Mandat został nałożony niesłusznie – ocenił Naczelny Sąd Administracyjny i nakazał oddać kierowcy prawo jazdy, które zabrała mu policja. Stróżom prawa oberwało się także za nieprawidłowe używanie własnego sprzętu.
O tym, że większość policyjnych cudów techniki mierzących prędkość nadaje się tylko jako dekoracja do tanich produkcji filmowych, pisałem już wielokrotnie. Wideorejestratory kłamią, bo udają, że mierzą, a radar ISKRA-1 kłamie, bo mierzy nie wiadomo co. A te urządzenia to niestety wciąż norma w policyjnych radiowozach.
Okazuje się jednak, że mając do dyspozycji popularne rozwiązania, stosowane w wielu samochodach służbowych, można nie tylko podważyć wynik „pomiaru”, ale także wygrać w sądzie sprawę odwoławczą, kiedy policjant niesłusznie zatrzyma prawo jazdy.
Taką właśnie przygodę miał jeden z kierowców, któremu podczas kontroli odebrano prawo jazdy za rzekome przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym.
Na szczęście kierowca korzystał z monitoringu GPS z rejestracją śladu jazdy. Ze wskazań urządzenia jednoznacznie wynikało, że w chwili popełnienia rzekomego wykroczenia, poruszał się on z prędkością 49 km/h. Policyjny wideorejestrator wskazywał, że prędkość wynosiła… 102 km/h! Mężczyzna złożył wniosek o uchylenie niesłusznie nałożonego mandatu do Samorządowego Kolegium Odwoławczego.
Niestety – Kolegium zlekceważyło niepodważalne argumenty. Kierowca nie dał jednak za wygraną i złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie, który, po przeanalizowaniu zapisów GPS, przyznał mężczyźnie rację i nakazał zwrot niesłusznie zatrzymanego prawa jazdy. Sędzia upomniał też policjantów, by używali własnego sprzętu zgodnie z zaleceniami producenta, czyli tak, by wskazania wideorejestratora były wiarygodne. Tam, gdzie jest zbyt duży ruch, zdaniem sądu, nie są.
Manipulacje wskazaniami policyjnych wideorejestratorów jeżą włos na głowie. Urządzenia te nie posiadają żadnego miernika prędkości, a pomiar wyświetlany jako prędkość „mierzonego” pojazdu jest szacowany (czytaj: zmyślany) przez urządzenie. Mówienie o „homologacji” czy „pomiarze” to więc zwykłe farmazony. Mam nadzieję, że sądy zaczną bardziej odpowiedzialnie przyglądać się poczynaniom stróżów prawa. Ciekawe ile praw jazdy odebrano niesłusznie…
He he he he. Homologacja? W Polsce? Rzewne jaja. Nowe liczniki energii mają homologację, a jakże. Tyle tylko, że cały czas niezmiennie naliczają również moc bierną. Mam LEDy w całym mieszkaniu. Mam też własny licznik w mieszkaniu ( kupiony w Niemczech, z ich legalizacją). Mimo, że zużycie w por. z 2018r wg. mojego licznika, spadło o ok. 25-30%, opłaty od stycznia (wymiana liczników)….. wzrosły o 15%. Legalizacja, certyfikacja, homologacja, dopuszczenie? RZEWNE JAJA, szczególnie, że te kontrolujące instytucje od dawna nie są już budżetowe tylko „zarabiają” na siebie.
Pamiętam jak 20 lat temu PIR(Państwowa Inspekcja Radiowa) wymagała homologację na zasilacz do CB radia.
Tyle są warte te homologację co ten którego chorym pomysłem było wprowadzenie kłamstwa zwanego wideorejestratorem, który na wyświetlaczu wskazuje prędkość ale radiowozu….
Tu przydałby się certyfikat na myślenie…