_SLIDERCudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

-

Słowa podróż, wyjazd, wakacje, często kojarzą nam się z jakąś odległą wyprawą. Zakodowaliśmy sobie w głowach, że coś, co leży dalej od nas jest ładniejsze, ciekawsze bardziej egzotyczne. W ten sposób nie dostrzegamy tego, co znajduje się blisko, a przecież może się okazać równie interesujące. Co więcej, z uwagi na dostępność, może stać się idealną alternatywą na szybki, weekendowy wypoczynek szczególnie w motocyklowym stylu. Tak powstał zamysł tego cyklu. Na pierwszy ogień malowniczy Dolny Śląsk!

Materiał powstał we współpracy z firmą SECA, produkującą odzież dla motocyklistów oraz importerem motocykli marki Suzuki

Podzieliliśmy południe Polski na pięć krain i do każdej z nich planujemy pojechać, by pokazać wam lokalne piękno tamtejszych tras, podpowiadając, gdzie znajdują się naprawdę dobre asfalty, ciekawe widoki, interesujące atrakcje (tu zaznaczam, że nie tylko zabytki) oraz dobre jedzenie. Nie bez znaczenia będzie też dostępność bazy turystycznej każdego z regionów. Nawiązując do tytułu, na pierwszy ogień idzie południowy zachód Polski, gdyż dolnośląskie tereny, z uwagi na miejsce mojego zamieszkania, są najbliższe memu sercu i znam je jak własną kieszeń.

Utarte szlaki

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

W podróżach po Polsce, gdy spotykam innych motocyklistów i mówię skąd jestem, każdy jak mantrę wymienia mi te same miejsca, w których był na Dolnym Śląsku. Oczywiście Karpacz, Szklarska Poręba, Świeradów Zdrój, są piękne i nie mam zamiaru podważać ich walorów turystycznych, ale są też wytarte na każdym zakręcie jak mój slider po sezonie na torze. Zakładam więc, że już każdy z was był w Świątyni Wang, zrobił sobie zdjęcie na pięknej panoramie zakrętu śmierci i zjeździł karkonoskie szlaki.

A teraz chciałby wrócić w ten rejon po coś nowego. Osobiście też lubię Karkonosze, ale znam wiele innych, niesamowitych miejsc tego regionu i właśnie je chciałbym wam przybliżyć. Rzecz jasna nie wszystkie, bo założenie jest takie, że ma to być weekendowy wypad, więc skupię się na mojej ulubionej trasie. Jest to mój Number One tego regionu, a poza świetną nawierzchnią i naprawdę ciekawą trasą, dorzucę wam kilka atrakcji, które mam nadzieję was zaskoczą, nawet jeżeli znacie te rejony. W gratisie miejsce na obiad! To co, ruszamy!

Kłodzko tak blisko, a jednak daleko

Z Wrocławia do Kłodzka niestety trzeba przejechać trasą nr 8. Nie jest to autostrada, bo tych to będę w moich podróżach unikał jak ognia, z uwagi na niechęć moich oczu do oglądania monotonnych widoków. Drogi alternatywne w tym kierunku, choć mniej zatłoczone, są jednak w fatalnej kondycji. Pozostaje mi ósemka, na której zło czai się w każdym momencie podróży. W miarę sprawnie dojechałem do granic Ziemi Kłodzkiej, gdzie w pięknym upale przywitał mnie spory korek. No tak, znów wypadek. Policjant, do którego dojechałem, poinformował mnie, że sprawa jest poważna i nie przepuści motocykla. Zalecił objazd lub dwie trzy godzinki oczekiwania. Dla mnie ten czas byłby drogą przez mękę, bo stać w pełnym słońcu na otwartej przestrzeni to żadna przyjemność. Wybieram, więc opcję objazdu.

