W naszym tegorocznym porównaniu „9 koncepcji na motocykl 125 cm znalazł się jeden, który 125-tką nie jest. Natomiast jego parametry wpisują go w tę klasę i w prawne uwarunkowania, jakie jej dotyczą. Niu RQi Sport to jednoślad z napędem elektrycznym, który czaruje świetnymi osiągami, dostępnymi na samochodowe prawo jazdy. Niestety, choć prowadzenie go jest fajną przygodą, to jest to przygoda z gatunku tych krótkich. Jego zasięg na jednym ładowaniu pozostawia bowiem wiele do życzenia.
Zdjęcia: Daniel Pastor Chmielewski
Materiał ten powstał podczas naszego tegorocznego wielkiego porównania 9 koncepcji na motocykl 125. Niemożliwe by to było bez wsparcia importerów poszczególnych marek motocykli oraz naszych głównych partnerów:
- Schuberth Polska – zapewnił nam nowe kaski otwarte J2 oraz C5 z interkomami Cardo SC Edge dla całej naszej ekipy
- sklep MotorMind.pl – największy sklep z akcesoriami motocyklowymi w Wielkopolsce
- Fuchs Silkolene – producent świetnej jakości motocyklowych środków smarnych

Nasze porównania 9 motocykli z różnych segmentów stały się już redakcyjną tradycją Motovoyagera. Co roku, zazwyczaj w czerwcu, zabieramy maszyny testowe oraz naszych przyjaciół, mających spore motocyklowe doświadczenie, na weekend w regionie obfitującym w kręte i pełne atrakcji trasy. Do tej pory przetestowaliśmy i bezpośrednio porównaliśmy ze sobą 9 klasyków, 9 turystycznych enduro, 9 średnich adventure na asfalcie i poza nim, 9 nakedów oraz 9 turystyków. W tym roku wybór padł na segment 125!

Dlaczego elektryk?
Wśród polskich motocyklistów, w tym oczywiście naszych czytelników, nie brakuje opinii, że pojazdy z napędem elektrycznym powinny być bojkotowane. Bo to już nie motocykle, bo to sprzęt AGD, bo to jakieś zagrożenie, bo wciskają nam na siłę… Wiele z nich to zwykłe uprzedzenia, ale od samych uprzedzeń sytuacja na rynku się nie zmieni. A ta jest taka, że jednoślady z napędem elektrycznym cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem, pojawiają się importerzy nowych marek, a ci działający już od jakiegoś czasu stale rozszerzają ofertę. To znak, że te pojazdy po prostu znajdują nabywców. Postanowiliśmy więc dorzucić do porównania jednego „elektryka”, żeby bez lukrowania sprawdzić go koło w koło ze spalinowymi 125-tkami. Ostateczne wnioski zostawiamy wam, jako potencjalnym klientom.

Jedną z marek obecnych już od kilku lat na naszym rynku jest chińskie Niu, dystrybuowane w sieci sprzedaży firmy Motor-Land, obok m.in. Keewaya, Kymco, Benelli, Morbidelli czy QJ Motor. Początkowo w jej ofercie znajdowały się tylko ciekawie wystylizowane elektryczne skutery, a niedawno dołączył pierwszy motocykl – Niu RQi Sport, elektryczny naked bike.

Duży, ciężki, muskularny
Niu to spory zawodnik, oczywiście w porównaniu z innymi motocyklami klasy 125. Waży 186 kg, o dobre 20-30 kg więcej od pozostałych maszyn w naszym porównaniu, ma też najwyżej położoną kanapę (825 mm) i mimo nisko rozłożonej masy, wymaga już pewnej siły przy przetaczaniu.

