Każdemu z nas uderza czasem do głowy fantazja, która każe nam odkręcić manetkę i pocisnąć ile fabryka dała… Tylko po co? Po co nam więcej koni? Po co mocniejsze silniki, większy moment obrotowy (czyli de facto coraz lepsze osiągi)? Czy poprawia to doświadczenie, komfort, ekonomikę? Czy sprawia, że jesteśmy bezpieczniejsi? Oto moje przemyślenia na ten temat.
- Pułapka mocy
- W pogoni za osiągami
- Nasze bezpieczeństwo
- Gdzie znaleźć złoty środek?
Istnieje pewien cytat, który choć błędnie przypisywany Henremu Fordowi, wciąż ma fundamentalne znaczenie i przekaz dotyczący innowacji. Chodzi oczywiście o stwierdzenie, że gdyby (wynalazca) miał słuchać potrzeb swoich klientów, to musiałby stworzyć szybsze konie. Dostrzegam pewną analogię do przemysłu motoryzacyjnego, nie tak dawno, bo nieco ponad 100 lat od momentu, kiedy do powszechnego użytku weszły metalowe monstra. Bo gdzie nie spojrzeć, to kolejny i kolejny flagowy wyrób jednego czy drugiego producenta motocykli to maszyna będąca coraz bardziej opasłą stajnią koni mechanicznych.
Pułapka mocy
Więcej, szybciej, mocniej… jesteśmy zachłanni. Ta prosta prawda wynika z jeszcze prostszego mechanizmu psychologicznego. Choć zmiany przychodzą nam ciężko, to wbrew pozorom szybko przyzwyczajamy się do nowego i lepszego. Jeżeli zatem przesiadamy się na mocniejszy motocykl, to choć na początku możemy mieć problem z jego ogarnięciem, to operowanie naszą maszyną staje się coraz łatwiejsze wraz ze wzrostem naszego doświadczenia. Dzieje się to do tego momentu, kiedy prowadzenie sprzętu X staje się dla nas naturalne, więc sam poziom ekscytacji odpowiednio maleje, a my zaczynamy potrzebować czegoś więcej.
Zupełnie jak z alkoholem czy narkotykami, wzrasta nasz poziom tolerancji i potrzebujemy większych emocji generowanych przez mocniejsze doznania. Tak to bywa z uzależnieniami, a wszyscy przecież wiemy, że motocykl obok seksu jest jednym z najmocniejszych narkotyków wszech czasów.
Anegdota
Parę miesięcy temu miałem dosyć burzliwą dyskusję z naszym rednaczem Brzozą na temat Afryki Twin adventure sports 1100. Ja twierdziłem, że maszyna ta ma taką moc jak trzeba (105 KM), on zaś uważał, że to za mało, że powinna mieć 120 KM. Zaś takie 150 generowane przez choćby KTMa Super Adventure czy Ducati Multistradę to naddatek mocy absolutnie nie dla każdego. Ale do zaakceptowania, bo lepiej mieć więcej niż mnie, a motocykl jest po to by zap#rd@lać, gdy ma się na to ochotę… Ciągle trudno jest mi się zgodzić z tą tezą, zwłaszcza kiedy mówimy o maszynie mającej stanąć na styku porządku i chaosu, czyli dróg asfaltowych i wszelkich bezdroży. Dla mnie taki motocykl nie musi być demonem prędkości, lecz ma być przede wszystkim wygodny, bezpieczny i uniwersalny. Coś za coś. Dla mnie w terenie moc i moment są ważne, ale do pewnego momentu, poza którym robi się nieco nieciekawie.
Pogoń za osiągami
Jeżeli zatem my potrzebujemy więcej, to producenci motocykli, istoty owładnięte podobną co my potrzebą posiadania więcej (środków do realizacji pasji, misji, przeżycia) starają nam się tego właśnie dostarczyć. Odwieczny pęd konkurencji, polepszania bytu oraz wyżywienia nieprzebranych rzesz gąb pracujących w przemyśle motoryzacyjnym sprawiają, że wzajemnie napędzamy się do tego, by chcieć i konsumować maszyny, które zawsze będą nieco lepsze, wygodniejsze, mocniejsze etc., etc.
Jeżeli zatem dostajemy stale coś fajniejszego, to przestajemy się zastanawiać po co jest to wszystko. Nasze potrzeby są zaspokajane i jeżeli tylko posiadamy środki na ich realizację, to jesteśmy w stanie wydać naprawdę duże pieniądze po to, by nie jeździć już motocyklem, który między nasze nogi wprowadza 125 KM, a już 140… I w tym właśnie niezwykłym kole życia popyt rodzi podaż, a trendy generują konsumpcję.
Bezpieczeństwo
No i dochodzimy do rzeczy jakże ważnej, jeżeli chodzi o jazdę motocyklem. Bezpieczeństwo to temat towarzyszący nam zawsze i wszędzie. Czy to rozmawiamy z mamą, kolegą czy przypadkowym przechodniem.
Prawda jest taka, że na kwestie bezpieczeństwa składa się bardzo wiele czynników i jakby nie było ogarnięcie naszej maszyny jest jednym z nich. I tutaj przyznaję, że jestem bardzo rozdarty.