Wąskimi, bocznymi dróżkami wjeżdżam w końcu do Kłodzka. Straciłem przynajmniej godzinę, co rodzi pytanie, czy do wieczora uda mi się pokazać wam cały zaplanowany na dzisiaj odcinek? Trzeba spróbować. Nie mogłem jednak sobie odmówić zaprezentowania pełnej trasy, więc z uśmiechem na ustach wjeżdżam na swój ulubiony, dolnośląski szlak motocyklowy. Mijam Kłodzko i kieruję się na obwodnicę miasta wiodącą trasą nr 33. To nowy odcinek drogi o bardzo dobrej nawierzchni. Od tego miejsca wzmożony ruch zostaje za mną, a ja mogę się cieszyć z przyjemności jazdy. Na końcu obwodnicy zjechałem na trasę nr 46 w stronę Nysy. Interesował mnie przede wszystkim odcinek do Złotego Stoku. Gdyż droga ta ma bardzo dobrą nawierzchnię, szerokie zakręty i często przebiega poza terenem zabudowanym. Jedzie się nią bardzo przyjemnie, a zmniejszony ruch w porównaniu do ósemki, którą jeszcze przeklinam pod nosem, to wręcz ukojenie. Sam Złoty Stok jest obecnie w przebudowie i na koniec wakacji główne ulice miejscowości mają zostać oddane do użytku. Dlatego póki co przymrużę oko na tę niedogodność i grzecznie, wyznaczonym objazdem, skieruję się w stronę wyjazdu na Lądek Zdrój.

Londyn? Nie ma takiego miasta, jest Lądek Zdrój!

Trasa nr 390 do Lądka Zdroju to kręte, leśne serpentyny przy górzystym akompaniamencie. Kilka odcinków czeka jeszcze na remont, ale całokształt drogi wygląda dobrze, da się czerpać przyjemność z tego przejazdu. Na miejscu obowiązkowy przystanek na XVI wiecznym moście św. Jana Nepomucena.

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

Miejsce jest bardzo fotogeniczne, zresztą jak Suzuki GSX-S 1000, którym jadę, toteż oboje zasłużyli tutaj na fotkę. Lądek Zdrój to miejscowość uzdrowiskowa, można w niej pozwiedzać, a nawet przenocować, ponieważ baza turystyczna jest rozbudowana całkiem dobrze. Ja jednak żądny byłem kolejnych kilometrów, a czas mnie naglił, toteż po chwili odpoczynku skierowałem się z powrotem na swoją trasę. W głowie miałem aromat dobrej kawy, której chciałem się napić w jakimś urokliwym miejscu. Przyjąłem azymut na trasę 392, którą pokierowałem się w stronę Stronia Śląskiego. Droga cały czas nie zawodzi, było to, czego szukałem, czyli umiarkowany ruch, przyzwoita nawierzchnia no i te zakręty.

Mała Czarna na Czarnej… Górze

Trasa 392 prowadzi obok masywu Śnieżnika, a punktem kulminacyjnym dla każdego kierowcy motocykla powinna być Przełęcz Puchaczówka. Nim na nią wjechałem jeszcze szybka kawa u podnóża Czarnej Góry by kontemplując widoki ustrzelić kilka fotek na świetnej panoramie tego miejsca. Trasa, której podjazd i zjazd zaraz miałem zaliczyć, dostarczy mi tyle emocji, że kofeina z małej filiżanki stała się jedynie preludium do tych wydarzeń. Nowa nawierzchnia i bardzo dobrze wyprofilowane łuki, do tego w miarę czysto w każdym winklu. Takie warunki zapowiadały dobrą zabawę. Oczywiście całość typowo turystyczna, piękne widoki, bardzo wolne zawrotki, mocno techniczne górskie podjazdy i zjazdy. To nie miejsce na ocieranie kolanami o asfalt zwłaszcza, gdy mamy zapakowany bagaż lub pasażera. To miejsce na spokojne delektowanie się chwilą.

