Dzisiaj rozważamy scenariusz, który o tej porze roku zapewne zmaterializuje się w niejednym polskim domu. Odłożyłeś na wypasioną 125-tkę dla żony, którą chcesz jej wręczyć jako mikołajkowo-świąteczny prezent. Od niechcenia przeglądasz ogłoszenia i znajdujesz ten jeden motocykl, o jakim zawsze marzyłeś. Ewentualnie wcale nie ten, ale pokusa bijąca ze zdjęć i żywa gotówka w kieszeni zaczynają tworzyć niebezpieczną mieszaninę…
Czym w ogóle jest tak słynna kultowość i legendarność? Oczywiście określenia te są regularnie nadużywane, bo przecież każdy producent marzy o przynajmniej jednym modelu z taką plakietką w ofercie. Dla nas, czyli pokolenia wykuwającego swoje motocyklowe zainteresowania na przełomie wieków, są to po prostu maszyny z ówczesnych plakatów. Nawet wtedy z praktycznego punktu widzenia wiele z nich było wyłącznie zachciankami, a tym bardziej jest tak teraz, kiedy dochodzi kwestia troskliwej obsługi dosyć wiekowych już konstrukcji.
Umówmy się, motocykle typu Yamaha FZ, Honda CBF czy V-Strom, w jakiej wersji i pojemności by nie występowały, kultowe na pewno nie są. Ciekawe też niespecjalnie, ale ich rola jest przecież zupełnie inna. Mają wieźć, dowieźć i przywieźć – i w tym akurat są świetne. My przeszukaliśmy ogłoszenia pod kątem maszyn, które też bywają bardzo praktyczne, ale jednocześnie powodują kilka nieco silniejszych uderzeń serca. Co oferuje rynek w okolicach plus minus 20 tysięcy zł? Oto 10 propozycji.
BMW R 1150 GS
Czy ciężki motocykl turystyczny o dość umiarkowanych osiągach, który często bywa porównywany z motopompą na kołach, można uznać za kultowy? Tak, jeżeli to BMW R 1150 GS, czyli produkowana w latach 1999-2004 (w wersji Adventure do 2005) czwarta ogólnie, a druga z czterozaworowym silnikiem na wtrysku generacja GS-a. Przez wielu fanów modelu uważana za najlepszą. To właśnie na tym modelu Ewan McGregor i Charley Boorman przejechali w 2004 roku ponad 30 tys. km z Londynu do Nowego Jorku, nagrywając serię „Long Way Round” i rozpoczynając szaleństwo na duże maszyny adventure.
Nawet dzisiaj, gdy oferowane na rynku wtórnym egzemplarze mają po 20 lat i więcej, są one całkiem sensownymi propozycjami do bliskiej i dalekiej turystyki. Ceny maszyn z ostatnich roczników produkcji, w zależności od przebiegu (zazwyczaj w okolicach 100 tys. km), stanu i wyposażenia oscylują w okolicach 20-25 tys. zł.
Suzuki GSX13000R Hayabusa
Japoński sokół wędrowny wylądował w 1999 roku i z miejsca wyszarpał nie tylko dominującą pozycję na rynku, ale też wielką i nieuleczalną ranę w sercach tysięcy motocyklistów. Potężna, najszybsza, o dziwnych, opływowych kształtach, żyjąca w przyszłości, która dopiero miała nadejść. Hayabusa – stuprocentowy motocykl z plakatów.
Dysponując sumą w okolicach 20-25 tys. zł kupimy maszynę z pierwszych lat produkcji. Jeżeli zależy nam na choćby teoretycznej możliwości przebicia granicy „trzech setek”, celujmy w egzemplarze do rocznika 2001 – późniejsze były już fabrycznie blokowane do 299 km/h. Na polskich portalach ogłoszeniowych można znaleźć bardzo nęcące oferty, typu Hayka z 2000 roku, z przebiegiem 28 tys. km, za niecałe 18 tys. zł.
Kawasaki ZZR 1400
Miał pokonać pod względem osiągów Hayabusę i zrobił to. Choć nie ma aż tak silnego statusu kultowości, to jednak do dziś wielu motocyklistów uprawiających szybką i daleką turystykę nie chce słyszeć o innym modelu. Wyrazista, wręcz niepokojąca stylistyka, 1352 cm3 w czterech cylindrach w rzędzie, wypluwające ponad 200 KM. Przyśpieszenia? Całe 2,5 sekundy do setki i 7 sekund do 200 km/h. Do tego ogromny rozstaw osi i wspaniała stabilność na szybkich (bo jakich?) autostradowych przelotach.
Zasób finansowy w okolicach 20-25 tys. zł pozwoli nam sięgnąć po egzemplarze z lat 2006-2007, z przebiegami w okolicach 70 tys. km.
Yamaha FJR 1300
Kolejna ikona szosowej turystyki. Być może nie najszybsza, za to genialnie łącząca prędkość z komfortem. Yamaha FJR 1300 była z nami przez niemal 20 lat, odchodząc w pięknym stylu w 2020 roku wersją Final Edition. Za co pokochaliśmy ten model? Za czterocylindrowy, rzędowy silnik o pojemności 1298 cm3, dostarczający ponad 140 KM mocy. Ta jednostka to niemal wzór niezawodności, kultury, elastyczności i znakomitych osiągów. Do tego wygodny napęd wałem, komfortowa pozycja, obszerna kanapa dla kierowcy i pasażera i stylistyka, która nie zestarzała się do dzisiaj.

