Argumenty obu stron dyskusji, czy też raczej kłótni o motocykle i skutery z napędem elektrycznym doskonale znamy i nie będziemy ich tutaj przytaczać. Natomiast z czysto osobistego punktu widzenia możemy powiedzieć, że BMW CE 04 to pojazd, którym po prostu trzeba się przejechać. A jak już raz się przejedzie, ciężko przestać myśleć o kolejnej okazji.
Wygląda jak wygląda – jak to u BMW, czyli marki, która nie stroni od eksperymentów stylistycznych. Czy jest ekologiczny i ekonomiczny? Trochę tak, i trochę nie. W ujęciu globalnym, zwłaszcza w kraju węglem, a nie atomem stojącym, ekologiczny pewnie nie jest. Natomiast lokalnie, w mieście, nie kopci, nie hałasuje i nie wkurza staruszek na przystankach. Koszty eksploatacji? Pewnie będą zmienne i zależne od wielu czynników. Pożyjemy, zobaczymy.
Natomiast pewne jest jedno – kapitalnie się nim jeździ. Są to wrażenia z pogranicza motocyklizmu i szybownictwa. Jest szybko, płynnie, z delikatnym świstem wiatru. Przyspieszenie i sposób oddawania mocy uzależniają. Tak, zasięg mógłby być lepszy, ale do miasta wystarczy. Bo współczesne elektryki to wciąż pojazdy miejskie. Turystycznymi nie będą jeszcze długo. A szkoda, bo wlecieć na CE 04 pod Grossglockner byłoby przeżyciem wręcz mistycznym.
A niech gadają…
I znowu niewypał. Dyskwalifikuje go mizerny zasięg. Koniec tematu.