Ostrzegam – ten artykuł wręcz kipi subiektywnością. Nie traktujcie go jako próby przepchnięcia prawd objawionych. To owoc mojej luźnej rozkminy w czasie niedawnej jazdy motocyklem, bo właśnie wtedy najlepiej mi się myśli. Jakie czynniki wpisałbym na listę cech motocykla idealnego?
Nie ulega wątpliwości, że dzisiejszy rynek motocyklowy wręcz kipi od maszyn znakomitych, a przynajmniej bardzo dobrych. Naprawdę jest w czym wybierać, nawet jeżeli mamy bardzo niszowe upodobania. Poszczególne modele bardzo dobrze sprawdzają się w powierzonych im zadaniach, które, w porównaniu z wymogami wobec motocykli sprzed kilkudziesięciu lat, są dziś mocno specjalistyczne. Przykładowo, kiedyś nie mieliśmy ścisłego podziału na motocykle szosowe i terenowe, a dziś w samym segmencie offroad mamy kilka gatunków, a w gatunkach podgatunki. Wiele grzybków w barszczu.
A gdyby tak hipotetycznie, powiedzmy na skutek jakiejś nieprzewidzianej światowej sytuacji, znów musieć powrócić do wąskiego zakresu oferowanych motocykli? Czy wręcz, w skrajnym przypadku, musieć wybrać tylko jeden? Pozwólcie, że przy postępującym piąteczku spróbuję zabrać was w podróż z widokiem z pierwszej osoby. Szklaneczka z cennym trunkiem do lektury jest tu absolutnie niewykluczona.
Cechy podstawowe
Zanim przejdę do cech szczegółowych, takich jak typ silnika, osiągi czy możliwości w różnych sytuacjach, chciałbym podzielić się pewną definicją. Ukułem ją sobie dosyć niedawno, ale myślę, że w pełni oddaje moje obecne podejście do ogółu motocykli. Pierwsza, podstawowa i najważniejsza rzecz wyróżniająca motocykl bliski ideału jest taka: cieszy nawet wtedy, gdy nie cieszy droga. Co to znaczy? Najprościej mówiąc, gdy zakrętów brak, krajobraz jest nudny i brzydki, droga dziurawa, ale wciąż nie fajny offroad, a do tego duży ruch, same ograniczenia prędkości i fotoradar jeden na drugim – ty ciągle masz szerokiego banana na twarzy. Bo jedziesz motocyklem, który daje radość, choćbyś miał wlec się na jedynce i przez 50 km nie ruszać kierownicą. A kiedy odstawisz go na noc do garażu, obowiązkowo musisz się za nim obejrzeć. I musisz za nim szybko zatęsknić. Obecnie oglądam się rzadko…
Idąc dalej, motocykl musi żyć. Tzn. ja muszę czuć, że żyje, w silniku musi się coś dziać. Jeździłem bardzo drogimi motocyklami turystycznymi bliskimi ideału pod względem osiągów, wygody i rozwiązań technicznych. Ich mocne, wielocylindrowe silniki pracowały tak gładko, że gdyby postawić na zbiorniku paliwa szklankę z wodą i robić przegazówki, powierzchnia płynu nie zmarszczyłaby się. Dla mnie to nie do przyjęcia. Po co mi idealnie gładko pracujący spaliniak, wolałbym już mocnego elektryka – doświadczenie szybkiej i bezgłośnej jazdy mam już za sobą i jest to co najmniej bardzo ciekawe. Natomiast motocykl bliski mojemu ideałowi jest spalinowy i wibruje, przy czym jest tu oczywiście cienka granica między charakterem a uciążliwością. Ile ma cylindrów? Więcej niż jeden, mniej niż trzy…
Moc i wizerunek
Odczuwanie osiągów to bardzo indywidualna sprawa każdego z nas. Znam takich, którym 100-konny motocykl po prostu „nie jedzie”. Za mało mocy, nie ma się czym odepchnąć… Ja osobiście, jeśli motocykl jest w miarę lekki, w ruchu drogowym świetnie bawię się już od mniej więcej 20 KM. Natomiast w sferze ideału mam jakieś 70-80 KM do jazdy solo i równe 100 KM do częstej jazdy z pasażerem, kiedy motocykl też jest odpowiednio większy i cięższy. Lubię moc użyteczną, bez pary w gwizdek. W jakim stylu jeżdżę, wiecie już z innych moich tekstów. Do tego nie przepadam za kręceniem na wysokie obroty i głośnym rykiem wydechu w wysokich częstotliwościach. Obrazując, zdecydowanie wolę mruczącą gitarę basową od solowej elektrycznej, mocno rozkręconej na piecu.
A wygląd? Mody się zmieniają. W pewnych okresach królują obłe kształty, parę lat później wchodzą kanciaste, a obłe stają się obciachowe. A za kolejną dekadę odwrotnie… Chodzą słuchy, że obecnie znów wchodzimy w fazę kantów i kwadratów, i takich właśnie nowych motocykli możemy spodziewać się w najbliższym czasie. Dlatego moim zdaniem ponadczasowa stylistyka motocykli nie jest kształtowana plastikiem. Ja zresztą nie znoszę plastiku (czy też szerzej – tworzyw sztucznych, laminatów itp.) w konstrukcji jednośladu. Uważam go za zło konieczne. Motocykle, które starzeją się jak wino, a nie jak mleko, to te zbudowane z metalu, skóry i gumy. Ich wizerunek kształtują świetne proporcje i doskonale widoczne komponenty, a nie plastikowe owiewki. Ochrona przed wiatrem i deszczem? Mało istotna, lubię czuć wiatr na sobie.
