Większośc polskich motocyklistów wyraźnie widzi już koniec obecnego sezonu. Nie licząc pojedynczych anomalii pogodowych, przed nami kilka miesięcy przymusowej przerwy. Jeżeli warunki w kilka najbliższych weekendów pozwolą na jeszcze jeden wyjazd, polecam jedną z moich ulubionych tras. Z Warszawy pojedziemy na wschód, w poszukiwaniu spokoju i lekkiej zadumy.
Oczywiście pojęcie „trasa na koniec sezonu” jest bardzo umowne, bo przecież równie dużo frajdy będziemy mieli wiosną i latem. Natomiast ten kierunek zawsze najlepiej smakuje mi jesienią, kiedy cały świat jakby na chwilę się zwija. Lasy coraz bardziej pozbawione liści, spokojny nurt Bugu, Liwca i Narwi, a także pamiątki przeszłości, często bolesnej. O tej porze roku lubię jeździć na wschód, choćby na chwilę. I was również do tego zachęcam. Ostatnio przejechałem tamtędy testując Yamahę Tracer 9 GT+, motocykl wręcz stworzony na takie wypady.
Ucieczka ze stolicy. 5 fajnych tras motocyklowych w okolicach Warszawy [mapki, zdjęcia]
Niedawno opisywałem moje ulubione trasy w okolicach Warszawy. Układając dłuższy weekendowy wyjazd możecie oczywiście część z nich wykorzystać jako ciekawy odcinek startowy. Jeżeli rzeczywiście będziecie jechać tą trasą późniejszą jesienią, to pamiętajcie, że dzień jest już krótki. Polecam zatem korzystanie z głównych dróg. Za to wiosną i latem lubię włóczyć się po wioskach.
Na historycznej granicy Podlasia
Obecny podział administracyjny naszego kraju nie pokrywa się z jego historycznymi regionami. Naszą wycieczkę zaczniemy symbolicznie na zamku w Liwie, miejscu znanym z dużych zlotów motocyklowych. Warownia ta strzegła granicy między Mazowszem i Podlasiem, którą stanowiła rzeka Liwiec. Spod zamku jedziemy w stronę Węgrowa i albo wjeżdżamy w miasto, albo na parę chwil odbijamy na południe, żeby wpaść na Sowią Górę i nasycić oczy widokiem na meandrującą rzekę. Sam Węgrów jest moim zdaniem niespecjalnie ciekawy i raczej go omijam.
Kolejnym punktem moich wyjazdów w tamte strony jest często muzeum niemieckiego obozu zagłady w Treblince. Jest otoczone szumiącym lasem, idealne na wyciszający spacer. Zabierzcie tylko ze sobą buty na zmianę, bo chcąc zwiedzić całość, przejdziecie kilka ładnych kilometrów. Za każdym razem nie mogę się nadziwić, że na tak małej powierzchni uczyniono tak wiele zła (prawie milion ofiar!). Obserwując ostatnie wydarzenia na świecie mam też wrażenie, że jako gatunek jestesmy tak samo głupi, jak byliśmy kiedyś. Dlatego to muzeum nie jest dla mnie tylko pamiątką po upiornej przeszłości, ale też ostrzeżeniem, że jesteśmy bliżej niż nam się wydaje, powtórzyć jej błędy.
Następnie, przez Kosów Lacki i Sokołów Podlaski, kierujemy się do Drohiczyna. To dawna stolica Podlasia, a obecnie nieco senne miasteczko, urokliwie położone na skarpie nad zakolem Bugu. To ważny ośrodek katolicki – jest tu klasztor, seminarium duchowne i kopiec z ołtarzem, pamiątka po wizycie Jana Pawła II w 1999 roku. Mnie jednak bardziej interesuje Muzeum Motocykli przy ul. Kopernika i góra zamkowa z przepięknym widokiem na Bug. Po wizycie w tych kilku punktach jesienny dzień będzie zapewne powoli się kończył, ale może zdążycie jeszcze odwiedzić górę krzyży obok prawosławnego klasztoru w Grabarce k. Siemiatycz. To również ciekawe i bardzo fotogeniczne miejsce, pod warunkiem oczywiście, że nie macie alergii na sakralne klimaty. Ja traktuję je czysto kulturowo i poznawczo.
U Zenona. Tego Zenona!
Teraz już zdecydowanie pora, żeby rozejrzeć się za noclegiem. Ja zaproponuję nietypową miejscówkę. Mniej więcej w połowie drogi między Siemiatyczami a Ciechanowcem znajduje się obiekt niemalże kultowy dla fanów offroadu i hucznych zabaw towarzyszących. Mowa oczywiście o Enduro Kosianka, połączeniu rozległego i wymagającego toru enduro, agroturystyki i małego muzeum motoryzacji.
Całością zawiaduje charyzmatyczny Sołtys Zenon, który z pewnością uraczy was tysiącem opowieści. Koniecznie zadzwońcie i zapytajcie o miejsce do spania. Jeżeli akurat nie odbywa się tam żaden wieczór kawalerski czy inna zorganizowana hulanka, możecie wygodnie przespać się za niewielką opłatą. Warto tu również oczywiście przyjechać na cały dzień, a nawet więcej, by poszaleć w terenie. Z własnym motocyklem cross/enduro lub wypożyczając go na miejscu. Kapitalny obiekt!
Podlaskie Mazury
Z samego rana ruszamy, by kontynuować naszą jesienną podróż. Następnym przystankiem będzie Ciechanowiec. Warto tam wdrapać się na wieżę widokową w parku nad rzeką Nurzec oraz koniecznie odwiedzić skansen przy Muzeum Rolnictwa, z ładnie odwzorowaną dawną wsią. Z Ciechanowca lecimy na Łapy (o, jak to fajnie brzmi!), za którymi wjedziemy na teren Narwiańskiego Parku Narodowego. Od razu po drugiej stronie rzeki stoi najwyższa na Podlasiu wieża widokowa, o wysokości 44 metrów. Warto następnie przejechać się dróżkami wzdłuż malowniczo rozlanej rzeki. Chętni mogą odwiedzić pobliski Białystok, ja jednak z zasady na motocyklowych wyjazdach trzymam się z daleka od dużych miast.
Odbijam więc na południowy wschód i jadę w kierunku zalewu Siemianówka. W sezonie letnim można wyskoczyć na plażę i szybko się schłodzić. Jesienią po prostu zatrzymuję się na chwilę i chłonę mazurski klimat w sercu podlaskiej puszczy tuż przy granicy z Białorusią. Jest tu sporo pensjonatów, można więc pokusić się o kolejny nocleg, jeśli mamy na to czas. Wtedy następnego dnia rano można odwiedzić żubry w Białowieży, a następnie konie w Janowie Podlaskim. A w międzyczasie po prostu cieszyć się drogą wśród uroczych podlaskich wiosek.
Powrót jak to powrót, zazwyczaj musi być szybki. Wracamy więc do Warszawy krajową „dwójką” przez Białą Podlaską i Siedlce. Opisałem oczywiście sam szkielet możliwej trasy, który można dowolnie modyfikować. Wschodnie Mazowsze i Podlasie to kopalnia pomysłów, chociaż nawet bez konkretnej idei świetnie się tu jeździ.