Czy uruchamianie motocykla w czasie zimowania ma sens? Zdania na ten temat są podzielone. Jeśli już, trzeba to robić z głową, by nie zaszkodzić naszej maszynie.
Niektórzy motocykliści upierają się, że uruchamianie motocykla w czasie zimowania jest wręcz niezbędne. Po pierwsze – silnik nie skoroduje od środka, pierścienie się nie zapieką, benzyna nie odparuje z gaźników, olej pięknie się wymiesza, no i akumulator nie padnie. Niestety takie rozumowanie może mieć sens tylko wtedy, gdy pozostawiliśmy naszą maszynę zupełnie nieprzygotowaną do zimowania. W takim przypadku zimowe przepały mogą ucieszyć właściciela. A motocykl? Chyba więcej nie zepsujemy. I tak na wiosnę będzie musiał wylądować w warsztacie na porządnym przeglądzie. Będzie wtedy okazja do przejrzenia układu paliwowego, wymiany zalanych świec czy zastąpienia starego oleju nowym. Na deser z pewnością wjedzie nowy akumulator.
Przeczytaj koniecznie: Zimowanie motocykla – obalamy mity, potwierdzamy fakty
Dobre przygotowanie to podstawa
Zanim jednoznacznie odpowiem na pytanie, czy odpalać motocykl zimą, czy nie, zatrzymajmy się na chwilę przy samym przygotowaniu naszej maszyny do dłuższego postoju. Co jest najważniejsze? Podstawa to dobre umycie motocykla, tankowanie do pełna, nasmarowanie łańcucha i linek oraz zadbanie o akumulator. Kolejne zalecane czynności to wymiana oleju z filtrem i zabezpieczenie lakieru odpowiednimi preparatami. Zalecam także wykonanie innych bieżących napraw czy czynności serwisowych. Po co mamy na wiosnę czekać w kolejce do warsztatu? Finalnie otrzymujemy czyściutki, pachnący motocykl po serwisie, z wyjętym do ładowania akumulatorem (możliwe jest też podłączenie na stałe do motocykla ładowarki z funkcją zimowania). Jaki miałby być wiec sens uruchamiania silnika w czasie tych 3-4 miesięcy?
Obalamy mity
Wymieniony jesienią olej do wiosny nie zestarzeje się w silniku. Wnętrze naszej jednostki napędowej nie skoroduje, wtryskiwacze nie zawieszą się, a w przypadku motocykli gaźnikowych – po spuszczeniu paliwa z komór pływakowych nie spotkają nas problemy z osadami psującymi wolne obroty. Ewentualne wiosenne problemy to zazwyczaj wina zaniedbań w serwisowaniu naszej maszyny, a nie kwestia długiego postoju! Trzeba mieć naprawdę wielkiego pecha, by po zamontowaniu sprawnego akumulatora i zalaniu gaźników paliwem (jeśli nasz motocykl jest w nie wyposażony), nie odpalić silnika za pierwszym czy drugim razem. Unikamy przy tym zwiększania liczby zimnych startów, które jak wiadomo najbardziej eksploatują silnik. Maleje też ryzyko zalania nowych świec, do czego może dojść szczególnie w przypadku częstego uruchamiania motocykla „na chwilę” i przy słabym akumulatorze. A zalane świece to często konieczność ich wymiany, co czasami jest zarówno kosztowne, jak i pracochłonne.
A może coś musi się ruszać?
O ile silnik da sobie radę bez pracy, to ważne jest rozruszanie innych elementów motocykla. Mowa tutaj o zawieszeniu i kołach. Pamiętajmy, że uszczelniacze przedniego zawieszenia w czasie długiego postoju mogą się przykleić do powierzchni lag. Efektem tego może być uszkodzenie przy pierwszym ruchu i późniejszy wyciek. Warto więc raz na pewien czas (mogą to być dwa tygodnie) pobujać motocyklem, a nawet przeprowadzić kawałek po garażu. Jeśli tylko bujaliśmy zawieszeniem, bez przetaczania, warto okazji obrócić koła o ¼ obrotu, tak by opony nie wygniotły się w jednym miejscu.
Dla upartych i zapominalskich
Jeśli jednak nie możemy się oprzeć zimowemu uruchamianiu motocykla, brak dźwięku pracującego silnika powoduje u nas depresję, a przygotowanie do zimowania zrobiliśmy na skróty, musimy przestrzegać kilku zasad. Pierwsza i najważniejsza – po każdym zimowym uruchomieniu silnika powinniśmy rozgrzać olej do temperatury roboczej. W praktyce oznacza to około 30 minut pracy na biegu jałowym. Jeśli mamy miejsce (na przykład zimujemy w garażu podziemnym), warto zrobić małą rundkę – przy okazji rozruszamy skrzynię biegów, napęd, zawieszenie i hamulce. Przy tak długiej pracy świece ładnie same się oczyszczą, a zmęczony postojem i rozruchem akumulator odzyska chociaż część oczekiwanego poziomu naładowania. W ten sposób nie zaszkodzimy motocyklowi. Nienawidzić nas będą tylko sąsiedzi i nastoletnie działaczki proekologiczne.