Siła ducha
Silnik na papierze nie dysponuje szokującymi osiągami, ale w akcji jest prawdziwym komandosem. Rzędowy twin o pojemności 530 cm3 i mocy 46 KM radzi sobie bardzo dobrze. Ruszanie spod świateł i wyprzedzanie to bajka. Lekko zawiedzeni będą motocyklowi melomani – z tłumika coś tam się wydobywa, bywa nawet głośne, ale z rasowym gangiem nie ma nic wspólnego.
Szukasz czegoś bardziej motocyklowego? Sprawdź Suzuki GSR750A.
T-Max jest jak ninja, błyskawicznie pojawia się znikąd i tak samo znika. Bezstopniowa skrzynia biegów i napęd pasem działają znakomicie, nic nie szarpie i nie skrzypi. T-Max rozpędza się płynnie do 180 km/h i nawet przy maksymalnej prędkości jest bardzo stabilny i nie wibruje zbyt mocno. Jest przy tym mały wyjątek, o którym później. Za zatrzymanie pojazdu odpowiadają tarczowe hamulce, które są bardzo skuteczne i przewidywalne, a w sytuacjach awaryjnych czuwa jeszcze system ABS.
Zawieszenie Yamahy T-Max jest naprawdę świetne. Własności trakcyjne są bardzo zbliżone do dynamicznego nakeda, a prowadzenie nie ma nic wspólnego z zachowawczą jazdą skuterowym toczydłem, jakich pełno na ulicach miast.
Zawieszenie zestrojono dosyć twardo, ale bez dużej straty na komforcie, przez co T-Max prowadzi się pewnie i przyjemnie po niemal każdej nawierzchni. W zakręty mogę wchodzić dużo szybciej niż początkowo się spodziewam, a skuter nie daje znaków, że chyba mnie porąbało. Jedzie jak po sznurku, a wychodzenie z winkli to fantastyczne doznanie.
Ładunek emocjonalny
Kokpit T-Maxa to duże analogowe zegary prędkościomierza i obrotomierza i komputer pokładowy, który rozpieszcza, choć także nieco przytłacza ilością informacji. Licznik kilometrów, dwa przebiegi dzienne, poziom paliwa, średnie spalanie, temperatura silnika, temperatura otoczenia, wymiana oleju, wymiana paska… uff. Wyświetlane cyfry mogłyby być nieco większe.
Po obu stronach kierownicy są dwa schowki. Jeden z nich to płaska szufladka, dobra na dokumenty, niewielki telefon lub monety. Drugi, zamykany na kluczyk ma formę prostokąta sięgającego daleko w głąb owiewek. Bagażnik pod siodłem teoretycznie powinien zmieścić kask integralny plus drobne dodatki typu rękawice. W praktyce mój szczękowiec w rozmiarze XXL wchodzi wyłącznie w jednym superprecyzyjnym ustawieniu, a kanapa zamyka się dopiero po dopchnięciu kolanem i siarczystym słowem, które w negatywnym świetle wspomina matki japońskich projektantów.
[sam id=”11″ codes=”true”]
Dostępne w T-Maksie schowki to jednak zdecydowanie zbyt mało, by spakować się na jakiś dłuższy wyjazd. Problem ten częściowo rozwiązuje akcesoryjne kufer centralny i torba na przekrok. Torba o pojemności zaledwie 18 litrów ogranicza wprawdzie nieco funkcjonalność skutera, ale za to 50-litrowy kufer pozwala zapakować naprawdę sporo fantów. Mimo wszystko szkoda, że ten sprzęt nie ma jakiegoś dedykowanego systemu kufrów.