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

Na szczęście to nie był spalony na Spalonej

Jak już wspominałem, utraciłem sporo czasu na dojeździe do Kłodzka, więc chciałem to nadrobić ograniczając przystanki rekreacyjne. Dobrze, że późno zachodzące słońce pozwoli mi dojechać do hotelu za widoku, chociaż będzie to pewnie tuż przed godziną 22. Póki co, przez Bystrzycę Kłodzką udałem się na Przełęcz Spalona. Po remoncie nawierzchni, jaki odbył się tu dwa lata temu, przełęcz wróciła do życia. Wcześniej dziurawa jak ser szwajcarski dziś cieszy gładkim i równym asfaltem oraz zakręconymi jak baranie rogi serpentynami. Niestety za każdym razem, gdy odwiedzam to miejsce, łuki trasy pokryte są żwirem i kamieniami. Trzeba bardzo uważać na przyczepność w zakrętach. Znając ten odcinek drogi na wjeździe zmieniłem poziom kontroli trakcji na trzeci stopień. Przypomnę, ze szczegółowego testu, że Suzuki w modelu GSXS-1000F ustaliło trzy poziomy kontroli trakcji zespolone z pracą silnika. Ten najwyższy, trzeci jest najbardziej czuły i reaguje zdecydowanie najszybciej. Jednak nie żałowałem tego ustawienia, kiedy na każdym wyjściu z zakrętu widziałem mrugającą na żółto kontrolkę na kokpicie motocykla. Wiedziałem, ze całą robotę za mnie w tych niebezpiecznych zakrętach wykonała elektronika, w jaką tę blisko 150 konną jednostkę wyposażono. To właśnie dla takich chwil cieszę się, że mogę korzystać z postępu technologii jaki zafundowała mi fabryka z Hamamatsu.

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

Ja głodny, więc Racuchy Jagodne

Na szczycie przełęczy przy skrzyżowaniu z Autostradą Sudecką, którą później pojadę, mieści się schronisko PTTK Jagodna. Łatwo je poznać, po szeregu motocykli ustawionych w rzędzie na miejscowym parkingu. Widać nie mi jednemu już od połowy dnia marzył się obiad w tym miejscu. Zważywszy na czas wyszło, że była to kolacja. Niezależnie od tego jak nazwiemy ten posiłek skład jego mógł być tylko jeden: Racuchy Jagodne. To miejsce słynie z tego specjału i jeżeli jesteś tu pierwszy raz to z karty dań powinieneś wybrać właśnie tę pozycję. Porcja trzech puszystych racuchów wysmażonych na głębokim oleju, podana z kleksem śmietany i miejscowymi jagodami myślę, że trafi w smak każdego, głodnego motocyklisty. Dla mnie są one niczym nagroda, za przejechany odcinek trasy. Do noclegu jeszcze kawałek drogi, ale to już jest trasa dosłownie i w przenośni z górki.

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

Autostrada Sudecka

Wschodni odcinek Autostrady Sudeckiej, jakim dotarłem do Dusznik Zdroju oprócz nazwy nie ma za wiele wspólnego z prawdziwą autostradą. Droga wojewódzka nr 389, bo tak się ona zwie w rzeczywistości, należy do jednej z najwyżej usytuowanych dróg asfaltowych w Polsce. Odcinek od Przełęczy Spalona do samych Dusznik zarówno przez Zieleniec jak i krótszą trasą z Lasówki w dół jest odnowiony i utrzymany w rewelacyjnym stanie. Trasa jest bardzo widokowa a cała droga dostarcza wielu niezapomnianych wrażeń. Będąc w tej okolicy koniecznie trzeba się nią przejechać. Pierwszy dzień kończę przy zimnym piwku w hotelu w Dusznikach. Mam teraz chwilę na ogarnięcie materiału z całego dnia, sprawdzenie pogody na jutro oraz zaplanowanie dalszej części podróży. Oczywiście nim piwko, to nie zapomniałem o tankowaniu, ponieważ uciekło już ponad 200 km i Suzuki też upomniało się o swoją kolację.

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

Pożytek dla wszystkich jest blisko

Po świetnym śniadaniu czas zwijać manatki i ruszać dalej. Motocykl gotowy, ja tym bardziej. Jedyne, co muszę, to przygotować odzież. Kombinezon Seca Arrakis II który testuję od wiosny z wyjazdu na wyjazd pozbywa się swoich warstw. Teraz została mu tylko ta wierzchnia, a do tego musiałem otworzyć wszystkie wentylacje. Kombinezon sprawdza się po kolei we wszystkich warunkach pogodowych i póki co nie zawiódł a nawet potrafił zaskoczyć. Choć byłem czujny i pamiętałem zasadę, że jak coś jest do wszystkiego to podobno jest też do niczego. Ciekawy byłem czy poznańska firma zna tę zasadę i postanowiła zadać jej kłam.