Jeśli wierzyć ogłoszeniodawcom, w cenie poniżej 25 tys. zł można znaleźć około 20-letnie, dobrze utrzymane egzemplarze z przebiegami 30-70 tys. km. Oczywiście są to długodystansowe turystyki, więc sztuki z minimalnym nalotem trzeba obejrzeć wyjątkowo wnikliwie.
MZ ETZ 250/251
Czy ktoś upadł na głowę, umieszczając dwusuwową dumę NRD w zestawieniu motocykli, które kupujemy sercem za dwie grube dychy? Być może, ale wtedy na głowę upadł również cały rynek motocykli używanych. Są to bowiem jak najbardziej realne oferty, których w polskim internecie nie brakuje. Wygląda na to, że niektórzy uczynili z głębokiej renowacji i sprzedaży tych maszyn stałe źródło dochodu. I mają swoich klientów.
Porządnie (przynajmniej tak to wygląda na zdjęciach) odrestaurowane emzetki 250/251 ETZ wycenione są na 18-22 tys. zł. A pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno pośpiesznie zmienialiśmy je na cokolwiek, byle z Japonii…
Suzuki VS 1400 Intruder
Japońskich chopperów i soft chopperów była cała masa, ale z jakiegoś powodu duży Intruder ma w tej zbieraninie miejsce szczególne. Być może z powodu sylwetki, która w tej grupie motocykli ociera się o wzór doskonałości. Do tego silnik, który również uważany jest za jedną z najpiękniejszych jednostek V2 w historii. Te dwa bezwstydnie wyeksponowane, chromowane, długaśne cylindry…
Choć Intruder 1400 był produkowany długo, bo w latach 1987-2005, to obecnie nie znajdziemy zbyt wielu ofert egzemplarzy używanych. Wśród dostępnych sztuk też jest spory rozstrzał, a cena nie zawsze zależy od rocznika. Ładne Intruzy z lat 90. kosztują średnio 15-20 tys. zł.
Honda XRV750 Africa Twin
Nowe generacje Afryki doskonale radzą sobie na rynku, ale nasz sentyment do tych starszych, nieco siermiężnych, pozostaje bardzo mocny. Produkowana w latach 1990-2004 XRV750 do dzisiaj pozostaje łakomym kąskiem na rynku używek i dobrze trzyma cenę. Za kwotę do 20 tys. zł kupimy motocykl z lat 90. W rocznikach bliższych końcówki produkcji zaczyna się już lekkie szaleństwo cenowe. Nie brakuje ofert za ponad 30 tys. zł.
Honda CBR900RR Fireblade
Kolejny absolutny klasyk ze stajni Hondy, czyli wczesne generacje sportowego Fireblade. W czasie swojego debiutu, we wczesnych latach 90., było to szokujące połączenie mocy z lekkością całej konstrukcji. Do dziś japońska dziewięćsetka, zwłaszcza w produkowanej w latach 1994-2000 wersji z „lisimi oczami”, pozostaje jednym z najsłynniejszych motocykli sportowych w historii. Ceny nieźle zachowanych egzemplarzy z lat 90. są zróżnicowane. Możemy zapłacić i 15, i 25 tys. zł. Wszystko zależy od stanu maszyny i… fantazji obu stron transakcji.
Aprilia Dorsoduro 750
Pora na szczyptę włoszczyzny. Produkowana w latach 2008-2015 Aprilia Dorsoduro 750 to motocykl drogowy, stylistycznie wyraźnie zwrócony w stronę świata supermoto. Oczywiście zbyt ciężki i mało zwrotny, by uznawać go za motocykl wyczynowy, natomiast wystarczająco wygodny i zabawowy, by dawać ogromną porcję frajdy na ulicy i na torze. Silnik V2 o mocy 92 KM i niziutko zmagazynowany zapas momentu obrotowego pozwalają na wychodzenie na jednym kole z każdego zakrętu. Do tego to wspaniałe brzmienie! Za około 23-25 tys. zł kupimy ładnie utrzymaną sztukę z początku produkcji.
Yamaha V-Max 1200
Legendarnie drapieżny dragster z równie legendarnie wiotkim podwoziem i symbolicznymi hamulcami. Sam fakt posiadania wczesnego (późniejszych zresztą też) V-Maxa mówi wiele o jego właścicielu. To motocykl, który niemal w całości spełnia niejasne kryteria kultowości. Mówisz-wiesz.
Jeżeli kiedyś miałeś ten motocykl na plakacie nad łóżkiem, to dziś z dnia na dzień możesz zacząć marzyć o prawdziwej sztuce. Z kwotą 20 tys. zł w kieszeni lub na koncie możesz poszukać egzemplarzy z lat 80 i 90. Tylko dobrze się zastanów, czy na pewno chcesz to zrobić.
Moją kultówką okazała się Honda CB 1300 ( sc40). Była produkowana tylko na rynek japoński i dziś posiadam, o ile mi wiadomo, jedyny zarejestrowany w Polsce egzemplarz w stanie niemal fabrycznym.
Witam Kolegę. No to są już dwie ! Tez taką posiadam. Moja jest w 100 % stan fabryczny – no może z wyjątkiem przewodów hamulcowych. Mam stalowy oplot. Ale faktycznie jest to bardzo rzadki model. Szacuje się że do Europy w ramach tzw. prywatnego importu trafiło ok. 200-250 sztuk.
Ej! A gdzie GSX-R 750 K6 ;)