Kiedy patrzę na pylony informacyjne na stacjach benzynowych, do oczu cisną się łzy, a na usta wulgaryzmy. I wcale nie jest to spowodowane trudną sytuacją globalną, przewidywaną blokadą dostaw ropy naftowej z rosji (celowo z małej litery), czy niechęci – całkowicie słusznej – do zakupu ruskiego surowca, a chciwością oraz zakłamaniem konsorcjów, które doją nas bardziej niż mleczarz krowy…
Gdy 24 lutego gruchnęła wieść o ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, ludzie rzucili się na stacje benzynowe. Wielu z nas śmiało się z tego, szydziło w social mediach, że Janusze boją się wszystkiego, jacy oni głupi etc. No właśnie nie do końca. Wiadomo bowiem, że nasi decydenci wykorzystają wszystko, aby na nas zarobić. Choć temat jest podobny na wszystkich stacjach różnych marek, oraz praktycznie we wszystkich europejskich krajach, to jako przykład ogólnej praktyki światowej sekty nafciarskiej posłużę się wypowiedziami naszego regionalnego, naftowego szejka, czyli prezesa PKN Orlen Daniela Obajtka, który jako jedyny prowadzi tak otwarty dialog ze swoimi poddanymi za pomocą Twittera.
Gdy na stacjach w dniach 24-25 lutego zakotłowało się od ludzi, którzy stali w długich kolejkach, prezes PKN Orlen zakomunikował za pośrednictwem swojego profilu:
W związku ze wzrostem sprzedaży na naszych stacjach informujemy, że dostawy paliw są w pełni zabezpieczone i wszyscy nasi klienci będą obsłużeni. Dotyczy to rynku hurtowego i detalicznego. Apelujemy również o dokładne weryfikowanie źródeł informacji dotyczących dostępności paliw
— Daniel Obajtek (@DanielObajtek) February 24, 2022
Państwowe, oficjalne źródła podawały, że koncern zabezpieczył zapasy paliw na dwa miesiące i nie ma się czego obawiać. Dodatkowo prezes Obajtek grzmiał z Twittera, że każdy przedsiębiorczy właściciel stacji, który samowolnie podnosi ceny paliw – korzystając ze wzmożonego ruchu (pojawiały się w tych dniach ceny nawet 10 zł za litr), zostanie wyrzucony z jego sieci, czyli zabrany zostanie mu szyld Orlenu.
Rozwiązujemy natychmiastowo umowy z 9 stacjami sztucznie zawyżającymi ceny. W drodze są wypowiedzenia dla właściciela 8 stacji kupujących nasze paliwa i 1 stacji korzystającej z naszego logo. Będziemy weryfikować wszystkie sygnały dot.manipulacji cenami i bezwzględnie je zwalczać
— Daniel Obajtek (@DanielObajtek) February 25, 2022
Wtedy na stacjach oficjalna cena, po obcięciu podatku Vat antyinflacyjną tarczą drugiego asa – Morawieckiego, oscylowała wokół 5,50 zł za litr.
Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie…
Wiadomo, że paliwo magazynowane w zbiornikach polskich rafinerii zostało kupione przed górką spowodowaną wojną w Ukrainie – na pewno poniżej, lub w okolicach, 100 dolarów za baryłkę. Zatem z zyskiem mogłoby być nadal sprzedawane za normalną cenę. Niestety tak to nie działa. Wzrost ceny na światowych rynkach niemal od razu rzutuje na ceny paliw na stacjach benzynowych – dla Kowalskiego. W drugą stronę oczywiście jest odwrotnie, bo na spadek cen ropy na rynku światowym ceny na pylonach stacji benzynowych reagują bardzo niemrawo. Kiedyś obliczyłem, że przy dziennej ilości sprzedawanego paliwa jedynie na stacjach koncernu PKN Orlen, różnica tylko 1 gr. (słownie: jednego grosza) na litrze to dobowy zysk, lub strata, rzędu 700 tys. zł… Zatem wiadomo, w którą stronę to działa.
