Pomimo zauważalnie rosnących cen, nie maleje wiosenny popyt na motocykle używane. To raczej normalne zjawisko, z którym mamy zazwyczaj do czynienia, gdy pojawią się pierwsze promyki wiosennego słońca. Jednak wzrost kursu euro na rynku walut, ograniczenia w ruchu transgranicznym, kolejne pandemiczne obostrzenia i brexit odbiły swoje piętno również na tej branży, co zauważalne jest w skurczonym parku maszyn, jaki oferują nam sprzedawcy.
Jako dziennikarz zainteresowany wolumenem sprzedaży, nie tylko nowych motocykli, ale i używanych, śledzę ten rynek z zaciekawieniem od lat. Jako technik serwisu czasami pomagam znajomym podczas zakupu wymarzonych dwóch kółek, radząc pod kątem stanu technicznego oglądanego pojazdu. Nigdy nie staram się wpływać na wybór, czy nawet dobór motocykla do nabywcy, choć czasem są to naprawdę bliscy znajomi czy członkowie rodziny. Wychodzę z założenia, że każdy powinien mieć podstawowe rozeznanie w tym, czego oczekuje od motocykla, a moją funkcją jest zweryfikowanie stanu technicznego pojazdu.
Do napisania tego testu skłoniła mnie pewna historia, otóż dwóch moich znajomych poprosiło mnie o pomoc w zakupie podobnych motocykli, jeden jesienią 2020 roku drugi dosłownie przed kilkoma dniami. Wnioski jakie wyciągnąłem z oględzin rynku w tym okresie nasunęły się same, ale poszperałem trochę po branżowych portalach i grupach stworzonych do kojarzenia zbywców z nabywcami i mogę napisać jedno: tegoroczna wiosna na rynku motocykli używanych jest inna od tych, jakie znałem z przeszłości.
Achtung Minen!
Tak zwane „miny” czy też „ulepy”, czyli motocykle złożone po wypadku z elementów z wiaty do suszenia tytoniu, z wykorzystaniem lutownicy, dużej ilości żywicy i blachowkrętów, towarzyszą rodzimemu rynkowi całe lata. Nie są żadną nowością, ale zawsze wzbudzają wśród kupujących szczególne emocje. Nim wyruszyłem w „teren” widziałem na grupach fejsbukowych sporo ostrzeżeń o nieuczciwych sprzedawcach, i wyżej wspomnianego typu maszynach. Dziwnie, że było tych anonsów tak dużo, nawet jak na tę porę roku. Wiadomo, że wiosną ruch jest wzmożony i ludzie często wymieniając sprzęt, wymieniają się też poglądami na temat oferowanych motocykli. Ale wzbudziło to moją czujność.
Popyt vs Podaż
Pierwszy research ogłoszeń był dla mnie zaskoczeniem. Przede wszystkim, pojawiło się pytanie gdzie jest wiosenny wysyp ogłoszeń sprzedaży? Ograniczoną liczbę anonsów zawężał jeszcze fakt, że część z tych motocykli oglądałem już we wrześniu, przy okazji, gdy doradzałem „wcześniejszemu” koledze w zakupie podobnej maszyny. Motocykle ze znanych mi ogłoszeń kompletnie nie były warte uwagi i nie dziwił mnie fakt, że wciąż nie znalazły nabywcy. Zdziwiło to, że ich cena nie uległa obniżeniu, a nawet w niektórych przypadkach wzrosła. Czyżby podaż nie nadążała za popytem na rynku? Poszerzyliśmy więc zasięg poszukiwań, bo pułap cenowy zakładał, że nie chcemy okazji lecz dobrego motocykla. Mój kumpel miał budżet na coś dobrego, wychodząc z założenia, że tanie mięso psy jedzą. W tej sytuacji szukaliśmy nieco dalej od domu i raczej powyżej średniej ceny rynkowej danego modelu.
Prawdziwe kłamstwa
Wytypowaliśmy wspólnie jeden motocykl, sam zainteresowany zakupem zadzwonił i umówił się na wizytę. Z uwagi na pracę do późnych godzin i czas dojazdu, motocykl oglądaliśmy wieczorem. Stylowa drewutnia, której półmrok działał zapewne na korzyść sprzedających, opisywana była przez telefon jako dobrze oświetlony garaż. No cóż, nie będziemy wybrzydzać, w końcu motocykl niby wart swojej ceny. Niestety jedynie według zapewnień właścicielki, bo okazało się, że to pani jest osobą sprzedającą. Podobno w 125 konnym motocyklu brakowało jej już mocy, zaczęła ją ograniczać pojemność 600 cm3 i to było powodem sprzedaży maszyny. Niestety, zabytkowe wręcz już opony, świadczyły jednak przeciwko jej zenaniom. Widać było, że motocykl mocno zachowawczo przeżył kilka ostatnich lat swojego drogowego życia. Ale przygód mu nie brakowało, oczywiście plastiki wylakierowane ponad wysokość naklejek, na 10 letnim sporcie, to już standard. Bliższe oględziny, przy pomocy latarki w telefonie, i poznajemy nazwisko właścicieli… gdyż zostało wydrapane na głowicy, zapewne przez warsztat, który niedawno ten bezawaryjny motocykl składał przy pomocy sporej ilości silikonu. Szybka rozmowa z właścicielami, żegnamy się i… cóż, trzeba szukać dalej.
