Jest kilka pytań, których zadawać nie wypada. Nie pyta się kobiety o wiek. Polityka o przedwyborcze obietnice, a motocyklisty o to, ile pali jego motocykl. Nie wiedzieć czemu pytanie o rzecz tak banalną potrafi wywołać całkiem dziwne reakcje.
Fun jest bezcenny
Jest wielu motocyklistów, którzy nie wiedzą lub wręcz nie chcą wiedzieć, ile paliwa zużywa ich motocykl. Nie da się wycenić dobrej zabawy. Szczęście nie ma ceny. Motocykl to moja zabawka – cena dobrej zabawy nie gra roli. Nie ukrywam, że potrafię takie podejście zrozumieć. Motocykl już dawno przestał być sposobem na tańsze podróżowanie i stał się luksusową zabawką. Sama cena zakupu potrafi zwalić z nóg. Koszty utrzymania nie są niskie.
Kawasaki Ninja 7 – pierwszy seryjnie produkowany motocykl hybrydowy. Jak działa?
„Kto nie ma miedzi…”
Jak wspomniałem, jestem w stanie zrozumieć, że nie każdy chce lub musi się martwić tym, ile jego koń zjada. Natomiast nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy oczekują tego samego podejścia od innych. Na tym się nie kończy. Niemal zawsze, gdy padnie pytanie o spalanie danej maszyny, pojawią się jakieś komentarze sugerujące, „że jak musisz pytać o takie rzeczy to sobie rower kup”. Kto nie ma miedzi, ten na dupie siedzi. Nie rozumiem skąd często pogardliwy ton. Co złego w tym, że ktoś chce chociaż z grubsza wiedzieć, ile motocyklowa zabawa będzie go kosztować? Przy czym ciekawym jest fakt, że pytanie o to, czy warto dopłacić do kasku czy ciuchów premium nie wywołuje takich reakcji. Najwyraźniej niektórym jest łatwiej zaakceptować fakt, że dopłacenie kilkuset złotych do innego malowania kasku może być postrzegane jako niepotrzebne wyrzucanie pieniędzy.
Pali tyle ile wleje
Nie ukrywam, że lubię motocykle oszczędne. Nie oznacza to, że oczekuję cudów. To oczywiste, że przy upalaniu w lesie moto musi swoje wypić. To, co mnie zawsze potwornie frustruje, to wysokie spalanie przy spokojnej jeździe. 500 km nudnej dojazdówki do miejsca, gdzie będę się dobrze bawił to nic więcej jak nudna dojazdówka. Nie potrafię sobie dorobić ideologii, która by usprawiedliwiała wysokie spalanie podczas takich dojazdówek. Jest to dla mnie przepalanie kasy, którą można by wydać na wspomniany na początku fun i dobrą zabawę. Przy czym warto wspomnieć, że spalanie to jeden z największych plusów nowych motocykli – w porównaniu do swoich poprzedników potrafią obchodzić się z naszym portfelem o wiele łagodniej.
Efekt skali
Tak naprawdę kwestia spalania zaczyna być istotna dopiero gdy uwzględnimy efekt skali. Mój poprzedni motocykl spalał średnio 6,21 l/100 km. Obecny spala 5,32 l/100 km. To raptem litr różnicy. Mało obrazowo? Poprzedni spalał 39 PLN na 100 kilometrów. Obecny spala niecałe 34 PLN. Różnica żadna, prawda? Szczypać się o głupiego piątaka? Januszować na 5 ziko? Śmiechu warte. W ciągu ostatnich 3 tygodni przejechałem 2 tysiące kilometrów. To oznacza, że kieszeni została mi równa stówa. To dość kasy, aby zatankować do pełna. A to z kolei dodatkowe 300 km bezcennej frajdy z jazdy. Tej samej frajdy, której przecież wycenić się nie da.
Januszerka się opłaca
Nadal mało obrazowo? Przy 20 tyś kilometrów rocznie litr różnicy w spalaniu oznacza 1200 PLN. Czy to mało? 1200 PLN to komplet nowych opon. To 200 litrów paliwa. W moim wypadku dość, aby dojechać z Warszawy na Gibraltar.