Harley Davidson to zdecydowanie najbardziej legendarna marka motocyklowa na świecie i jeden z najbardziej rozpoznawalnych brandów w ogóle. Nawet osoby, których wiedza o motocyklach ogranicza się do tego, że mają dwa koła i silnik od razu skojarzą, czym jest Harley. Czy to oznacza, że naprawdę wiemy, czym jest Harley i czego możemy się po nim spodziewać? Postaram się wam przedstawić to z perspektywy kogoś, kto pomimo trzynastoletniego stażu motocyklowego dopiero ostatnio miał okazję dosiąść jednego z modeli producenta z Milwaukee.
Nie będę ukrywał – zacząłem z wysokiego „C”, bo w moje ręce wpadł od razu przedstawiciel wagi ciężkiej. W sumie, żaden Harley do lekkich nie należy, ale ten zdecydowanie jest z tych większych. Street Glide ST, bo o nim mowa, mierzy 2,4 m długości, a gotowy do jazdy waży blisko 370 kg.
Miejski, przerośnięty łobuz
Z 13,5 cm prześwitem, postawiony na 19 calowym kole z przodu i 18 calowym z tyłu, dodatkowo zasłoniętym kuframi w stylu „bagger”, sprawia wrażenie mocno „uziemionego” i pomimo swoich okazałych gabarytów ma w sobie coś z miejskiego łobuza. Takiego przypakowanego gościa, co nocą podejdzie i zapyta, czy mamy jakiś problem.
I tu zderzamy się z pierwszą sprzecznością tego motocykla. Ani jego długość, ani masa nie zachęca do miejskich przygód, a jednak coś nas w to miasto nim ciągnie. Niby szeroka kierownica w korku przeszkadza, ale mamy ochotę trochę porozstawiać samochody „po kątach”.
Silnik uzależnia…
Dlaczego tak się dzieje? Zacznijmy od elementu, wokół którego moim zdaniem został zbudowany ten motocykl, czyli potężnego, blisko dwulitrowego silnika. Jednostka, która mierzy dokładnie 117 cali sześciennych (1923 cm3) to piec, dla którego nie ma stwierdzenia „za ciężko”. Dwa cylindry, każde wielkości małego wiadra, i pracujące w nich tłoki generują 173 Nm przy 3 750 obrotów na minutę. Z dziennikarskiego obowiązku można odnotować, że moc maksymalna to 103 KM, ale z użytkowego punktu widzenia to bez znaczenia. To właśnie moment obrotowy sprawia, że tylna opona błaga o litość przy każdym ruszaniu. Tak! Przy każdym, bo jak już się odkryje, jak ten motocykl startuje spod świateł, to nie ma zmiłuj. Każdy ruch manetką przyprawia o uśmiech, a powyżej 3 000 obrotów dochodzą do tego ciarki wywołane fantastycznym dźwiękiem z seryjnego (!) wydechu. Silnik zdecydowanie uzależnia…
Jednak jak każde uzależnienie ma swoje wady. Grzeje, jak wściekły. Teraz, późną jesienią działało to na plus, ale współczuję komuś, kto w 30-stopniowy upał będzie trzymał między nogami taką „grzałkę”. Na wolnych obrotach wibruje niemiłosiernie, a fantastycznie wyglądający, sportowy filtr powietrza będzie niczym tajski wojownik obijał wasz prawy piszczel przy każdej możliwej okazji.
Chwilę relaksu na światłach urozmaici wam skrzynia biegów, w której szukanie luzu wymaga saperskiej precyzji i niespożytej cierpliwości. Na szczęście potem jest już dobrze i kolejne biegi wchodzą normalnie.
Prowadzenie
O amerykańskiej motoryzacji (tej na dwóch i czterech kołach) krążą stereotypy i anegdoty dotyczące dość ograniczonej umiejętności pokonywania zakrętów. Jak to jest w przypadku Street Glide ST? Cóż. Nie powiem, że H-D nie umie skręcać. Jak musi, to skręci. No właśnie – jak musi! Rzecz w tym, że trzeba widzieć, jak go do tego zmusić. Zainicjowanie skrętu porównałbym do zmuszenia do utrzymania przechyłu „zaparkowaną” łódkę. Coś się bujnie, ale potem chce wracać do pierwotnej pozycji.