Zdecydowanie najwięcej wysiłku włożymy jednak w wyjmowanie baterii i tachanie ich do domu lub pokoju hotelowego, jeżeli nie mamy opcji ładowania w miejscu postoju. Są dwie (można też kupić motocykl z jedną), a każda z nich waży 23 kg. Woziliśmy je więc hotelowym wózkiem bagażowym, a co, na bogato. Inna sprawa, że mając tylko jedną ładowarkę, trzeba ją było przepinać w środku nocy z jednego akumulatora do drugiego, a ładowanie jednej sztuki trwało ok. czterech godzin. Od razu przypomniały mi się czasy, kiedy miałem w domu stary piec węglowy i zimą trzeba było wstawać też co cztery godziny, żeby dorzucić opału…
Niutowy zawrót głowy
Masywna zabudowa środkowej części maszyny skrywa głównie przedział baterii. Sam silnik jest relatywnie niewielki, umieszczono go w tylnej części motocykla, blisko wahacza. Jednostka ta generuje zaledwie 6,8 KM mocy nominalnej i 10,5 KM szczytowej. To wyraźnie mniej niż przyjęte przez nas ok. 15 KM dla wszystkich zawodników. Pamiętajmy jednak, że Niu RQi Sport to elektryk, a pomiędzy manetką „gazu” (a właściwie potencjometrem), silnikiem i tylnym kołem nie ma, poza łańcuchem, żadnych mechanizmów pośrednich. Reakcja jest błyskawiczna. Podawany przez producenta moment obrotowy na tylnym kole jest przepotężny, bo wynosi aż 450 Nm!

Czy to znaczy, że Niu przyspiesza mocniej niż, dajmy na to, Triumph Rocket 3 dysponujący 182 KM i „tylko” 225 Nm? Oczywiście, że nie. Nie wyłożę wam tego dokładnie, niedokładnie również nie będę próbował. Jeśli chodzi o lekcje fizyki, dużo chorowałem, a jeśli już byłem obecny, to cierpiałem cierpieniem najczystszym. Natomiast w praktyce wygląda to tak, że motocykle elektryczne, nawet te odpowiadające klasie 125, rzeczywiście mają znakomity start. Do pierwszych 50-60-70 km/h wciągają nosem spalinową konkurencję, której kierowcy muszą wbić się na obroty, wachlować biegami itp. W elektrykach akcja-reakcja trwa ułamki sekund. Schody zaczynają się przy wyższych prędkościach, powyżej 80 km/h. Napędzone motocykle spalinowe radzą sobie w tych rejonach dużo lepiej.

Każdy chciał spróbować
Jak łatwo to było przewidzieć, każdy z naszych dziewięciu testerów chciał zakosztować tej elektrycznej katapulty, więc kiedy tylko zasiadał za kierownicą Niu, odkręcał man…, potencjometr, do oporu. I rzeczywiście, wrażenia u nas wszystkich były podobne. Błyskawiczne nabieranie prędkości i coraz szerzej otwarte oczy, a to wszystko przy delikatnym pisku silnika elektrycznego i coraz głośniejszym szumie wiatru. Naprawdę, trzeba to poczuć, żeby samemu się przekonać, jak wręcz uzależniające może to być.

Oczywiście jazda tradycyjnym motocyklem przy akompaniamencie bulgoczącej V-ki lub drącej się rzędowki to klasyczne doświadczenie, ale elektryki, zwłaszcza te mocniejsze, tworzą swoją własną kategorię. Moim zdaniem nie ma co tego porównywać, nie ma co tworzyć okopów i w nich siedzieć. Nie ma też sensu dyskusja na ten temat z kimś, kto nigdy elektrykiem nie jeździł i twierdzi, że na niego nie wsiądzie. Jeśli chodzi o przyjemność z jazdy, wystawiłem Niu bardzo wysoką ocenę, bo po prostu daje masę niepowtarzalnej frajdy…

