Co trzeba mieć w głowie, żeby zamiast dzwonić po karetkę, z poważną raną jechać motocyklem 60 kilometrów do szpitala? Pewien Brazylijczyk miał w głowie bardzo ważny powód – 30 centymetrów zimnej stali ostrego noża.
Kierowca motocyklowej taksówki Juacelo Nunes bawił się na szalonej i suto zakrapianej imprezie w niewielkiej miejscowości w gęstej brazylijskiej dżungli. Ognisty latynoski temperament i spora ilość kaszasy spowodowała krótkie spięcie z jednym z gości, czego efektem okazał się być długi nóż tkwiący po rękojeść w części twarzowej czaszki Juacelo.
[sam id=”11″ codes=”true”]
Taka sytuacja była sporym problemem – w odległej małej miejscowości nie było szpitala, a brazylijskiej służbie zdrowia daleko do europejskich standardów. Juacelo postanowił nie czekać na rychłą śmierć, wsiadł na swój motocykl i czym prędzej udał się do oddalonego o 100 km szpitala.
Motocykliście nie tylko udało się bezpiecznie dotrzeć do szpitala – także operacja usunięcia noża przebiegła pomyślnie i Brazylijczyk szybko wrócił do zdrowia. Cała ta sytuacja skłania nas do wyciągnięcia jednego prostego wniosku – jazda motocyklem to gwarancja bezpieczeństwa – może ocalić życie nawet w sytuacji, która wydaje się beznadziejna.