Sezon na offroad w zasadzie się nie kończy i nie zaczyna, ale przyjmijmy, że właśnie jesteśmy u progu „TET-owania 2023”. Przy tej okazji chciałbym odświeżyć kilka ważnych spraw związanych z trasami TET i generalnie legalną jazdą w offie. Mamy w rękach coś naprawdę fajnego i tylko od nas zależy, jak długo to utrzymamy.
Wczoraj był prima aprilis, więc trochę pośmieszkowałem z tematu tras TET, który jest mi bardzo bliski. Ale patrząc szerzej, wcale nie jest mi do śmiechu. Mam wrażenie, że jesteśmy niebezpiecznie blisko punktu, w którym idea TET i ogólnie legalnej turystyki offroadowej może zacząć się sypać. Wszystko przez niezrozumienie podstawowych zasad korzystania, próby wykorzystania biznesowego i zwyczajny egoizm samych motocyklistów.
TET – dla zabawy, nie dla pieniędzy
Na forach poświęconych Trans Euro Trail regularnie przewija się wątek firm mniej lub bardziej świadomie wykorzystujących przebieg i popularność tych tras. Przypomnijmy – głównym założeniem TET jest tworzenie i utrzymywanie szlaków przez lokalnych motocyklistów dla innych motocyklistów. Nie tylko po to, żeby wskazać najfajniejsze i najbardziej efektowne trasy w swojej okolicy, ale też zrobić to tak, żeby były one legalne. Wytyczenie takich szlaków i połączenie ich w jedną całość to ciężka robota wielu osób – przyzna to każdy, kto choć raz się tym zajmował. Drogi gminne, drogi leśne, drogi prywatne, zagrożenia, atrakcje… to wszystko trzeba solidnie „przecedzić”, żeby powstała legalna i atrakcyjna trasa turystyczna z przewagą offroadu. Bezpłatna, dla wszystkich! Do tego trzeba ją regularnie aktualizować, bo co roku pojawiają się zmiany i nowe zakazy.
Niestety co jakiś czas wypływają reklamy firm i wydarzeń, w których można znaleźć sformułowania w stylu „pojedziemy wiejskimi drogami i częściowo trasą TET”, „w programie najpiękniejsze mazurskie odcinki TET”, „hiszpański TET z wynajmem motocykli”. Oczywiście organizatorzy tych płatnych wycieczek pozornie nie robią nic nielegalnego, bo cały TET to odcinki publicznie dostępne. Natomiast TET to również firma z zarejestrowaną nazwą handlową, a konkretny przebieg szlaków jest jej własnością intelektualną.
Poza tym taka działalnośc jest bardzo wątpliwa moralnie, oczywiście dla tych, dla których aspekt przyzwoitości ma jakiekolwiek znaczenie. Owszem, są to odcinki publiczne, ale wyselekcjonowane w całość kosztem wiedzy, potu i paliwa. To owoc konkretnej pracy, w konkretnym celu. Dlatego jeden z najważniejszych zapisów w regulaminie TET to ten o niewykorzystywaniu komercyjnym całego przedsięwzięcia. Ponadto powstał on jako trasa turystyczna dla motocyklowych podróżników z całej Europy, a obecnie często staje się torem do upalania dla crossowców, aut 4×4 i quadów.
Prawda jest taka, że osoby związane z TET – opiekunowie szlaków, skauci i poważnie podchodzący do tematu użytkownicy – praktycznie nie mogą walczyć z takimi biznesami na drodze prawnej. Mimo swoich praw, nie mają do tego skutecznych argumentów i narzędzi. To trochę jak z nielegalnym kopiowaniem filmów. Jedyny sposób to apel do samych motocyklistów, a więc potencjalnych klientów: nie bierzcie udziału w płatnych wydarzeniach, które w jakikolwiek sposób odnoszą się do TET. Nie wspierajcie tego! Te trasy są dla was za darmo, a ich komercyjna eksploatacja to prosta droga do ich końca. Nie oznacza to oczywiście, że płatne imprezy off są czymś złym. Trzeba tylko zrozumieć, że część z nich jedzie na czyichś plecach – czerpie zyski z cudzej pracy i znanej marki. I piętnować takie przypadki.