Odwieczny problem elektryków
… dopóki ma prąd. Niestety, ciągła jazda na pełnej petardzie sprawiła, że z obiecanych przez producenta ponad 100 km zasięgu zrobiła się nieco ponad połowa tego dystansu. Po przejechaniu ok. 60 km z pełnymi osiągami, Niu zaczynał słabnąć z każdym kilometrem. Na koniec przechodził w tryb motoroweru i niechętnie dobijał do 50 km/h. Nie mówiąc już o tym, że stale śledząc zasięg na wyświetlaczu można było obgryźć wszystkie paznokcie u rąk – i to przez rękawice. Przykładowo, przejechałem 20 kilometrów, ale przewidywany zasięg spadał o 30 czy 40. Niekończąca się wojna nerwów. A przecież było tak pięknie, tak się super jechało, tak wspaniale odbierało otoczenie. Przyspieszenie, prędkość, cisza i wiatr. Świetnie, ale krótko.

Niestety, ludzkość nie nauczyła się jeszcze wystarczająco efektywnego gromadzenia energii elektrycznej. Dlatego jeszcze długo pojazdy elektryczne nie będą nadawały się do turystyki. Oczywiście można próbować udowodnić, że jest inaczej, objeżdżać elektrykami kraje czy nawet całe kontynenty. Ale chyba wszyscy, łącznie z uczestnikami tych przedsięwzięć medialnych, dobrze wiedzą, ile zdrowia psychicznego to kosztuje i ile wymaga przewidywania, kombinowania, ciągłego przeliczania. Jak skutecznie zabija wolność, jaką dają motocykle.
Miejski żywioł
Kiedy wróciliśmy z trasy, a w akumulatorach Niu tliło się jeszcze trochę życia, wybrałem się na samotną wieczorną przejażdżkę po spokojnych uliczkach Ciechocinka. W takich warunkach jednoślad elektryczny spisuje się doskonale. Pełen relaks, bez zwracania na siebie uwagi i przeszkadzania spacerującym kuracjuszom szukającym spokoju. Bardzo, bardzo szybki rower, bez pedałowania i o niebo wygodniejszy.

Temat „bezemisyjności” tego typu pojazdów jest niestety mocno zniekształcany przez obie strony sporu – jego zwolenników i przeciwników. Miejscowo, w mieście, Niu jest jak najbardziej bezemisyjne. Nie hałasuje i nie smrodzi, chociaż zawsze ktoś się przyczepi o pył z klocków i opon. Jego obecność jest z grubsza neutralna dla otoczenia. Problem zaczyna się w szerszym kontekście. Jeśli chodzi o źródło energii, to elektryki są tak „czyste”, jak system energetyczny kraju, w którym jeżdżą. W Norwegii (woda) czy we Francji (atom) pewnie trochę bardziej niż u nas. No i sam proces produkcji i utylizacji, głównie jeśli chodzi o baterie, zdecydowanie czysty nie jest. Można się spierać, ale błagam, róbmy to na argumentach, szacunkach, obliczeniach, a nie plemiennej naparzance typu „nie bo nie”.
Niu RQi jest w moim odczuciu idealnym motocyklem do codziennej jazdy po mieście, trzeba się tylko zmieścić w pewnym wąskim scenariuszu, dostępnym niestety dla nielicznych. Główny warunek satysfakcjonującej eksploatacji tego typu pojazdu, poza funduszami na zakup, pozostaje niezmienny: własny dom w mieście lub na jego obrzeżach i własne gniazdko w garażu, pod wiatą czy w ścianie. Codzienne wyjmowanie baterii (przypominam, 2 x 23 kg, do dźwignięcia w całości na wysokość metra) i targanie ich do mieszkania w bloku, choćby i na biurowym wózku, jest na dłuższą metę absurdem. Próby ładowania we wspólnym garażu podziemnym często prowadzą do konfliktów sąsiedzkich i z administracją. Specjalnych stanowisk do ładowania elektryków wciąż mamy rażąco zbyt mało. No i ten czas, po cztery godziny na baterię na zwykłej ładowarce sieciowej… Aha, jeszcze jedno. Pewnie się nie znam i jestem przekarmiony ognistymi obrazkami z internetu, ale słabo by mi się spało obok ładujących się tak dużych akumulatorów.