Podczas wymiany zdań na koniec spotkania, zrezygnowana właścicielka przyznała, że sama nigdy już nie kupi używanego motocykla, i teraz kupiła nowy w salonie zresztą o podobnej pojemności motocykl, dlatego ten sprzedaje. O naprawie silnika doskonale wiedziała, nie byłoby też w tym nic złego, ponieważ gdyby była poprawnie wykonana, nie świadczy na niekorzyść motocykla. Ale o innych grzechach swojej maszyny myślę, że dowiedziała się dopiero od nas, ponieważ sama padła kiedyś ofiarą jakiegoś bombera, który wsadził ją na minę.
Saper nie myli się tylko raz
Dalsze wertowanie ogłoszeń i kolejne oględziny nie przynoszą skutku. Pole do popisu staje się coraz mniejsze, bo choć szukamy jednego z najpopularniejszych motocykli tej klasy, to ogłoszeń jest naprawdę znikoma liczba. Podobny scenariusz spotkał nas jeszcze dwa razy. Znów mimo wysokiej ceny motocykl źle naprawiony i z mocno przetrąconym sumieniem. Po kilku takich przygodach i przejechaniu już setek kilometrów przyszedł czas na zmianę taktyki. Zubożała oferta wyspecjalizowanych portali skłoniła mojego znajomego do rozejrzenia się za innymi modelami motocykli, których wcześniej nie brał pod uwagę. Dla niego ta decyzja okazała się zbawienna, bo trafiliśmy do podwrocławskiej miejscowości, gdzie po naprawdę gorących targach, kupił salonową Daytonę 675i od pierwszej właścicielki. Motocykl w nienagannym stanie technicznym, z przebiegiem 8 tys. km, jeszcze na oryginalnych oponach.
Jak kupić dobry motocykl używany? Poradnik sapera, czyli jak uniknąć miny!
Jego historia zakończyła się dobrze, choć nie na wymarzonym CBR600RR lub R6. Właścicielka Triumpha nie używała motocykla, z powodów rodzinnych, już od kilku lat, a wystawiony na sprzedaż z każdym kolejnym ogłoszeniem sukcesywnie taniał, by w końcu ucieszyć nowego nabywcę. Zapewne mała popularność tego, jakże dobrego i niedocenianego u nas modelu, sprawiła, że mój znajomy stał się jego nabywcą w naprawdę korzystnej cenie. Co jednak, kiedy ktoś nie chce pójść na kompromis, tylko potrzebuje kupić dokładnie taki motocykl, jaki sobie wymarzył?
Skurczony rynek używanych motocykli
Jednym z ważniejszych czynników modelujących każdy rynek w gospodarce jest obecnie panująca na nim sytuacja. Na podaż wpływ mają przewidywania związane ze zmianami cen rynkowych oraz import. Krajowy rynek jest bardzo chłonny, popyt kształtuje pora roku, ale także rosnące zainteresowanie tym sektorem motoryzacji, wśród coraz większej liczby odbiorców. Niestety nałożyło się w równym czasie kilka niekorzystnych składowych, takich jak ograniczenia w ruchu spowodowane pandemią, osłabienie krajowej waluty względem kursów zagranicznych oraz brexit, który zamknął na chwilę obecną praktycznie w całości duży rynek importu z Anglii, zarówno części jak i całych motocykli. To wszystko spowodowało krach na rynku motocykli używanych. Ludzie wybierają wśród tego, co jest, a często nie jest to nic dobrego. Dobre, salonowe motocykle szybko zmieniają swojego właściciela i często dzieje się tak nawet bez pośrednictwa portali sprzedażowych.
Domowe spa
Niestety poziom i świadomość serwisowania motocykli w naszym kraju ma się nijak do poziomu zagranicznego (nie piszę tu o Anglii, bo motocykle z tego kraju należały zawsze raczej do tych korzystnych cenowo. a nie zadbanych). Przez co spora część maszyn na rynku jest po domowych zabiegach w spa, niestety w nienajlepszej kondycji. Przykra to wieść dla tych, którzy planują kupić w najbliższym czasie używany motocykl, lecz dobra dla tych, którzy chcą sprzedać dobrą maszynę. Tak to już jest, że rynek rządzi się swoimi prawami. Pozostaje wierzyć, ze sytuacja powoli się zmienia, Anglia reguluje swoje przepisy, obostrzenia się kończą więc rynek motocykli używanych niebawem powinien obecną sytuację odreagować.