Nie jestem znawcą opon motocyklowych. Ich budowę znam z grubsza, więc nie będę czerpał z prasówki i pisał o nowej strukturze, ze zmienną ilością zakończeń kordu, jaką ta opona posiada. Nie fascynuję się też niuansami związanymi z oponami. Mam za to wobec nich swoje wymagania… Wsiadam na testowy motocykl i opony albo działają i mi pasują, albo nie działają. Mój system jest zero-jedynkowy…
Gdy wybieram oponę do swojego motocykla, otwieram skarbnicę wiedzy pt. forum. Czytam opinie użytkowników, uśredniam, zaokrąglam, dzielę przez dwa i wybieram to, co zapewne będzie mi odpowiadało. Następnie: zakup, montaż i albo rozczarowanie, albo zakochanie. Bo o oponach nie umiem mówić, czy właściwie pisać, bez emocji.
Przed Pirelli Angel GT broniłem się wszystkimi ochraniaczami, jakie mam w kombinezonie. Dlaczego? Bo nie wiedziałem, że to będą Pirelli Angel GT II. Historia, w jaki sposób te opony do mnie trafiły, jest dosyć ciekawa. Dlatego pozwolę sobie ją wam przedstawić.
Nowe nie oznacza, że dobre…
Po zeszłorocznym teście Suzuki GSX-S1000F wiedziałem, że jest to motocykl dla mnie. Sprzęt był wręcz skrojony na miarę, ale miał jedną wadę. Seryjny montaż Dunlopów D214F do tego motocykla można uznać bowiem za wadę, błąd czy może marketingowe nieporozumienie. Toteż było dla mnie oczywiste, że gdy wsiądę na własnego GSX-S1000 to pierwsza czynność, jaką wykonam, będzie wymianą opon. I taki motocykl stanął na stałe w moim garażu… Nadeszła wiosna – czas przygotowania sprzętu do jazdy. W redakcji pojawiła się możliwość testowania na torze, na swoich motocyklach, sportowych mieszanek Diablo Supercorsa SC V3 od Pirelli. Zależało mi, by mój ZXR400 został do tego testu włączony. Tak się jednak nie stało ze względu na brak dostępności opon w potrzebnych mi rozmiarach. Natomiast Brzoza, podczas rozmów z handlowcami Pirelli, przekazał, że poszukuję czegoś w zamian za seryjne opony do mojego Suzuki. Tak narodził się pomysł ubrania mojego GSXS-a w Pirelli Angel GT II.
Jak to Anioł z Diabłem w oponach robili
Wróćmy do początku, ponieważ warto wytłumaczyć, dlaczego broniłem się przed Angel GT. Otóż lata temu byłem zafascynowany tym modelem – historią o aniołku i diabełku, wyłaniających się na zjeżdżonym bieżniku modelu ST oraz wieloma opowieściami bardziej doświadczonych znajomych. Założyłem wtedy swój pierwszy komplet Pirelli Angel GT na felgi Suzuki GSX-F750. Popularne jajko to motocykl z „gracją słonia w składzie porcelany”. Ja jednak lubię ten model i szanuję za to, na jakiego motocyklistę mnie on ukształtował. A czynił to właśnie m.in przy pomocy tych legendarnych opon. Jedna myśl, która utkwiła mi w pamięci z tamtych lat jest taka, że gdy leje deszcz motocykl zostaje w domu. O ile opony sprawiały się bardzo dobrze na suchym asfalcie to, gdy popadał deszcz, momentalnie traciłem pewność siebie podczas jazdy. Wtedy nawet nie pomyślałem, że winne są opony, a za całe zamieszanie winiłem raczej toporną konstrukcję niezniszczalnego GSXF-a. Dopiero zmiana kompletu na inny, która też była dziełem przypadku, dała mi do zrozumienia, jak wiele zależy, podczas jazdy w deszczu, właśnie od opon.
Sportowe geny
Pirelli świetnie sobie radzi w produkcji opon sportowych. Ciężko jest jednak stworzyć oponę, która zachowa właściwości torowe na drodze, a do tego nie będzie znikała w mgnieniu oka. Ciężkie? Właściwie jest to niemożliwe. Albo skupiamy się na miękkich mieszankach, które dają nam na suchej nawierzchni 100% pewności, albo budujemy opony, które dzięki swojej twardej mieszance, przejadą jak najdłuższy dystans. Do tego wszystkiego przed oponą sportowo-turystyczną stawiane są kolejne wymogi. Musi sobie radzić tak samo dobrze na nagrzanych letnim słońcem asfaltach, jak i w deszczowych, wiosenno-jesiennych warunkach. Sporo tych wymagań, a wygrywają właśnie ci producenci, którzy zbliżą się w powyższych parametrach do doskonałości. To naprawdę trudne zadanie…
Na pierwszy rzut oka
Wróćmy do testowanych Pirelli Angel GT II. O ile na suchej nawierzchni nie miałem do pierwszej generacji praktycznie żadnych zastrzeżeń, to deszczowa aura (jak już wspominałem) przyczyniała się do braku pewności podczas jazdy. Dlatego pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę w Pirelli Angel GT II, to wzdłużne rowki, jakich brakowało w poprzednich Gran Turismo. Takie wycięcia najczęściej można spotkać na oponach typu wet lub typowo deszczowych, sportowych rain. W tym przypadku Pirelli umieściło je na oponie sportowo-turystycznej. Ten zabieg pokazuje, jak doświadczenia zdobyte na arenach sportowych przekładają się na budowę „cywilnych” opon.