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

Termometr wskazywał 28 stopni, więc było gorąco. Miejsce, do którego postanowiłem udać się drugiego dnia wyprawy jest ciekawe i bardzo tajemnicze. Chociaż jedyne w Polsce a jedno z nielicznych w Europie to o jego istnieniu wiedzą tylko zainteresowani. Co ciekawe nie jest zamknięte dla turystów i można je zwiedzać, lecz Pani, która serdecznie mnie tam przyjęła i oprowadziła powiedziała, że nie zależy im na reklamie i popularności. Bywalcy nie traktują ośrodka, jako obiekt turystyczny, lecz, jako obszar kultu. I to kultu religijnego. Gompha Drophan Ling to buddyjski ośrodek religijny znajdujący się nieopodal Dusznik Zdroju w miejscowości Darnków a właściwie to w wąwozie górskim, do którego prowadzi leśna droga w pobliżu Darnkowa.

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

Sam dojazd nie jest ani oczywisty ani prosty, a leśny dukt okazał się dobrym sprawdzianem możliwości turystycznych motocykla. Gdyby nie charakterystyczna mała trójkątna flaga, co jakiś czas na drzewie czy przydrożnym krzaku, to sam bym nie uwierzył, że ten szlak tam mnie zaprowadzi. Nazwa ośrodka w języku tybetańskim oznacza „Pożytek dla wszystkich” i taką też funkcję wg twórców tego miejsca ma ono pełnić.

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

W środku niczego istnieje na przestrzeni siedmiu hektarów rozciąga się ziemia, która przyciąga wyznawców tej religii z całego kraju, a podobno nawet i ze świata. Na terenie obiektu znajduje się świątynia oraz miejsce do medytacji. Jest też całe zaplecze socjalne oraz pole kempingowe. Niestety zostałem poproszony o wyłączenie kamery, ale zewnętrzną część udało mi się nagrać oraz zrobić kilka zdjęć z tego tajemniczego, pełnego duchowości miejsca. Wyjeżdżając stamtąd miałem wrażenie, że pomimo, że nie było nikogo dookoła, to cały czas ktoś mnie obserwował. Dziwne, a zarazem ciekawe uczucie.

Powrót na twardy grunt

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

Kolejne miejsce, którego tak naprawdę nie brałem pod uwagę, jako punktu podróży, lecz wypadło mi nijako po drodze, ponieważ nie szło go ominąć to przereklamowana droga stu zakrętów. Zawsze byłem zdania, że na Dolnym Śląsku znajdę kilkanaście lepszych tras pod względem przebiegu trasy a już o stanie nawierzchni nie nadmienię niż wspomniana tu droga. Zapewne też przez to skutecznie omijałem ten odcinek drogi planując podróże od ładnych kilku lat. Ale się stało. Wyjechałem w Kudowie Zdroju a musiałem dostać się pod Wałbrzych, więc innej opcji nie było. Oczywiście na filmie nagrałem szyderczy kawałek o tym jak to teraz przejedziemy się po stu dziurach… tzn. zakrętach i dopiero ruszyłem w dalszy etap podróży. Po pokonaniu pierwszych kilometrów zrobiło mi się nieswojo. Tak, kolejne kilometry drogi nr 387 popularnie nazywanej trasą stu zakrętów mijały mi w przyjemnej atmosferze, na dobrze wyprofilowanych zakrętach jadąc po bardzo przyzwoitej, zapewne nowej, nawierzchni. Byłem jednocześnie zły i szczęśliwy. Zły, bo materiał się nie przyda a szydera rozbiła się o pierwszy zakręt, lecz szczęśliwy, że w końcu coś w tym miejscu uległo zmianie. Moje szczęście trwało do zjazdu na Duszniki Zdrój. Tu, gdzie łączą się obie trasy, kończy się przyjazna nitka i zaczyna odcinek, który znam doskonale sprzed lat. Wewnętrzne ego zostało połaskotane. O tak, właśnie takie sto zakrętów pamiętam. Na dobrą sprawę, gdyby zależało mi tylko na super nawierzchni to powinienem w tym miejscu odbić na Duszniki i wrócić do Wrocławia tak kończąc ten trip.