Parafrazując wujka Bena (Spider-Man) – duża moc, to duża odpowiedzialność. Innymi słowy, nie wszystko jest dla każdego i motocykl z odpowiednim koniarzem musi po prostu być obsługiwany przez osobę zdrową na umyśle i kompetentną. W innym wypadku sami prosimy się o nieszczęście.
… ale… wszystko jest względne. Bo większa moc to również większa pewność na drodze związana z rezerwami. Czasem musimy wyprzedzić. Czasem nagły zryw jest o wiele lepszym rozwiązaniem niż hamowanie. Osobiście wolę mieć pod ręką zapas mocy, z którego nie muszę korzystać, niż go nie mieć. Chociaż przyznam… zawsze kusi, żeby odkręcić.
Optymalizacja
Koniec końców wszystko powinno opierać się na zdrowym rozsądku. Tak samo i parametry motocykla. Oczywistym jest fakt, że nie produkujemy jedynie coraz mocniejszych maszyn i mamy ogrom segmentów, w których producenci wystawiają pojazdy o różnej pojemności oraz parametrach. Nie chcesz potwora na dwóch kółkach… nic straconego, bo możesz mieć coś ładnego z silnikiem od kosiarki. Tyle, że znanych mi motocyklistów, którzy co jakiś czas nie zwiększają sobie doznań mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. To nasza natura, przed którą nie uciekniemy.
Niedawno testowałem wspaniały motocykl, jakim jest Suzuki Katana GSXS1000S. Naked dysponujący mocą 150 KM… Cudo. Fantastycznie zbierał się do wyprzedzania i oferował płynnie oddawaną moc, by dawać prowadzić się w naprawdę ciekawy i ekscytujący sposób. Tyle, że to naked jest… co to oznacza? Ano to, że z jego mocy mogłem korzystać przez parę sekund, a potem trzeba było zwalniać, bo sprzęcik robił się cholernie niewygodny. Pęd powietrza nie dawał spokoju, a krótka konstrukcja sprawiała, że taki kloc jak ja nie mógł nawet położyć się na tej jakże wspaniałej (ale ciągle) zabawce.
Myślę właśnie, że jak we wszystkim kluczem jest zdrowy rozsądek. Z jednej strony nie zawsze powinniśmy chcieć więcej, a poszukanie złotego środka zdawałoby się zdrowym wyjściem. Producenci zaś powinni nieco przystopować. Pewne rzeczy zwyczajnie nie działają. Tak samo jak i turbo wypasiony naked to dla mnie osobiście dziwny pomysł, tak i kosmicznej mocy adventure to realnie mocny motocykl turystyczny, a nie uniwersalna maszyna do podróżowania w każdych warunkach. A jakie jest Twoje zdanie zacny czytelniku? Czy istnieje dla Ciebie coś takiego jak granica mocy?
Każdy lubi to co lubi. Moim zdaniem, dzisiaj niektóre motocykle mają już absurdalne moce. Ten wyścig mocy miał sens w czasach kiedy motocykle były jeszcze bardzo słabe i cały ten wyścig mocy napędzał postęp w branży. Ale jaki jest sens, poza sportem, robić motocykle o mocy około 200 KM? Dla mnie żadnego. No może poza wielki turystykami. Szczerze to jestem zdania, że około 100 kucyków w zupełności wystarczy.
Zaczynałem od 58 KM i niewielu NM, to nadal wystarcza do użytkowej jazdy w miescie. Potem 98 KM zupełnie OK, tylko trochę brakowało do elastycznej jazdy z plecakiem. Teraz 143KM i108NM – po 3 latach nie potrafię wymyślić powodu dla większej mocy, jak sądzę jeżdżę może na 70% możliwości własnych I sprzętu. Eksperymentalnie – ten sweet spot jest gdzieś w okolicach 120 :)
Jeżdżę BMW K1600 GTL. 160 kucy, 175 Nm. Te parametry pozwalają mi czuć się bezpieczniej. Jeździlem RTkiem 1200 Hondą 700. Każdy ma swoje przeznaczenie. Ale jak od 50 km./h moto odchodzi na 6 biegu to morda się śmieje. Oczywiście, że na codzień nie wykorzystuję pełnych możliwości sprzetu, ale świadomość, że mam taką możliwość jest bezcenna. Moto jest ciężki. Zwykle i tak jeżdżę około 100 km/h i mam wielką radochę jak jakiś mlodzik w Golfie mnie wyprzedzi z dziką satysfakcją „pokonania” motocykla.
Jestem za mocniejszymi sprzętami, ale wymagają rozsądnego ujeżdżacza.
Pozdrawiam
Cześć. Przetestowałem wiele jednośladów, do 165KM. Drogę z Wrocławia do Katowic w deszczu pokonałem w godzinę. Mam już chyba 4 życie a we łbie dalej trociny. Jak na razie 48KM w KLEkocie to trochę za mało, ale przyzwyczaiłem się, nie kusi licho, ale za to jest uniwersalnym, bezawaryjnym i ekonomicznym motocyklem. Mam jeszcze kilka innych sprzętów od 125ccm po1200 ccm. Ale za kilka dni do Albanii i tak pojadę KLE. Uważam, ze motocykl powinien być dobrany do kierowcy , jego umiejętności i trybu jazdy. A rozsądek…i tak nie zawsze jest a powinien.