Czas uciekać z asfaltu, czyli dlaczego motocyklowy segment adventure rośnie w siłę [FELIETON]
Legalne szlaki offroadowe – skarb, który łatwo stracić
Tutaj warto szerzej spojrzeć na temat legalnej turystyki offroadowej. Dlaczego podkreślam jej legalność? Dlatego, że wciąż nie brakuje u nas motocyklistów, którzy nie przestrzegają żadnych zasad i uważają, że mogą wszystko, bo to ich „wolność”. Latać bez tablic po lesie i ryć ściółkę, wypruwać wydechy (bo święte braaaaap!), jeździć po czyichś łąkach i polach, czasem nawet wysianych, bez ubezpieczenia OC, bez odpowiedzialności… Ten tekst nie jest dla nich, bo oni mają swój własny świat, swoją argumentację, nawet swój język. Nie łączy nas nic poza dwoma kołami.
Pozostałych zachęcam najpierw do rozejrzenia się i trzeźwej oceny sytuacji, w jakiej jesteśmy. Żyjemy w rozległym terytorialnie kraju, w którym mamy legalne praktycznie wszystkie drogi polne i sporą część leśnych. To są grube dziesiątki tysięcy kilometrów do wykorzystania. Wystarczy spojrzeć chociażby na Czechy czy Niemcy, gdzie nawet poza lasami zjazd na nieutwardzoną drogę jest praktycznie niemożliwy, jeśli nie jest ona oznaczona tak wyraźnie, że ślepy by się zorientował.
Tak, to ten zgniły Zachód i unijny kaganiec, ale jesteśmy w Unii Europejskiej i z niej nie wyjdziemy, choćby nie wiem ilu napalonych internautów gardłowało w komentarzach, że „j…ć UE” i „Polexit teraz”. Jako motocykliści nie jesteśmy pępkiem świata, pępkiem Polski, pępkiem swoich miast i wsi, a pewnie nawet swoich domów i rodzin. Szerokie społeczeństwo jest z tej Unii ogólnie zadowolone i realnie patrząc, nic się w tej kwestii nie zmieni. Totalna offroadowa wolność może jeszcze panować w krajach, gdzie brak dróg asfaltowych jest standardem, a nie wyjątkiem. I tam jeździmy na wycieczki życia, ja bardzo polecam np. Kirgistan. W Europie jest natomiast odwrotnie – offy to już w zasadzie anomalia.
Lepsza własna lekka smycz niż cudzy łańcuch
Dlatego zachęcam żeby dostrzec i pielęgnować przywilej, który mamy, a którego nie ma wielu europejskich motocyklistów. Jego utrzymanie wymaga jednak powściągliwości, szacunku, zdolności do samoograniczeń i pewnej dyskrecji. Nie powinniśmy ściągać na siebie zbędnej uwagi społeczeństwa i władz. To trochę jak z Okiem Saurona z „Władcy Pierścieni”. Niech sobie krąży i patrzy na innych, bo kiedy zatrzyma się na nas, zaczną się kłopoty. A z kolejnych krajów płyną dowody, że petycje miejscowej ludności są skuteczne. Wystarczy wspomnieć wprowadzone zakazy dla motocyklistów na asfaltowych (!) drogach w Alpach, Dolomitach czy Pirenejach. Jest ich coraz więcej i ten trend się raczej utrzyma. Lokalni mieszkańcy nie chcą hałasu, kurzu i szybko jadących pojazdów. To w sumie łatwo zrozumieć, jeśli na chwilę wejdziemy w ich buty.
Utrzymanie prawa do legalnego poruszania się poza drogami utwardzonymi wymaga moim zdaniem (zresztą nie tylko moim) nałożenia sobie kilku ograniczeń, które zresztą wcale nie są uciążliwe. Przede wszystkim, tam gdzie mijasz spacerowiczów, grzybiarzy, rowerzystów czy w okolicach domostw – ręka z gazu, jedziesz cicho i powoli, starasz się nie kurzyć. Na pewno nie wdajesz się w pyskówki czy nawet bijatyki z tymi, którym nie podoba się twoja obecność, chyba że ewidentnie w obronie własnej. Nie zostawiasz większego śladu, niż to konieczne – przykładowo, jeśli główny przebieg drogi robi się błotnisty, to pakujesz się w to błoto, w końcu to część zabawy na TET. Nie ryjesz dodatkowych śladów na polu obok! Chcesz poćwiczyć zjazdy i podjazdy? Poszukaj toru, parku enduro lub ostatecznie starej żwirowni, nie rób tego w lesie!
