Przejechali 2091 km drogami, w których więcej jest dziur niż asfaltu, walcząc o to, by nie zostać przejechanym przez rozpędzony autobus albo ciężarówkę bez hamulców. Duet podróżników z kanału One More ADV, czyli Hanna Zasada i Jacek Prowadzisz, opowiada o kolejnym kraju który odwiedził w podróży dookoła świata. Bangladesz – biedne, ale ciekawe i gościnne miejsce.
Tekst i zdjęcia: Hanna Zasada i Jacek Prowadzisz
Coroczne powodzie, nielegalna praca dzieci, strajki studentów i przewrót polityczny – mniej więcej tyle wiedzieliśmy podejmując decyzję o wyjeździe do Bangladeszu. Byliśmy ciekawi, jak naprawdę wygląda kraj, w którym 180 mln ludzi żyje na terenie o połowę mniejszym niż Polska.
Hanna i Jacek – One More ADV. Para w życiu, biznesie i podróży po Jedwabnym Szlaku
Problemy na granicy
Na problemy napotkaliśmy jeszcze zanim wjechaliśmy do kraju. Na granicy odmówiono nam prawa do wjazdu motocyklami, powołując się na fakt, że Bangladesz nie podpisał konwencji celnej w sprawie czasowego przywozu prywatnych pojazdów, na mocy której funkcjonuje Carnet de Passage. Jako że formalnie opuściliśmy już Indie, nie było możliwości ponownego wjazdu bez pieczątki innego kraju.
Spędziliśmy noc pomiędzy granicami, na ziemi niczyjej, wierząc, że znajdzie się jakieś rozwiązanie tej sytuacji i nie będziemy musieli modyfikować planów. Dopiero późnym popołudniem kolejnego dnia otrzymaliśmy specjalne pozwolenie na wjazd i po 27 godzinach opuściliśmy granicę.
Ruch drogowy w Bangladeszu to inny poziom trudności. To już nie jest kwestia trąbienia, obecności pojazdów jadących pod prąd czy też pojazdów bez świateł. Nigdzie nie widzieliśmy czegoś takiego. Na autobusach trudno znaleźć kawałek prostej blachy, wszystko pogięte i porysowane. Samochody osobowe mają przyspawane do zderzaków solidne relingi-crash pady.
Kolizja pomiędzy pojazdami jest tu na porządku dziennym i w każdym miasteczku jest wielokilometrowy korek. Skrzyżowania są unieruchamiane przez pojazdy dojeżdżające do końca każdej, najmniejszej wolnej przestrzeni. W ten sposób ruch blokuje się i każdy walczy o kilka centymetrów jazdy w swoją stronę.
Gościnność Banglijczyków
Nagrodą za trudy podróży była gościnność tutejszych motocyklistów oraz podziękowania i uznanie ze strony zwykłych ludzi spotykanych po drodze. Obcokrajowcy, którzy tutaj przyjeżdżają, to zwykle biznesmeni szukający tanich szwalni albo pracownicy organizacji pomocowych.
Turyści raczej nie przyjeżdżają do Bangladeszu i obecność pary na motocyklach była prawdziwym wydarzeniem. Udzieliliśmy wywiadu oficjalnej telewizji w Dace i od momentu emisji tego materiału byliśmy już rozpoznawalni w całym kraju.
W żadnym innym kraju nie pozowaliśmy do takiej ilości selfie. Każde zatrzymanie motocykla, choćby po to, by sprawdzić nawigację, kończyło się kilkuminutową sesją fotograficzną. Poczuliśmy na własnej skórze, jak to jest być celebrytą!
Być motocyklistą w Bangladeszu
Gorące przyjęcie zgotował nam także oficjalny dealer Yamahy. Opowiedzieliśmy o swojej podróży członkom społeczności posiadaczy motocykli tej firmy, najpierw w salonie, a potem podczas oficjalnej inauguracji nowego modelu FZS 4 w Dace. Skala sprzedaży motocykli w Bangladeszu, podobnie jak w całej Azji, jest zupełnie inna niż w Polsce i inaczej celebrowana. Inauguracja nowego modelu motocykla to impreza na tysiąc osób, z pokazem multimedialnym, występem lokalnych gwiazd muzyki pop i pokazami tańca nowoczesnego.
To był dla nas zaszczyt, opowiedzieć na scenie o naszej podróży i uścisnąć rękę dyrektorom Yamahy – w końcu to ludzie, którzy tworzą motocykle, na których jeździmy! Posiadacze Yamahy mają tutaj swoje kluby, których działania są wspierane przez dealera. Wspólne jazdy, spotkania i opowieści o motopodróżach są tutaj bardzo popularne.
Jazda po najdłuższej plaży świata
Cox’s Bazar, najdłuższa (120 km) naturalna plaża na świecie, znajduje się właśnie tutaj, w Bangladeszu. Jednak nie ma tu plażowania sensu stricte, bo to kraj muzułmański i odkrywanie ciała jest niedozwolone. Można za to pojeździć po niej quadem albo… motocyklem. Te chwile radosnego przyspieszania na twardym piasku, muskanym co chwila przez fale, zapamiętamy na zawsze.
Za to lasy namorzynowe na południu kraju (Sundarbany) okazały się wysoce zindustrializowanym terenem, na którym odbywa się giełda paliw, wydobycie piasku i połów ryb. Zapomnijcie też o tygrysie bengalskim – już dawno nikt go nie widział.
Poza tym, mieliśmy przekonanie, że Bangladesz to jest biedny kraj, pełen ludzi nieszczęśliwych z powodu nędzy, wyzysku i częstych katastrof naturalnych. Zobaczyliśmy wysoko rozwinięte miasta, rozległe farmy krewetek, urodzajne pola ryżowe i ludzi często biednych, ale bogatych na tyle, by uśmiechać się do przyjezdnych. Często zapraszano nas do domów, oferowano nam strawę i schronienie. Na popularnych w miastach graffiti widnieją hasła pełne nadziei na demokratyczną przyszłość – „Bangladesh 2.0”, „Bangladesh Zindabad!”.
One More ADV – gdzie pojedziemy dalej?
Po pobycie w Bangladeszu wjechaliśmy z powrotem do Indii. Kierujemy się w stronę Nepalu, skąd rozpoczniemy przeprawę przez Tybet i Chiny, do Laosu. Śledźcie nasze losy na oficjalnych kanałach One More ADV!