Street Glide w początkowej fazie niechętnie składa się w zakręt, ale gdy już to zrobi, jest w nim zaskakująco stabilny. Nie boi się długich i szybkich łuków pokonywanych ze znaczną prędkością. Konsekwentnie trzyma linię i nie da się z niej łatwo wytrącić nawet, gdy korygujemy prędkość już w złożeniu. Na pewno nie zabrałabym tego H-D w Alpy, ale na estakady na drogach szybkiego ruchu już tak!
To przewidywalne zachowanie w zakręcie jest zasługą dużego rozstawu osi (1,62 m) oraz zawieszenia, które jest zaskakująco twarde. O ile przedni widelec daje dzięki temu dobre wyczucie tego, co się dzieję z kołem, o tyle tylny zawias jest bezlitosny dla naszych czterech liter. Na krótkich dołkach, w najlepszym przypadku, odbije się wam komunijna oranżada, a w najgorszym czeka was wizyta o kręgarza. Ja rozumiem chęć przemycenia nieco sportowego ducha, bo jak sam producent twierdzi – Modele Street Glide ST i Road Glide ST, przenoszą na ulice wyczynowy charakter zwycięskich maszyn, które zdobyły mistrzostwo King of the Baggers, serii wyścigów organizowanych przez MotoAmerica…, ale od motocykla który w teorii jest przeznaczony w jakiejś części do turystyki oczekiwałbym łagodniejszego traktowania moich pleców.
Na osłodę warto wspomnieć o zintegrowanych hamulcach, które dość skutecznie radzą sobie z poskromieniem tego usportowionego mastodonta.
Ergonomia
Za sterami oko cieszy zestaw analogowych wskaźników. Może to kwestia mojego wieku, ale w tym coraz bardziej cyfrowym świecie miło popatrzeć, jak tradycyjne wskazówki radzą sobie z nadążaniem za rosnącymi obrotami oraz prędkością. Co prawda nie wiem, po co komu wskaźnik ładowania ale jest, wygląda fajnie i to się liczy.
Są też multimedia. Zestaw „Boom!” to kolorowy, dotykowy wyświetlacz TFT o przekątnej 5,25 cala oraz cztery głośniki o mocy 25W każdy. Czy to faktycznie Boom? Kilka lat temu pewnie byłoby nawet i WOW!, jednak na dzisiejsze standardy jest co najwyżej OK! Grafika i interfejs (BT, nawigacja, Radio) nie powala. Z drugiej jednak strony dostarcza wszystkich, niezbędnych informacji i pod kątem funkcjonalności ciężko się przyczepić.
Zaryzykuje stwierdzenie, że elektroniczne gadżety zajmują jedne z ostatnich miejsc na liście priorytetów potencjalnego nabywcy H-D, więc temat ten można w sumie uznać za marginalny.
Ekonomia
Gdy przed odbiorem motocykla testowego sprawdziłem jego cenę zaczynającą się od ok. 165 000 zł (35 420 euro) dumnie stwierdziłem, że to najdroższy testowany dotychczas przeze mnie motocykl. Po powrocie do domu zerknąłem na całą gamę H-D i uświadomiłem sobie, że to zaledwie przedstawiciel klasy średniej, bo kwoty za topowe modele tego producenta przekraczają 50 000 euro! Przy takich wartościach rozmowa o spalaniu byłaby nietaktem – delikatnie rzecz ujmując. Ustalmy zatem, że spalanie jest i już. Ile wlejecie, tyle spali. Nie ma co drążyć.
O co chodzi z tym Harleyem?
Po blisko tygodniowym obcowaniu z modelem Street Glide ST nie jestem pewien, czy rozumiem fenomen tej marki. Biorąc pod uwagę jego astronomiczną cenę i to, jakie motocykle możemy kupić za te, lub nawet mniejsze, pieniądze człowiek zastanawia się, skąd ten kult Harleya. Tego nie wiem, ale na pewno nie można motocyklom z Milwaukee zarzucić braku charakteru. Testowany model jest ciężki, nieco toporny i „chropowaty” w użytkowaniu. Ciężko ocenić, czy to jego wada, czy zaleta. Po prostu taki jest i ma gdzieś opinię, czy to się komuś podoba. I może właśnie cały w tym urok.
Marka Harley-Davidson kojarzy się z buntownikami goniącymi za wolnością w stronę zachodzącego słońca gdzieś na bezkresnych autostradach USA. Któż nie chciałby zostać Johnem Waynem naszych czasów? Takim na spalinowym rumaku.