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

Ale kusiło mnie jeszcze jedno miejsce w tej okolicy, które niebawem zostanie zamknięte dla motocykli a które bardzo chciałem, nim to się stanie, zobaczyć. Na parkingu przy wejściu na Szczeliniec Wielki, szybkie przestawienie trasy w nawigacji i już skierowałem się w stronę Wałbrzycha. W ten sposób dojechałem do rozjazdu za Nową Rudą. To, co się stało później niestety częściowo zaważyło na materiale fotograficznym oraz przebiegu całej podróży.. Na wspomnianym rozjeździe potrzebowałem spojrzeć na przebieg trasy, więc szybki look na telefon i.. i widzę jego brak w uchwycie. Najpierw była konsternacja, następnie pewne niedowierzanie, do tego, w tak zwanym międzyczasie, zdążyłem sprawdzić wszystkie kieszenie. Niestety, to okazało się prawdą, zgubiłem telefon a wraz z nim część materiału z wyjazdu, dostęp do social mediów oraz nawigację. Kolejność straty nieprzypadkowa. Szybko wytypowałem odcinek trasy, na którym mogło dojść do zguby a następnie przeszedłem go na piechotę dwukrotnie, przyglądając się pobliskim rowom z najdokładniejszą starannością. Pomimo usilnych poszukiwań aparatu nigdzie nie było. Nigdy wcześniej nie czułem się tak źle z powodu utraty jakiejś rzeczy. Zrozumiałem wtedy jak bardzo ograniczyłem się powierzając tyle funkcji jednemu urządzeniu. Przykre, lecz prawdziwe. Tu jeszcze drobna prywata, bo w poszukiwaniu mojego telefonu zapoznałem się niejako z treścią przydrożnych rowów w tamtejszej okolicy ale odnoszę dziwne wrażenie, że nie tylko tam to tak wygląda. Masa puszek po energetykach, piwie i opakowań po papierosach. To tego stare opony i kawałek deski klozetowej. Wszystko to na terenie Parku Krajobrazowego. Chcemy jeździć i podziwiać przyrodę, chodzić po górskich szlakach oddychać świeżym powietrzem. A dojeżdżając w te miejsca niszczymy wszystko, co nas otacza i tworzy jedność z miejscami, które podziwiamy. Zastanówmy się nad tym, nim wyrzucimy przez okno kolejną puszkę czy peta.

Dobrze, że posiadałem jeszcze dwie kamery, na których zachowały się prezentowane tu zdjęcia. Nawigacja też nie była mi w tym miejscu potrzebna, o czym zapewne świadczy fakt, że dopiero po kilku dobrych kilometrach zorientowałem się, że jej nie mam. Mam natomiast plan do wykonania, a słońce nie będzie czekało ze swoim snem aż go wykonam. Przyszedł więc czas otrzeć łezki, pogodzić się ze stratą i dotrzeć do ostatniego punktu który pragnąłem zaliczyć na tej trasie.

Tunel Pod Małym Wołowcem

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

To miejsce odwiedziłem po raz pierwszy, chociaż słyszałem już o nim od kilku znajomych i parę razy chciałem tam zrobić jakiś materiał to jednak nigdy do realizacji nie doszło. Niepozorna góra w okolicach Wałbrzycha nazwana Małym Wołowcem kryje w swoim wnętrzu wydrążone dwa, obecnie nieczynne, tunele kolejowe. Miejsce to łączy ze sobą Wałbrzych z Jedliną Zdrój, a dzięki półtorakilometrowemu odcinkowi możemy wchodząc w mieście wyjść na wsi. Ja postanowiłem tam wjechać motocyklem. Lewy z tuneli jest już odbudowany i niebawem zacznie z niego korzystać kolej łącząca Wałbrzych z Kłodzkiem natomiast prawą jego częścią da się jeszcze przejechać motocyklem. W środku panuje dużo niższa temperatura niż na zewnątrz oraz egipskie ciemności. Ale samo wrażenie przejazdu plus efekty dźwiękowe z basowego wydechu Suzuki dostarczyły mi niezapomnianych wrażeń. Polecam każdemu miłośnikowi przygód zaliczyć to miejsce. Oczywiście łatwiej będzie typowym ADV natomiast jak widać sportowy turysta też podoła.