Czasem, świadomie lub nie, wjedziesz na nielegalną drogę leśną (podkreślam – drogę, nie między drzewa!) i spotkasz Straż Leśną. Zatrzymujesz się, rozmawiasz jak z człowiekiem, na życzenie pokazujesz dokumenty swoje i motocykla… i najczęściej odjeżdżasz bez mandatu. Ja jeszcze nigdy nie zapłaciłem, a takich spotkań miałem już kilka. Uprzejmość działa cuda. I generalnie podejście „mam i doceniam” zamiast „a miesie należy”. Zresztą nie tylko w motocyklowym offroadzie. Po prostu w życiu.
Panie Konradzie (albo nie: Konrad – wszak motocykliści są na Ty), dziękuję za ten mądry, wyważony punkt widzenia. Mam 50+, od 2 sezonów z czarnego przesiadłem się na miękkie i dotychczas myślałem, że zwalniając mocno na różnych dróżkach kiedy mijam spacerowiczów jestem miękiszon ;) A robię tylko to, co chciałbym aby inni robili na moto kiedy to ja będę per pedes.
Niestety, smutna prawda jest taka, że ten artykuł to 'wołanie na puszczy’, bo nawet jeśli tylko 2 na 10 użytkowników TET okaże się nieliczącymi się z niczym i nikim bęcw@łami, to to wystarczy aby pozostałych 8 za jakiś czas nie miało już gdzie jeździć…
Ach to takie oczywiste a zarazem dla nie których obce. Wystarczy życzliwość uśmiech i zwolnienie jak przejeżdża się obok ludzi, zwierząt. Może takie działanie poczynić cuda. I na odwrót Szkoda ze tak dużo osób już jeździ i psuje opinie innym użytkownikom 2 kolek
Fajnie że piszemy o zasadach, kulturze tak na drodze jak i po za nią. Ganić patologie w grupach motocyklowych zawsze, ale przemycenie krucjaty Marka zaraz po burzy jaką na forach zrobił, i tylko jego spojrzenia na sprawę ( przesadził w wielu aspektach oczerniając kilka znanych mi osób) to trochę słaba polityka.
Rozumiem, że chodzi o Mirka, nie Marka. Nie umieściłem w tekście ani jego (choć znam go dłuższy czas i trudno o kogoś z większą wiedzą o TET i zaangażowaniem w tej projekt), ani żadnej innej konkretnej osoby czy firmy. Nie uczestniczymy w żadnej krucjacie, ani jako MV, ani jako ja – autor. Przypomniałem ogólne zasady TET dotyczące komercyjnego wykorzystania tras i stoję murem za taką ich interpretacją. Pozdrawiam!
Pełna zgoda! :)
Jeżdzę w offie od dłuższego czasu, zawsze staram robić to tak, żeby nikomu nie zakłócać spokoju, żeby nie niszczyć fauny i flory, ale tak się składa, że TET przebiega 80 m od okien mojej weekendowej działki (na której czasami staram się oderwać odcodzienności) i powiem szczerze wqurwia mnie n-ty przygłup jadący na całej „pecie” z wyprutym wydechem, a jestem tolerancyjny. TET miejscami położony jest zbyt blisko domów i co z tym można zrobić? Wiec, jestem za, czytając innych, że czasami trzeba odpuścić i postawić się w miejscu tubylców. Kto wie, może będziemy bardziej lubiani. Lewa w górę.
Oczywiście się zgadzam ale…
Tak jak w turystyce pieszej, rowerowej, motocyklowej itd sporządzenie miejsc bądź trasy którą się dzielimy, ma ten niepożądany efekt że ludzie zaczynają się gromadzić w danych miejscach. Czy to punkty „obowiązkowe” czy trasy powodują przeciążenie a w konsekwencji komercjalizację i frustrację mieszkańców. O ile lubię TET i wiele razy korzystałem to tego typu aktywność mapowania skazana jest na porażkę. Jeździć trzeba wszędzie, w miejsca mniej oczywiste też i wtedy rozproszenie nie wywoła negatywnych następstw. I z przykrością radzę nie dzielić się miejscami z wszystkimi bo osiągniemy efekt odwrotny do zamierzonego. Pozdrawiam wszystkich miłośników OFFu.
A z tet można korzystać na quadzie?
Szczerze?
Ja by moc korzystac do woli z lasow i polnych drog w okolicy sprawilem sobie …ebike 3000W.
Uzywam go tylko tam by nie korcilo gdzies po miescie odkrecic bo pojdzie i ponad 70km/h.
Oczywiscie to nie to samo co moto,ale poza drogami publicznymi mam dowolnosc.Najwiekszy minus to zasieg.Przy ostrym”upalaniu”50km .