Niewątpliwie za astronomiczne kwoty, jakie trzeba wydać, by posiąść Harleya kupujemy nie tylko motocykl, ale i legendę, część historii światowej motoryzacji oraz bilet wstępu do jednej z najbardziej oddanych i charakterystycznych społeczności motocyklowych. Wartość tych benefitów każdy musi ocenić już sam.
Ja natomiast jestem wdzięczny modelowi Steet Glide za jedną, niespodziewaną refleksję. Pomimo zbliżającej się dużymi krokami czterdziestki uświadomiłem sobie, że wciąż jestem za młody na Harleya…
Wyposażenie standardowe i elektronika
- Układ ABS
- System multimedialny BOOM Box GTS z kolorowym ekranem dotykowym, dwoma głośnikami w owiewce i ukrytą anteną radiową
- Tylne amortyzatory emulsyjne z jednym pokrętłem do hydraulicznej regulacji napięcia wstępnego w celu zapewnienia optymalnych ustawień do jazdy i pewności prowadzenia
49 mm widelec z technologią Dual Bending Valve - Reflektor przedni LED Daymaker
- Inteligentny system zabezpieczeń z kluczykiem zbliżeniowym
- Elektronicznie połączone hamulce z działaniem w zakręcie
- Układ ABS z działaniem w zakręcie
- System kontroli trakcji z działaniem w zakręcie, w różnych trybach jazdy
- System kontroli poślizgu (DSCS)
- Układ wspomagający ruszanie pod górę i zapobiegający staczaniu się motocykla (VHC)
- System monitorowania ciśnienia w oponach (TPMS)
Dane techniczne
METODA POMIARU MOMENTU OBROTOWEGO SILNIKA
EC 134/2014
MOMENT OBROTOWY SILNIKA 3
168 Nm
MOMENT OBROTOWY SILNIKA (OBR./MIN.)
3500
MOC
103 KM (77 kW) przy 5450 obr./min
PRZECHYŁ BOCZNY, PRAWY (STOPNIE)
32
PRZECHYŁ BOCZNY, LEWY (STOPNIE)
31
METODA POMIARU ZUŻYCIA PALIWA
EU 134/2014
ZUŻYCIE PALIWA
6,1 l/100 km
METODA POMIARU EMISJI CO₂
EU 134/2014
EMISJA CO₂
142 g/km
PRZEDNI WIDELEC
49 mm z technologią Dual Bending Valve
TYLNE AMORTYZATORY
Wysokiej jakości, ręcznie regulowane standardowe zawieszenie tylne
KOŁA, PRZÓD – TYP 4
Prodigy, brąz
KOŁA, TYŁ – TYP 4
Prodigy, brąz
HAMULCE
Podwójne tarcze pływające (z przodu), tarcza stała (z tyłu)
HAMULCE, TYP ZACISKU
32 mm, 4-tłoczkowe stałe z przodu i z tyłu
Miałem okazję testować i uważam że to wspaniały motocykl , silnik robi robotę i daje mnóstwo frajdy. Prowadzi się zaskakująco dobrze i lekko nawet przy małych prędkościach. Ale zastanawia mnie kto w motocyklu za te pieniądze pozwolił na to żeby w tak beznadziejny sposób umiejscowić filtr powietrza. Oraz czy producent nie potrafi choć delikatnie poprawić przepływu powietrza nad przednią owiewką? Tym nie da się jechać powyżej 140.
Jest jeszcze jeden plus tych „małych” bestii – tymi większymi jak Road Glide czy Electra w modelach Limited wspaniale się jeździ we dwoje. A co daje również frajdę, masz radość z jazdy motocyklem, którym boją się jeździć inni 😉😉
Ujeżdżam HD Heritage Softail 103″. Kupując go od razu wiedziałem, że będzie skręcał jak tankowiec, palił ile się wleje, hamował jak pociąg towarowy i miał niezbyt wysoką prędkość przelotową. Miłym zaskoczeniem było to, że w manewrowaniu okazał się dużo bardziej przyjazny od Yamahy xvs 1300. Na minus – pociąg kolejowy ma zepsute hamulce i jest załadowany węglem. Niestety jedna tarcza hamulcowa z przodu to zdecydowanie za mało. Na plus – cała reszta. I choć mam trochę więcej lat od autora artykułu, to od zawsze interesowały mnie tylko motocykle typu chopper/cruiser. Pierwsza była Honda Shadow 750, ponad dwadzieścia lat temu. Tak więc to chyba nie jest kwestia wieku, tylko upodobań.