Idziecie do salonu kupić motocykl. Po tym jak już zdecydujecie się na konkretny model możecie dokupić interesujące was opcje wyposażenia. Kiedyś były to np. kufry. Dzisiaj może to być dodatkowa elektronika. Idąc do salonu KTM możecie jednak poczuć się oszukani. Pytanie czy słusznie.
KTM oferuje klientom tryb demonstracyjny. Kupując nowego KTM 890 Adventure R możecie już na etapie zakupu zdecydować się na doposażenie motocykla we wszelkie elektroniczne bajery. Gdybyście jednak postanowili kupić golasa. Jak będzie to wyglądać? Przez pierwsze 1500 km wasz motocykl będzie miał włączone wszystko – od zaawansowanej kontroli trakcji, kończąc na quickshifterze. Jest to tak zwany tryb demonstracyjny. Po tym jak pokonacie demonstracyjne kilometry, elektronika się dezaktywuje, a wy będziecie mogli wrócić do dilera, aby ten, oczywiście za opłatą, ponownie ją aktywował.
Nowe czasy
Dla wielu osób takie rozwiązanie jest nietypowe. Podświadomie wychodzimy z założenia, że opcja dodatkowa to coś, czego w bazowym motocyklu nie ma. Skoro dopłacam za quickshifter to znaczy, że mój motocykl będzie go miał. Osoby, które nie dopłacą nie będą go miały. Tymczasem każdy, kto kupi KTM 890 Adventure R, go ma. Tyle, że nie każdy będzie w stanie z niego skorzystać. Kiedyś faktycznie zamawiając dodatkowe wyposażenie dostawaliśmy fizyczny obiekt dokręcony do motocykla. Czasem była to wysoka szyba, czasem amortyzator skrętu czy układ wydechowy. Dzisiaj to bardzo często inna wersja oprogramowania sterującego.
KTM 1290 Super Adventure R 2023 – jeszcze bardziej terenowy [dane techniczne, opis, zdjęcia, cena]
Pierwsza działka
Złośliwi śmieją się, że KTM, niczym dobry diler, rozdaje pierwszą działkę za darmo. Ciekawe podejście od strony marketingowej. Problem w tym, że część klientów poczuło się oszukanych. Tryb demonstracyjny to rozwiązanie czysto programowe. Motocykl posiada wszystkie rozwiązania potrzebne do tego, aby dana funkcja działała. Po prostu ktoś nie zaznaczył jej na liście działających opcji. Pojeździsz, przekonasz się jak dobrze motocykl się sprawuje, gdy odpalone są wszelkie bajery, a później wrócisz z kasą w zębach prosząc, aby diler dał ci ponownie tego skosztować.
Robienie klienta w balona
Skąd w Internecie głosy mówiące, że KTM robi klientów w balona? To raczej dość logiczne. Kupiłeś motocykl za kwotę X i jest twój z całym dobrodziejstwem inwentarza. Problem w tym, że część tego inwentarza jest upośledzona. To sugeruje, że KTM ma tak skalkulowaną cenę, że nie traci na nim nawet gdy montuje w nim rozwiązania, za które klient nie chce płacić. Niektórzy mówią wprost, że jeszcze bardziej oszukani są ci, którzy się na owe dodatkowe funkcje zdecydują. Skoro KTM nie traci na sprzedaży motocykla z wyłączonymi goodies to znaczy, że na ich aktywacji zarabia dodatkowo.
Gdzie jest problem
Tak naprawdę problem leży tylko i wyłącznie w mentalności niektórych klientów. Kupując smartfon nie dziwi nas fakt, że za część usług do jakich da nam dostęp musimy zapłacić dodatkowo. Nie dziwią nas pakiety premium dające dostęp do dodatkowych opcji czy udogodnień. Tymczasem idąc do salonu motocyklowego podświadomie jesteśmy nastawieni na coś innego. W końcu motocykl to fizyczny obiekt. Płacę i dostaję coś namacalnego. Gdy dopłacam do dodatkowego wyposażenia to oczekuję, że będzie ono zamontowane dodatkowo. Przypuszczam, że internetowej dramy by nie było, gdyby diler w ramach pakietu demonstracyjnego montował małą skrzynkę z elektroniką. Nikt nie czuł by się pokrzywdzony – zapłaciłem ekstra, to zamontowali. Ci którzy nie zapłacili nie mają.
Subskrypcja
Część osób sugeruje, że KTM sonduje rynek przed wprowadzeniem płatnych subskrypcji na poszczególne udogodnienia. Ot, zalogujesz się do odpowiedniej aplikacji, potwierdzisz płatność i przez następne 10 tysięcy kilometrów możesz się cieszyć grzanymi manetkami czy lepszą kontrolą trakcji. Nawet jeśli tak jest, to wcale mnie to nie dziwi. Zmierzamy w kierunku rynku usług. Nie sądzę też, aby był to problem. Coraz częściej spora część tego co producenci oferują, to właśnie wartość dodana w postaci jakiejś funkcjonalności.