Noeci GoCom4 – niedrogi i praktyczny interkom motocyklowy. Otwieramy pudełko! [video, unboxing]
Ma być życiowy
Mój idealny motocykl ma być dla mnie. Jazda na nim ma być przyjemnością, a nie cierpieniem w imię sztuki wyższej. Ma być wygodny i ergonomiczny. Ma mieć miękką, obszerną kanapę, szeroką kierownicę i podnóżki w takim miejscu, żebym nie myślał o istnieniu kolan. Ma być w miarę duży, bo i ja jestem duży. Ale wciąż ma być motocyklem, a nie połową samochodu. Ma być smukły i bez problemu przeciskać się w korkach.
Ma być ładny, ale też zupełnie praktyczny. Wizualnie może się wyróżniać, ale nie musi krzyczeć „patrzcie na mnie, tu jestem!”. Niech będzie dyskretny, ale świetnie wykonany. Niech czaruje dopracowanymi detalami. Nie musi bać się elektroniki, ale niech nie żyje elektroniką. ABS, podstawowa kontrola trakcji, grzane manetki, tempomat i jestem zupełnie szczęśliwy. Niech ma też dwa klasyczne okrągłe zegary, okrągłą przednią lampę i szprychy w kołach.
Zwycięzca etapu
Gdybym miał się tu zatrzymać, zwycięzca byłby jeden. To motocykl, który cieszył mnie tak samo wiele lat temu, jak cieszy i dzisiaj. Zawsze, kiedy go widzę i na niego wsiadam, mam ciarki. Mimo że jest zupełnie współczesny, a dla wielu ortodoksów już zbyt nowoczesny, wciąż czuję w nim klimat dawnych czasów. Ma wspaniały silnik, który pięknie mruczy i świetnie idzie z dołu. Może być łagodny, może pokazać pazur. 80 KM z 1200 cm3, jakże inne od tych samych 80 KM z dwukrotnie mniejszej pojemności… To Triumph Bonneville T120. Po prostu motocykl przez duże M.
Ale, ale, jest jeszcze coś. Jestem turystą, to w zasadzie sens mojej motocyklowej drogi. Lubię jeździć daleko, na długo i po nie zawsze dobrych drogach. Czasem po ich zupełnym braku. Dlatego dochodzi jeszcze kilka innych cech maszyny idealnej, których „Duży Boniek” niestety nie posiada.
Zwycięzca całej imprezy
Motocykl nie może być przywiązany do jednego rodzaju nawierzchni. Musi być w pełni sterowalny i bezpieczny na asfalcie, ale też wysoce sprawny na szutrach, trawie i piachu. Nie musi być pożeraczem błota i krzaków, ale musi sobie poradzić, kiedy asfalt się skończy. Nie musi być „liściem”, ale niech nie będzie słoniem. Musi lubić wozić bagaż i z kuframi nie może wyglądać jak po nieudanym przeszczepie. Powinien mieć dziesiątki miejsc, do których można przytroczyć torby, torebki i worki. A przy tym wszystkim musi zachować jak najwięcej cech opisanych w pierwszych akapitach.
Czy więc istnieje motocykl, który w moim rozumieniu najlepiej łączy cechy ponadczasowego klasyka, wygodnego turystyka i sprawnego adventure? Tak, istnieje. Jeszcze istnieje. To Moto Guzzi V85 TT, motocykl, który pokochałem dopiero od trzeciego wejrzenia. Dwa cylindry, chłodzenie powietrzem, napęd wałem, poczucie obcowania z czymś czysto mechanicznym, co jakimś cudem spełnia jeszcze normę Euro 5. Wygodny, w pełni praktyczny i wciąż wystarczająco klasyczny. Definicja kompromisu, który nie jest zgniły. Dla mnie numer jeden wśród obecnie sprzedawanych motocykli. Ile jeszcze przetrwa na rynku? Zobaczymy…
Jeszcze raz – to mój świat, moje potrzeby i moje przemyślenia. To żaden poradnik i wciskanie wiedzy. Niezmiennie również uważam, że jeden motocykl w garażu to zdecydowanie za mało. Jestem ciekaw waszych motocyklowych ideałów. Nie krępujcie się nimi podzielić w komentarzach.
Zdjęcie tytułowe: Harley-Davidson / Unsplash
Stety, muszę się zgodzić. To motocykl bliski ideału również dla mnie. Subiektywizm jest u mnie jeszcze na wyższym poziomie gdyż jestem zapalonym i wiernym Guzzistą. V85TT spełnia jednak wszystkie kryteria „prawdziwego” motocykla. i stanowi kompromis dla wielu. 💪🔥🦅🏍️🇮🇹