Ceny, z którymi obecnie spotykamy się na stacjach benzynowych sprawiają, że włos jeży się na głowie. Dramatyczny ich wzrost rodzi w nas agresję i poczucie bycia robionym w balona. Bo jeżeli kurs złotówki wrócił do normalnego poziomu, baryłka ropy brent kosztuje w okolicach 100$, to dlaczego na pylonach stacji świecą się tak wysokie liczby za paliwa? Dotarliśmy do filmu nakręconego przez eksperta finansowego, który tłumaczy proces nakładania marży na produkt rafinerii.
Chyba nie ma ludzi, których nie bulwersuje wzrost cen paliw. Diesel po 8 złotych? Każdy myślący obywatel, nieważne czy zmotoryzowany, czy też nie, wie, że wzrost cen paliw, a w szczególności diesla nakręca inflację. Dlatego tak ważne jest, aby ceny paliw spadły do normalnego poziomu. W tym momencie ponad 60% kosztu paliwa na stacjach benzynowych to marża rafinerii, która wzrosła o 700%!
To szokujące! Każdemu zwykłemu pożeraczowi chleba, ale i konsumentowi benzyny kojarzy się to z oszustwem, naciągactwem film monopolistycznych i próbą wyzysku obywateli. Film o tym nagrał Paweł Svinarski na swój kanał Dla pieniędzy, a ja sam podzieliłem się z wami moim zdaniem na ten temat w poniższym felietonie:
Robią nas w wała? Aktualne ceny na stacjach benzynowych to spekulacja i lichwa? [FELIETON]
Oczywiście, o czym napisałem na samym końcu, nie jestem ekspertem, a moje wywody są po prostu na chłopski rozum. Nie dawało mi to jednak spokoju, że tak jawnie możemy być robieni w bambuko i szukałem odpowiedzi na dręczące mnie pytanie – dlaczego paliwo jest tak drogie? W końcu trafiłem na kanał Praktycznie o pieniądzach, prowadzony przez Damiana Olszewskiego. W przystępny sposób wyjaśnił on w swoim materiale co dokładnie wchodzi w skład cen paliw. Obejrzyjcie koniecznie w całości to dwudziestominutowe video:
Po obejrzeniu tego materiału trochę ciśnienie mi zeszło, a sam zacząłem patrzeć z nadzieją w przyszłość. Damian wyraźnie wymienił czynniki, które mają wpływ na obniżenie ceny paliw dla konsumenta, a są to:
Wszystko to dzieje się już na naszych oczach. Cena baryłki ropy maleje, dostawy zaczynają być już stabilne, po pierwszym szoku, a złotówka powoli się umacnia.
Oczywiście nie jest tak, że paliwo, które kupujemy obecnie na stacjach było tak drogie w zakupie i produkcji, jakby świadczyć mogły o tym jego dzisiejsze ceny. To obecnie rafinowane, które zalicza górkę przez krótki okres od wybuchu wojny w Ukrainie, też będzie tylko chwilowo droższe w produkcji. Wszystkie dodatkowe czynniki – wykorzystania magazynowanych surowców, przewidywania rynku i innych czynników dają bardzo duże pole do naginania cen na stronę rafinerii, a nie odbiorcy końcowego. Czy jesteśmy robieni w bambuko? Na pewno tak, na pewno można byłoby zawalczyć z kryzysem paliwowym dużo skuteczniej, tylko pytanie – komu z góry miałoby na tym zależeć…