Co motocyklista może robić zimą i to jeszcze podczas pandemii? Hmm, może np. wyprać swoje kaski, nasmarować skóry, naładować akumulator stojący pod szafką w przedpokoju… Co dalej? Może też przeglądać ogłoszenia motocykli!
Zapytacie pewnie skąd wziąć na to pieniądze, po co się drażnić, gdy ich nie ma etc… Otóż w pewnym momencie życia mężczyzny dużo większym problemem może być zgoda żony, albo raczej kupno motocykla bez późniejszych wypominań i cichych dni oraz wolne miejsce w garażu. A może przede wszystkim nasz wewnętrzny, zdrowy rozsądek, który próbujemy przekonać o niezbędności posiadania kolejnego motocykla. Ale to nie będzie jakoś mocno trudne, gdy uświadomicie sobie, że motocykl marzeń waszej młodości, w stanie bardzo dobrym, w oryginalnym lakierze i jeszcze z kuframi, kosztuje tyle, co dobry rower, którym nota bene przed kilkoma tygodniami chwalił się wasz sąsiad.
Cóż, jeżeli motocykle mielibyśmy kupować kierując się pragmatyzmem i potrzebą zaspakajania aspektów mobilności, to wszyscy powinniśmy jeździć albo uralami z koszem, albo skuterami pojemności maksymalnie 125 cm3. Bo przecież wszystko co lata 300 km/h, pali więcej niż auto, jest głośne lub służy jedynie do taplania się w błocie, jest po prostu niepraktyczne i z pragmatycznego punktu widzenia bez sensu.
Spójrzcie na swój motocykl i powiedzcie, czy potrzebujecie tych koni, tych świecidełek na nim, klamek akcesoryjnych i innych gratów. Odpowiedź brzmi – oczywiście, że nie. A skoro uświadomicie już sobie, że to co robicie od dawna, jest tak naprawdę bez sensu, to może warto nie przejmować się i odpalić tego olxa…
Ja tak właśnie zrobiłem. Choć mam dwa motocykle, zacząłem szukać trzeciego. Tak naprawdę, to nie mam na niego przeznaczonego budżetu, ale kilka tysięcy zawsze da się wykombinować, ustawiłem więc następujące parametry wyszukiwania: do 5500 zł, rocznik 1979 – 1994, jako że jestem dużym chłopcem to pojemność silnika powyżej 750 cm3 (kiedyś była mocna korelacja między rozmiarem motocykla a pojemnością silnika), no i… enter!
Moim oczom ukazał się dawno zapomniany świat niedoścignionych marzeń młodego motocyklisty. Pamiętam jak dziś, kiedy 20 lat temu, z wypiekami na twarzy biegłem do kiosku po najnowszy Dizmar i z ołówkiem w ręku studiowałem szczątkowe dane zamieszczone obok marnej jakości, często czarno-białych zdjęć. ZZR 1100, XJ 900, CBX 750, GSX-R 1100, CBR 900, VF 750 Magna, FJ 1200, GSX 1100… motocykle marzeń lat 90., kosztujące kilkadziesiąt tysięcy złotych, podczas gdy mój budżet wynosił tyle co dziś – okolice pięciu tysięcy i stać mnie było na jakiegoś zajechanego CBX-a 500…
Minęły dwie dekady, objeździłem już kilkaset sprzętów, sam posiadając ich kilkanaście. Miałem i nowy motocykl prosto z salonu, i kilkuletnie sztuki, jeszcze na gwarancji oraz całą plejadę motocykli testowych, które w moim garażu gościły od kilku dni, do kilku tygodni. A ja, po latach, siedzę przed telefonem i z wypiekami na twarzy wybieram klasyka, którego warto byłoby obejrzeć, warto byłoby kupić. ZZR 1100, XJ 900, CBX 750, GSX-R 1100, CBR 900, VF 750 Magna, FJ 1200, GSX 1100… I wiecie co? Na wszystkie te motocykle teraz mnie po prostu stać, i to wcale nie na jakieś zajechane egzemplarze…
Każdy z nas lubi wspominać. Tym więcej im jest starszy. Przenosimy się do czasów dzieciństwa, czy młodości, kiedy to byliśmy szczęśliwi, beztroscy, mieliśmy mnóstwo wolnego czasu, który zapełnialiśmy marzeniami, często o wspaniałych, japońskich motocyklach i podróżach na nich. Teraz jest czas, by za bezcen spełnić swoje marzenia i za niewielką kwotę kupić niedościgniony sprzęt naszych młodzieńczych lat. Sami się przekonajcie. Odpalcie dowolną internetową platformę ogłoszeniową, wybierzcie model europejskiego, czy japońskiego motocykla, którego plakat mieliście nad łóżkiem i zobaczcie ile pieniędzy potrzeba, by go kupić. Wydaje mi się, że właśnie teraz jest najlepszy czas na to, by spełnić swoje dawne marzenia o sprzęcie z 80. czy 90. lat. Czuję, że ceny tych motocykli już niedługo będą powoli piąć się w górę. Oczywiście wszystko zależeć będzie od kultowości modelu, liczby wyprodukowanych egzemplarzy, renomy bezawaryjności itp.
Ciekawe jest to, że motocykle z połowy lat 90., a więc 25-letnie szczytowe osiągnięcia ówczesnej techniki, można dziś nabyć taniej niż motorynkę z 1984 roku. Zastanówcie się nad tym… Czy ta pandemiczna zima nie jest najlepszym kiedykolwiek czasem na znalezienie sobie motocyklowego wehikułu czasu spełniającego młodzieńcze marzenia?