Skąd można pobrać odblokowany soft
Mnie ciekawi, kiedy wykształci się rynek usług na odblokowywanie dodatkowych funkcji poza autoryzowanym serwisem. Tego, że się wykształci jestem absolutnie pewien. Dla nas, potencjalnych klientów, będzie to najlepsza opcja. Wcale nie dlatego, że będziemy mogli podjechać do kogoś, kto wrzuci nam lewe oprogramowanie. Zabezpieczeń absolutnych nie ma. Aby konkurować z czarnym rynkiem producenci będą mieli tylko jedno wyjście – cena tak niska, aby nie opłacało się piracić.
A jak wy na to patrzycie? Czulibyście się oszukani wiedząc, że producent sprzedał wam sprzęt w którym specjalnie zablokował część funkcji?
Dlatego jeżdżę starym motocyklem, nie ma bajerów, odpala jedzie, hamuje. Czasem coś się zepsuje, to go naprawię. Nie donosi na mnie gdzie i jak jeżdżę, a producent chociaż teraz pewnie tego żałuje nic nie może w nim zdalnie zmienić czy ograniczyć.
Kupując samochód czy motocykl płacisz za sprzęt (który jest twój) i za licencję na użycie oprogramowania. Jeśli sprzęt jest mój, to mogę zrobić z nim co chcę (z kolei producent może pozbawić mnie gwarancji, jeśli złamie zapisy umowy) – wgranie oprogramowania poza serwisem jest złamaniem umowy gwarancyjnej – więc traci się gwarancję, ale nie ma w tym nic nielegalnego dla użytkownika (serwis flashujacy może mieć problemy, o ile nie posiada odpowiedniej licencji/praw autorskich do softu).
Czy pojawi się czarny rynek? Kwestia tego ile klienci będą skłonni zapłacić za zmianę softu w nieautoryzowanym serwisie/u Mietka w garażu/ oraz czy będzie na to popyt.
Zabezpieczenia da się złamać, tylko czy to się opłaci – ilość użytkowników tego motocykla nie jest wyjątkowo wielka – szczególnie w Polsce i krajach Europy wschodniej, a to tutaj najczęściej robi się tego typu przeróbki. Na zachodzie klient z chęcią zapłaci te parę tysięcy euro dealerowi, żeby mieć gwarancję itp.
Z drugiej strony – płacąc za sprzęt mogę liczyć na to, że będę mógł go użyć. Ładowanie sprzętu do motocykla tylko po to, żeby wyłączyć opcję w sofcie jest zwyczajnie chorą ideą – zwiększa masę motocykla i jego koszty produkcji bez dawania klientowi czegokolwiek w zamian. Z dobra praktyka inżynierska nie ma to nic wspólnego.
Powiem tak: z bmw connectedDrive sobie poradziliśmy, to i poradzimy to z ktm-em
Zgadzam się, skoro sprzedadzą mi wszystko za mniej to to jest tylko wyciąganie pieniędzy. Wstyd KTM. Skoro w grach łamią zabezpieczenia w parę dni to do motoru tym bardziej. Tylko że mentalność współczesnych kierowców jest mierna. Kupią w leasingu i te 50 zł / 100 zł więcej w racie im nie wadzi. Kilkuletnie odblokowane będą lepsze.
@Inżynier – w którym serwisie KTMa świadczysz usługi? ;-P
Jestem na nie, powinien być absolutny zakaz takich praktyk. Po pierwsze: skoro obecnie np kastruje się silniki i wprowadza mnóstwo rygorów i ograniczeń w imię “ekologii” to na tej samej “ekologicznej” zasadzie jeżeli ktoś coś musiał wyprodukować i fizycznie zamontować to zużył na to zasoby – materiały, energię itp. I jeżeli ja nie chcę tego mieć i używać, to te zasoby zostały zmarnowane na zainstalowanie w moim motocyklu/samochodzie niepotrzebnej rzeczy. Gdzie ta ekologia? Po drugie: to oszukiwanie klienta. Jak napisano – przecież producent nie dopłaca do sprzętu z wyłączonym wyposażeniem. Ono i tak tam jest i jest ujęte w cenie. Czyli zapłaciłem za nie raz, a potem chce się ode mnie kasę drugi raz jeśli używam – to jest zwykłe naciąganie.
ale wiesz że ekologia ma znaczenie tylko wtedy kiedy można za nią więcej kasy wyciągnąć od klienta? więc Twój przykład jest nietrafiony.