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli gdzie motocyklem po Dolnym Śląsku [Powered by Suzuki & Seca]

Ustaliłem z GSX-S-em, że teraz się tankujemy, więc zaliczyliśmy przydrożną stację paliw. Ja wypiłem kawę, on wolał kilka litrów PB95. Usmarowani tunelowym błotem, lecz szczęśliwi jak małe dzieci, skierowaliśmy się ku domowi. I jeszcze takie zaskoczenie na koniec tej pięknej podróży, trasa 379 z Wałbrzycha do Świdnicy otrzymała nową nawierzchnię a zakręty tuż za miastem powiatowym pretendują do nazywania ich patelniami Wałbrzyskimi. Przybyła nam w tej okolicy nowa miejscówka i myślę, że szybko zapełni się miłośnikami dwóch kółek. Ja na pewno wrócę nie raz. Zresztą jak na cały szlak, który wam teraz przedstawiłem. Jak wspominałem we wstępie, to moja ulubiona trasa, ale nie ma się co ograniczać, teraz jak pokazałem to co blisko, to z czystym sumieniem mogę rozszerzać swoje horyzonty. Dolny Śląsk to takie moje tapas, teraz nabrałem tylko apetytu na więcej. Kolejna trasa już za kilka dni, liczę, że Śląsk Cieszyński i Ziemia Żywiecka okażą mi łaskawą pogodę bo o trasę i jedzenie jak zwykle się nie martwię.

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się nim!
Hubert Zawieja
Hubert Zawieja
Prawdopodobnie urodzony z benzyną we krwi, o czym świadczyć może prowadzone przez niego życie. Właściciel serwisu samochodowego, z zawodu mechanik i elektronik pojazdów samochodowych. Nauczyciel praktycznej nauki zawodu szkolący młodych adeptów sztuki zafascynowanych jak on motoryzacją. Prywatnie zakochany bezgranicznie w motocyklach sportowych, miłośnik sportowej turystyki oraz szalonej przygody. Wolny czas spędza na torach wyścigowych, lub w górach, mierząc się w walce z ostrymi winklami. Zimową porą szlifuje formę na nartach i marzy o nowym sezonie. Na służbie w Motovoyager doniesie o wszystkim, o czym powinniście wiedzieć by nic Was nie ominęło i byście mogli czerpać garściami z najwspanialszego hobby na świecie.

3 KOMENTARZE

  1. Kolego! Miejsce, w którym byłeś to Szczeliniec Wielki (od szczelin w skałach). W takim artykule trzeba ostrożniej udzielać wskazówek – jedna z linii tunelu (ta odnowiona) pod Wołowcem jest ciągle czynna i ruch pociągów się tam odbywa! Oby nikt nie pomyślał, aby robić tam sesję zdjęciową z ciężkim moto na torach!
    Od siebie mogę polecić jeszcze drogę na wschód od Jagodnej, ale nie po przebiegu Autrostrady Sudeckiej (tam jej stan jest fatalny), tylko wąskiej dróżki przy samej granicy biegnącej od Mostowic do Międzylesia. Piękny krajobraz i jazda wzdłuż rzeki i malowniczego jeziora (niewielki ruch samochodowy, ale ostrożnie przy wymijaniu – wąsko). Do zobaczenia!

    • Tak, oczywiście, że Szczeliniec Wielki. Wkradł się czeski błąd za który przepraszam i już edytuję w tekście. Nie znalazłem nigdzie informacji o tym, że ta linia jest już czynna chociaż lewa nitka wyglądała jak najbardziej na dokończoną. Zapewne jest więc, tak jak piszesz, i trzeba tam uważać. Dziękuję za cenne uwagi. Pozdrawiam i do zobaczenia na dolnośląskich szlakach!

  2. Dolny Śląsk, czy to ten rejon, gdzie kradną turystom motocykle na potęgę, a tamtejsza policja dziwnym trafem nie może żadnego odnaleźć (patrz Karpacz)?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

POLECAMY

ZOBACZ RÓWNIEŻ