BMW K1600GTL to nowy wymiar motocykla. Mimo gabarytów wahadłowca i potężnego 6-cylindrowego silnika, ten sprzęt zachował frajdę z jazdy i to „coś”. O swoich wrażeniach z jazdy nad-motocyklem pisze Michał.
Tekst: Michał Mazurek, zdjęcia: Magdalena Milej i Michał Mazurek
Są urządzenia bardziej skomplikowane i od niego droższe, na przykład Akcelerator Cząstek Elementarnych. Są maszyny których nauka obsługi zajęła by mi więcej czasu, takie jak wahadłowiec kosmiczny. Są wreszcie takie, które pozwalają podróżować wygodniej. Takim będzie fotel Business Class na pokładzie Airbusa A380.
[sam id=”11″ codes=”true”]
Nie było jednak wcześniej motocykla, który posiadałby cząstkę ich wszystkich i zachował swojego motocyklowego ducha. Kiedy producenci postanawiają dać wszystko, mamy do czynienia z otyłością i przerostem formy nad treścią. Ciekawie robi się wtedy, kiedy całość zostaje okryta zautomatyzowaną technologią. My mając dostęp do dzieła które z tego połączenia powstało, postanowiliśmy wykazać jakie jest w istocie.
Niemiecki temperament
No nie da się! To pierwsze co pomyślałem, kiedy dostałem do rąk własnych najbardziej rozbudowany technologicznie jednoślad świata. Miałem przed sobą blisko dwa tysiące kilometrów testu, ale i tak byłem pełen obaw, czy uda mi się skrótowo go opisać. W K 1600 GTL nic nie jest normalne.
Nowe BMW nie ma normalnego zawieszenia. On ma system zawieszeń. GTL nie ma normalnego silnika. On ma sześciocylindrowy fortepian z mózgiem Einsteina, zatrudnionym do zarządzania pracą. On nie posiada nawet normalnego reflektora. Ten motocykl ma system świetlny, który za pomocą technologii zajrzy w Twoją duszę głębiej niż lampa na biurku enkawudowca.
Na temat K1600 krążyło wiele spekulacji. Jego studium było niczym innym jak muskularnym nakedbike. To co wyjechało na salony zupełnie nie przypomina Concept 6. BMW wydało motocykl, który posiada wszystko co powinien mieć turystyk transkontynentalny.
Nowy model z rodziny K zastąpił na pozycji sztandarowej K1300. Poprzednik charakteryzuje się wszystkimi rozwiązaniami typowymi dla producenta, ale jednak przy zwykłym, czterocylindrowym silniku. To co dziś zrobili konstruktorzy zza Odry jest bliższe usposobieniu południowców. Mało który futurolog byłby w stanie przewidzieć, że Niemcy krzykną: „Mein Gott! Sześć cylindrów to jest dopiero konkret! Zróbmy to!”.
A jak ceny napraw, przeglądów? Czy osiągają również poziom cen promu kosmicznego?
…szkoda że owa „kosmiczna technologia” poza ceną, nie zawsze idzie w parze z niezawodnością którą ten akurat model zdążył już „zabłysnąć”. Pomijając pow. nie ma specjalnie czego się przyczepić ,ładny, dobrze wyposażony, wygodny i praktyczny … .