Zamiast rewolucji – ewolucja. Zamiast technologicznych fajerwerków – sprawdzona przez lata konstrukcja. Choć Suzuki GSX1250FA jest tak naprawdę Banditem w turystycznym dresie, łączy wszystkie cechy dobrego turystyka. Może poza komfortem kanapy.
Recepta na stworzenie dobrego turystyka to najpilniej strzeżony sekret każdego producenta. Pogodzić rozbieżne jak polityczne interesy wymagania motocyklowych podróżników jest niezmiernie trudno, a trzeba pamiętać, że niemal każdy z nich ma w podróży partnerkę, co oznacza, że liczba wymagań rośnie. Turystyk idealny musi zatem być wygodny, dynamiczny, poręczny, stosunkowo lekki i – oczywiście – dość smukły, by omijać coraz bardziej zakorkowane drogi Europy.
Suzuki GSX1250FA próba dopasowania tych założeń do istniejących rozwiązań. To trochę tak, jakby dwaj kumple zasiedli przy stole pełnym części i kombinowali jak złożyć z nich kombajn zbożowy. Kiedy bliżej przyjrzeć się konstrukcji motocykla, od razu staje się jasne, że elegancki dres skrywa starą dobrą, niewysiloną jednostkę napędową z Bandita 1250. Ponieważ obowiązkowe w turystyku owiewki ograniczają odprowadzanie ciepła z silnika, GSX otrzymał dodatkowy wentylator chłodnicy.
Za wsparcie podczas testu dziękuję Dobrym Sklepom Motocyklowym
Dla ograniczenia kosztów, a zapewne i dla nadania maszynie zadziornego charakteru zdecydowano się przód „pożyczyć” od sportowego GSX-R1000. Taka oto kompilacja sprawdzonych części z magazynu w Hamamatsu, opakowana w nowe owiewki i ubarwiona turystyczną aurą miała zawalczyć o klienta, który nad dzidowanie po ulicach miast przedkładał dalekie podróże.
Pudzian z odkurzaczem
Pierwszy kontakt z motocyklem zaskakuje. Choć sprzęt ma pokaźną pojemność silnika, nie sprawia wrażenia galeonu. Testując Yamahę FJR1300 czy Kawasaki GTR1400 miałem poczucie poruszania się sporych rozmiarów limuzyną. W GSX1250FA jest zgoła inaczej – za sterami czuję się jak na nakedzie. Pozycja jest bardzo wygodna, motocykl sprawia wrażenie żwawej sześćsetki, nawet na postoju nie czuję ciężaru sporego przecież silnika.
Rachityczna szybka nie wzbudza mojego zaufania, dlatego przed rozpoczęciem testu długodystansowego doposażam ją w akcesoryjny deflektor Darkojak. Motocykl testowy nie jest wyposażony w kufry, ale to dla mnie – podróżującego samotnie – jest tym razem zaletą – bez kufrów łatwiej przeciskać się w korkach.
Motocykl prezentuje się bardzo dynamicznie, niemal agresywnie. Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to Mariusz Pudzianowski. Muskularne owiewki skrywające szeroki, czterocylindrowy silnik, wydają się prężyć mięśnie na podobieństwo kulturysty podczas prezentacji, a wrażenie to potęguje szeroki wlot powietrza do chłodnicy.
O tym, że GSX1250FA to kawał maszyny najłatwiej przekonać się patrząc na niego od przodu. Krótki rozstaw osi powoduje, że z boku sprzęt ten nie robi takiego wrażenia jak Yamaha FJR1300 czy Kawasaki GTR1400.
Sporym zgrzytem stylistycznym jest monstrualny tłumik, który przypomina mi stary odkurzacz Predom, który znienawidziłem w dzieciństwie, głównie za przeraźliwe wycie. Ten element byłby pierwszym, który zmieniłbym w na jakieś porządne markowe akcesorium. Mam nadzieję, że dźwięk nie będzie chociaż podobny do peerelowskiego AGD.
Zegary GSX1250FA to wyraźny sygnał, że podczas projektowania tego motocykla fajerwerki technologiczne nie były priorytetem. Z przydatnych funkcji znalazłem tutaj tylko wyświetlacz biegu. Jakiekolwiek elektroniczne gadżety czy choćby termometr nie weszły w skład podstawowego pakietu.
Na tym tle niezmiernie dziwi mnie wskaźnik zmiany biegu (shift-light), który do turystycznego motocykla z bardzo elastycznym silnikiem pasuje jak Pudzianowi różowe body. Jestem pewien, że wielu użytkowników tego modelu nie ma pojęcia do czego służy ta dziwna biała lampka.
Warto dodać że ten silnik jest po prostu niezniszczalny. Bez żadnych przygód można zrobić bez problemu 100 tyś km. Motocykl nie miał tez żadnych akcji serwisowych. Bardzo udana – niedoceniona w PL konstrukcja. Bo za mało lanserski.
Ide o zaklad ze na hamowni motocykl pokazał by ok 120 KM. Silnik bandita słynie z tego ze ma sporo wieksza moc i moment od tego co pisze producent. Co prawdopodobnie wynika z przepisów podatkowych niektorych krajow (wiekszy podatek mocy powyzej 100KM). Po wymianie dolotu i wydechu moc może siegac nawet do 140 KM.
Ciekawe jakim cudem spalił 7L – 100km?
Mi na trasie 5000 km w 6 dni spalił 6,2 L/100km z czego 3000 km autostrad jechałem 150-180.
Czy możesz zdradzić jaki rozmiar (30?,25?) i model deflektora zainstalowaleś? Mam wlaśnie taki moto i mimo mojego wzrostu 172 ciężko jest mi przetrwać przy wyższych prędkościach.