Za nami drugi sprint w historii MotoGP, tym razem na torze Termas de Rio Hondo w Argentynie. Powiedzieć, że był kuriozalny, to nic nie powiedzieć. Wszyscy zawodnicy musieli bowiem kończyć Sprint… sprintem. Dosłownie, na własnych nogach, biegiem pchając motocykl. Jak do tego doszło?
Sprint w GP Argentyny 2023 przejdzie do historii dzięki tragikomicznej pomyłce wszystkich ekip. Tak – wszystkich, co do jednej! W pogoni za jak najniższą masą motocykli, mechanicy zatankowali zbyt mało paliwa. Przez to tuż po rozpoczęciu ostatniego okrążenia wszystkie maszyny zgasły. Zawodnicy musieli zeskoczyć z motocykli i jak najszybciej dopchać je do linii mety. Przez ponad cztery kilometry!
Kto okazał się najlepszym biegaczem? Jack Miller, który najlepiej rozłożył siły. Widać było lata pogoni za kangurami i psami dingo na farmie rodziców w australijskim buszu. Płynnie przechodził od truchtu do sprintu, miejscami dla złapania oddechu prezentując czyściutki styl chodziarski, przy którym Robert Korzeniowski zapewne cmoknąłby z uznaniem. Drugie miejsce zgarnąłby Alex Marquez gdyby… nie wybuchła mu poduszka w kombinezonie! Zmachany, spocony, biegnący ludzik Michelin ze sztuczną muskulaturą musiał ostatecznie zadowolić się trzecim miejscem. Drugi na metę dopchał swój motocykl Fabio Quartararo, korzystając z niższej masy uzyskanej po kolizji z Vinalesem na piątym kółku, w której stracił większość owiewek. Jak sam mówił po wyścigu, to pierwszy raz od wielu miesięcy, kiedy aerodynamika jego Yamahy dała mu cokolwiek w wyścigu.
STOP! KONIEC PRIMA APRILIS!
OK, w tym miejscu przerywamy serię dzisiejszych mniej lub bardziej żenujących żartów. Zupełnie poważnie mówiąc, drugi dzień zmagań w Argentynie (po piątkowych treningach) był znakomity!
Zmienne warunki w czasie kwalifikacji wprowadziły dużo zamieszania wśród wszystkich ekip. Najlepszymi szachistami okazali się Ducatisti, którzy na minutę przed końcem Q2 jako jedyni zdecydowali się założyć slicki i zaatakować na nich ledwo przeschnięty tor. W rezultacie swoje pierwsze pole position w klasie MotoGP zdobył Alex Marquez, za nim dziś i jutro startują Marco Bezecchi i Pecco Bagnaia. Drugi rząd niespodziewanie otwiera Franco Morbidelli, od dłuższego czasu pogrążony w totalnym kryzysie. Dwa kolejne miejsca okupują Maverick Vinales i Johann Zarco.
Intensywny Sprint
W sobotnim Sprincie ponownie mieliśmy do czynienia z „Moto3 na sterydach” – brutalną walką bark w bark do samego końca. Świetnie wystartował Morbidelli i przez dużą część wyścigu najpierw prowadził, potem był drugi, a na metę ostatecznie dotarł jako czwarty. Biorąc po uwagę, że w zeszłym sezonie jego najlepszym wynikiem w wyścigu było siódme miejsce w GP Indonezji, można to uznać za całkiem spory przełom.
Bohaterem wyścigu i jego zwycięzcą został Brad Binder, który startował z 15 pozycji i nie wiadomo skąd nagle znalazł się w czołówce. Przebił się na miejsce lidera i nie oddał go do samego końca, kiedy był wściekle podgryzany przez efektownie jadącego dziś Bezecchiego. Trzecie miejsce wywalczył Luca Marini. O piąte miejsce zażarcie walczyli Alex Marquez i Pecco Bagnaia. Ostatecznie, po kapitalnym ataku w końcówce, lepszy okazał się Hiszpan. Sprintu nie ukończyli Aleix Espargaro i Joan Mir, który po źle wyglądającym upadku trafił do centrum medycznego.
Widzimy się jutro!
Wspaniały był to wyścig, nie zapomnimy go nigdy. Nie zapomnimy też pomysłu, jakim było wprowadzenie Sprintów do weekendów wyścigowych MotoGP. Dla nas, kibiców, to prawdziwa uczta. A już jutro główne danie – niedzielne wyścigi. O 16.00 naszego czasu (Moto3), 17.15 (Moto2) i 19.00 (MotoGP). Transmisję będzie można śledzić na Polsacie Sport Premium 2, na stronie polsatsport.pl oraz na Polsat Box GO.