Cwaniactwo na wielką skalę
Zatem wyobraźmy sobie, że to my handlujemy ropą – na ogromną skalę. Mamy dostęp do analityków, ekonomistów oraz aktualnej wiedzy rynkowej jakiej nie ma zwykły śmiertelnik. Mamy też w magazynach zgromadzone zapasy surowca, zapewniające ciągłość dostaw na stacje benzynowe, na 2 miesiące, czyli 60 dni. Rynek szaleje, jest górka – ropa Brent w jednej chwili drożeje o 30-40 dolarów za baryłkę. Co robicie? Rzucacie się po surowiec? Kupujecie go wtedy, gdy jest drogi? Znając realia i nerwowość rynku, który reaguje na kichnięcie Bidena i bąka puszczonego przez Putina? No nie… Zamiast kupować drożyznę zajmujecie się szybkim podniesieniem cen na własnych stacjach, argumentując to tym, że ropa na światowych rynkach poszła znacznie w górę.
Teraz pytanie co robicie, gdy ceny na rynku przestają szaleć, wracają do punktu wyjścia lub są delikatnie droższe? Zgadza się – zastanawiacie się czy teraz jest dobry moment na uzupełnienie zapasów, czy opłaci się jeszcze trochę poczekać, natomiast w świat puszczacie np. taki komunikat, nieśpiesznie, delikatnie redukując ceny na swoich stacjach:
Obniżamy ceny na stacjach! ON o 34 gr/l, do średniego poziomu 7,55 zł, a benzynę o 20 gr/l do średniego poziomu 6,79 zł. Działamy zdecydowanie, żeby polscy kierowcy tankowali najtańsze paliwa w Europie. W Czechach litr benzyny kosztuje w przeliczeniu 7,54 zł, a na Litwie 8,81 zł
— Daniel Obajtek (@DanielObajtek) March 14, 2022
Normalnie dziękujemy ci Panie Prezesie! Chwała i cześć! A teraz info z wczoraj:
Do gdańskiego Naftoportu dotarł właśnie ładunek ok. 130 tys. ton ropy z Morza Północnego. Dzięki prowadzonej dywersyfikacji jesteśmy dobrze przygotowani na różne scenariusze na rynku ropy i w zależności od sytuacji będziemy konsekwentnie je realizować pic.twitter.com/aSJQt4neql
— Daniel Obajtek (@DanielObajtek) March 14, 2022
Czyli co? Uzupełniono zapasy ropy surowcem kupionym drożej, zatem ten zakup powinien wyjaśnić opinii publicznej dlaczego paliwo na stacjach jest drogie, choć w tym momencie spadła cena za baryłkę ropy do poziomu sprzed wybuchu wojny – około 100 dolarów. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że zapasy PKN Orlen wynosiły już w 2010 roku 3 500 000 ton (za rzeczpospolita.pl). Zatem zakup drogiej ropy to raptem 3,7% żelaznych zapasów tego surowca, w założeniu, że przez 12 lat nie zmieniono jego wielkości. Zakup symboliczny, wg mnie, na bardziej z potrzeby marketingowej niż rzeczywistego uzupełnienia zapasów.
Dlatego uważam, że cała trzytygodniowa górka to nic innego jak spekulacja. Trzytygodniowa? Zaraz, zaraz, przecież prezes zakomunikował obniżenie kosztu benzyny do 6,79 zł, czyli… cały czas jesteśmy do tyłu na jakieś 1,30 zł. Czyli dziennie zarabia się na nas 91 milionów złotych więcej, oprócz tych pieniędzy, które koncern zarabia normalnie przy paliwie w cenie 5.5 zł za litr!
Kto bije brawo i cieszy się z tej obniżki, ten jest rzeznym baranem, a nie myślącym człowiekiem. Za to rolnicy, którzy zatankowali do pełna swoje tysiąclitrowe zbiorniki dieslem w normalnej cenie, nawet stojąc w długiej kolejce, są przewidującymi ludźmi, a nie jakimiś Januszami.
Oczywiście nie jestem ekonomistą i nie pracuje w branży paliwowej. Opisuję to co widzę, a powyższy tekst jest moim prywatnym zdaniem, którym się z wami dzielę. Jeżeli czyta to analityk rynku lub sam prezes Daniel O., to proszę o wyjaśnienie całego procesu w komentarzu pod artykułem i wyjaśnienie mi, że nie mam racji – czego baaardzo bym chciał. Nikogo też personalnie nie oskarżam o nic, a jedynie głośno myślę. Za uwagę dziękuję.