ma czasu… i wyzywanie od nie prawdziwych motocyklistów jest po prostu żałosne…

  2. Jak człek piękny , młody to lata zawsze i wszędzie na motocyklu. Ale wraz z wiekiem spada zapotrzebowanie na adrenalinę a rośnie na wygodę więc bus to dobra opcja.

  3. Motocykl służy do jeżdżenia. Nie do wożenia go busem. Jak słyszę tekst pt. szkoda czasu, dolecę samolotem to mam pytanie: po ci moto? Do lansu w necie? Jeżeli tak – to ok. Rozumiem. Dla mnie nie ma nic lepszego niż jazda motocyklem i po to go właśnie mam. Dlatego nie rozumiem tego bzdurnego artykułu, ani nie rozumiem dlaczego znalazł się on na Motovoyagerze, który powstał (a byłem przy tym) aby promować turystykę motocyklową, a nie busowo- samolotową.

    • Jarek, chciałbym jakoś sensownie odpowiedzieć, ale uderzyłeś w tak dramatyczne tony, że nie wiem, czy jest jeszcze miejsce na jakąkolwiek rozmowę. Tak, motocykl służy do jeżdżenia, ale czy, przykładowo, robienie czwarty raz dwu-trzydniowej (w jedną stronę) autostradowej trasy na zachód Europy służy czemukolwiek poza przyklejeniem sobie orderu z ziemniaka z hasłem „prawdziwy turysta motocyklowy”? A może to właśnie tu leży źródło tego „lansu w necie” – patrzcie, jaki jestem prawdziwy?
      Przykro mi, że MV nie wypełnia Twojej wizji promocji turystyki motocyklowej, ale oczekując tego przyznajesz sobie prawo to wpychania na siłę innym swojej jedynie słusznej wizji. Moim zdaniem wciąż jak najbardziej ją promujemy i pokazujemy, że są na nią różne sposoby niż tylko z domu do domu na kołach. Świat nie jest idealny, wolny czas i pieniądze to luksus. Mając 10 dni wolnego chciałbym 10 dni jeździć, przykładowo, po lokalnej Hiszpanii, a nie połowę z tego czasu spędzić odliczając kilometry między ekranami dźwiękoszczelnymi, w towarzystwie ciężarówek. Zresztą, wszystko to opisałem w bzdurnym artykule. Pozdrawiam!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

POLECAMY

ZOBACZ RÓWNIEŻ