Mokra rzeczywistość
Tegoroczny sezon obfitował w opady deszczu. Dzięki temu łatwiej było mi sprawdzić możliwości użytkowe testowanych opon na mokrej nawierzchni. Zaraz po montażu jeździłem trochę „jak na szpilkach”, mając z tyłu głowy zachowanie poprzedniego modelu. Znów Suzuki i znów Angel GT… Jednak tym razem ta para wykonała milowy krok w postępie technologicznym. Każdy kolejny kilometr nadawał mi większej pewności siebie. Dzięki dodatkowym wyżłobieniom opona świetnie odprowadza strumień wody, co dobrze ilustrował zaobserwowany przeze mnie słup wody równo unoszący się nad tylnym kapciem, na wysokość kilkudziesięciu centymetrów. Do tego wszystkiego nie odniosłem wrażenia, że maszyna jest niestabilna i przez cały czas kontrola motocykla pozostała na podobnym, dobrym poziomie.
Podczas mocnych opadów deszczu miałem wrażenie, że jadę w stabilnym torze, którego nie zakłócały mi rozbijane kołami krople wody. Nie musiałem korygować swojego toru jazdy, jak to bywa w oponach mniej odpornych na aquaplaning. A propos kontroli, ale tej elektronicznej. TC nie musiało zbyt często wkraczać ze swoją korektą, pomimo że w deszczu jeździłem stale na ustawionym najbardziej czułym jej poziomie. Postanowiłem więc poszukać granicy przyczepności opon, jadąc coraz szybciej i składając się coraz głębiej.
Przyznam uczciwie, że póki co, po przejechaniu ponad 1000 km w złych warunkach pogodowych, po różnych nawierzchniach asfaltowych, dalej tej granicy nie udało mi się znaleźć i raczej nie mam już potrzeby jej szukać. Moje oczekiwania zostały pod tym względem spełnione, a w połączeniu z poziomem umiejętności (jaki posiadam) feedback, który otrzymałem od opon, mogę ocenić jako bardzo dobry. Tu należy się szacunek dla włoskich producentów, ponieważ wysłuchali „głosu ludu” i unowocześnili konstrukcję w jej najsłabszym punkcie.
Suche fakty
Trochę mniej kilometrów, niż na mokrej nawierzchni, udało mi się przejechać na tych oponach w idealnych warunkach pogodowych. Zaznaczam – pogodowych, a nie drogowych. Dlaczego jest to ważne? Ponieważ zauważyłem dzięki temu pewne zmiany względem pierwszej generacji. Najwięcej spostrzeżeń odnośnie przyczepności opony miałem po przejechaniu Przełęczy Spalona w środkowej części Sudetów. Bardzo ciasne zakręty i całkowicie odbudowana w zeszłym roku nawierzchnia, wręcz zachęcają do głębszego pochylania się w krótkich, bardzo technicznych zakrętach. To taka górska ghymkhana. Wadą tego miejsca są jednak zanieczyszczenia asfaltu grubym żwirem, czyt. kamieniami, na które najłatwiej natrafić właśnie na winklach. Twarda sportowo-turystyczna opona lub turystyczna, po najechaniu na taki kamień, wraca na nawierzchnię albo z poślizgiem rozpędzonego tylnego koła, albo przynajmniej z wyczuwalnym szarpnięciem. Pirelli Angel GT II z takiej sytuacji wracają na twardy grunt bardzo miękko i tak naprawdę, oprócz faktu, że czujemy tę nagłą zmianę trajektorii jazdy i widzimy w przypadku motocykla, którym się poruszamy pracę kontroli trakcji, nic więcej niebezpiecznego się nie dzieje.
Cieszę się też, że testując opony, miałem możliwość sprawdzenia ich na motocyklu, którego zawieszenie jest żywcem wyjęte ze sportowych maszyn, przez co dało mi pełną kontrolę nad tym, co akurat się dzieje. W motocyklach z elektronicznie sterowanym, półaktywnym zawieszeniem, często ten feedback jest tłumiony, a może lepszym słowem byłoby „zakłócany”, z uwagi na poprawniejsze przystosowanie się zawieszenia do komfortowego podróżowania. W moim przypadku całe zachowanie czułem na maszynie, co mi się bardzo podoba.
Bez wad?
Opony szybko się nagrzewają, dają pewność podczas jazdy po mokrej nawierzchni i bardzo dobrze zachowują się na nawierzchni suchej. Przejechałem na nich podczas tego testu około 1600 km w mieszanych warunkach i na chwilę obecną ciężko jest mi znaleźć ich wady. Zdecydowanie polecam je do motocykla, na jakim ja je testowałem, pasują tu idealnie. Może trwałość opony poprzez zastosowanie bardziej deszczowych rozwiązań ulegnie pogorszeniu i to będzie ich wadą? Jeżeli tak się stanie, poinformuję was o tym i dopiszę akapit. Póki co, po tym przebiegu nie mają one większych śladów zużycia.
To jeszcze na sam koniec dodam, że nikt mi nie zapłacił za ten test, a na półce leżą, zakupione przeze mnie tuż przed testem, nowiutkie Dunlopy D214, do których w każdej chwili mogę wrócić. Mogę, ale nie chcę. A to chyba o czymś świadczy…