Szeroko opisywane problemy austriackiej marki KTM są znacznie poważniejsze, niż się wcześniej wydawało. Nadprodukcja i kłopoty z jakością spowodowały, że firma stoi w tej chwili na krawędzi bankructwa. Zarządowi nie udało się pozyskać od inwestorów środków, które są niezbędne, by utrzymać bieżącą działalność. W związku z tym złożono do sądu wniosek o rozpoczęcie postępowania restrukturyzacyjnego, a fabryka w Mattighofen wstrzyma pracę w styczniu i lutym przyszłego roku.
Austriacki KTM, który przez ostatnich kilkanaście lat miał doskonałe wyniki finansowe, właśnie zaliczył spektakularny zjazd. Firma jest zadłużona po uszy (1,4 miliarda euro w raporcie z pierwszej połowy roku) i przewiduje na koniec 2024 roku stratę w „wysokim trzycyfrowym przedziale milionów”. Zarząd, którego skład został niedawno zmniejszony do dwóch osób, prowadził intensywne rozmowy z potencjalnymi inwestorami w sprawie pozyskania dodatkowych środków. Byli wśród nich przedstawiciele indyjskiego Bajaja, posiadającego duże udziały w grupie Pierer Mobility, do której należy KTM. Niestety, wygląda na to, że negocjacje się nie powiodły.
Zarząd KTM wystąpił do sądu o rozpoczęcie postępowania restrukturyzacyjnego w trybie samoadministracji. Zgodnie z austriackim prawem, kwalifikują się do niego firmy, w których występuje duże ryzyko niewypłacalności. Przez 90 dni prezes KTM Stefan Pierer i współprezes Gottfried Neumeister pozostaną u sterów, a dodatkowo sąd wyznaczy zarządcę restrukturyzacyjnego. W tym czasie ma zostać uzgodniony plan reorganizacji pracy firmy, przy udziale jej wierzycieli.
Dalsze cięcia
Przyczyny kłopotów KTM-a były już szeroko opisywane. To przede wszystkim znaczna nadprodukcja motocykli i rowerów w okresie pandemii, które, niesprzedane, wciąż zalegają w magazynach i u dealerów. Doszły do tego poważne problemy z jakością, m.in. ze słynnymi zacierającymi się wałkami rozrządu w silnikach LC8c, i związany z nimi spadek zaufania do austriackiego producenta.
Jednym z planowanych ruchów jest poważna reorganizacja pracy w fabryce w Mattighofen. Przede wszystkim będzie ona pracowała na jedną zmianę, a nie dwie, jak do tej pory. Wiąże się to z utratą zatrudnienia przez ok. 300 z aktualnego tysiąca jej pracowników. Ponadto w styczniu i lutym 2025 roku planowane jest całkowite wstrzymanie produkcji. Pracownicy, którzy zachowają swoje stanowiska, będą w tym czasie otrzymywali mniejsze wynagrodzenia, rozliczane według skróconego, 30-godzinnego tygodnia pracy. Trzeba przyznać, że nie zbuduje to raczej u nich poczucia pewności i zaufania do pracodawcy.
Co z motorsportem?
W okresie potężnego cięcia kosztów na pewno ucierpią przedsięwzięcia sportowe KTM, które są filarem wizerunku austriackiej marki. W tegorocznym Rajdzie Dakar wystartuje tylko trzyosobowa fabryczna ekipa KTM, nie pojawią się natomiast zespoły GasGasa i Husqvarny. Czarne chmury zebrały się też nad niezwykle drogim w utrzymaniu zespołem Red Bull KTM Factory Racing, rywalizującym w mistrzostwach świata MotoGP. Zarząd zapewnia, że finansowanie tej ekipy w kolejnym sezonie jest zabezpieczone, natomiast wobec lawinowego przyrostu problemów należy do tego podchodzić z dystansem.
Azja na ratunek?
Jaka przyszłość rysuje się przed zasłużonym producentem? Bardzo niepewna, choć można zachować nieco optymizmu. Tej jesieni KTM pokazał kilka ciekawych premier, m.in. długo oczekiwanego, mocno uterenowionego 390 Adventure R, który może stać się hitem sprzedaży. Paradoksalnie, w odbudowaniu zaufania klientów może mu pomóc miejsce produkcji, czyli Indie. Silniki maszyn KTM produkowanych u azjatyckich partnerów – Bajaja i CFMoto – mają opinię mniej awaryjnych. Nie jest również wykluczone, że któryś z tych koncernów czeka na ostateczny upadek marki KTM w obecnej formie, by przejąć ją w całości. Poczekajmy na rozwój wypadków, przed zarządem KTM-a bardzo ciężkie trzy miesiące.
Czy marki Grupy KTM znikną z rynku? Co dalej z Pomarańczowymi, GAS GAS-em, Husqvarną? [analiza]