A co poza tym?
Niu RQi Sport jest motocyklem bardzo nowoczesnym, przepełnionym systemami, technologiami, ogólnie elektroniką. Ma „szmery, bajery i kamery”. Nie będę tego wszystkiego wymieniał, po prostu przeczytajcie o tym na stronie importera. Osobiście zwróciłbym tylko uwagę na markowe podzespoły i układy typowo motocyklowe, takie jak tryby jazdy, kontrola trakcji, hamulce Brembo z ABS-em i fabrycznie montowane opony Pirelli Diablo. Fajny jest jeszcze rozszerzony system bezkluczykowy. Dlaczego rozszerzony? Ponieważ dzięki specjalnej aplikacji na smartfona, będącej centrum sterowania tą maszyną, jej właściciel może rozdzielić prawo do uruchomienia pojazdu na kilka innych smartfonów. Inaczej mówiąc, np. każdy z domowników otrzymuje „kluczyki” na swój telefon.
Genialny tu, słabiutki tam
Elektryczny Niu to motocykl powodujący solidny ból głowy. Z jednej strony, w pełni naładowany jeździ genialnie, naprawdę genialnie. Jedno z moich motocyklowych marzeń jest od lat niezmienne – chciałbym pojeździć mocnym elektrykiem po krętych górskich trasach, koniecznie tuż nad przepaścią. To musi być jak lot szybowcem. Jeśli tylko technologia baterii lub system ich szybkiej wymiany w „paczkomatach” w końcu rozwiną się w sposób, który pozwoli na dalekie podróże bez ciągłego stresu, nie będę płakał po silnikach spalinowych. Naprawdę. Zachowałbym sobie tylko jednego klasyka typu Royal Enfield na weekendy blisko domu, a poza tym latał głównie na prądzie.

Z drugiej strony, technologia akumulatorów jest niby zaawansowana, ale wciąż w powijakach i nie wiadomo, czy kiedykolwiek przekroczy wymagany próg praktyczności. W tym momencie jazda elektrykiem poza miastem jest bardzo kłopotliwa. Daje krótkotrwałą radość, a następnie jeszcze większą frustrację. Jest jak mocna piątkowa „bania” i smutny kac przez resztę weekendu.
Niu RQi Sport zajął w naszym porównaniu solidne miejsce w środku stawki. Zebrał masę punktów za wykonanie, systemy elektroniczne, dynamikę i przede wszystkim frajdę z jazdy. Nie zebrał prawie nic w kwestii uniwersalności, a jego cena – prawie 28 tysięcy zł – też póki co odstrasza. Ten motocykl jest jak przynęta na ryby albo maleńka porcja degustacyjna jakiejś pysznej potrawy. Prezentuje coś bardzo fajnego, co jest dostępne tylko przez chwilę, i taki stan przed długi czas się nie zmieni. I tak nas będzie nęcił, tak nam będzie podnosił ciśnienie…

Niu RQi Sport 2025: dane techniczne
| Silnik: | elektryczny |
| Moc nominalna: | 5 kW (6,8 KM) |
| Moc szczytowa: | 7,5 kW (10,5 KM) |
| Moment obrotowy: | 450 Nm |
| Baterie: | litowo-jonowe, 2 x 36 Ah |
| Czas ładowania: | 4 h jedna bateria |
| Napęd tylnego koła: | łańcuch |
| Zawieszenie przednie: | odwrócony widelec |
| Zawieszenie tylne: | amortyzator centralny |
| Koła i opony: | przód 110/70 R17, tył 140/70 R17, felgi odlewane |
| Hamulec przedni: | tarcza Ø 300 mm, zacisk Brembo, ABS |
| Hamulec tylny: | tarcza Ø 240 mm, zacisk Brembo, ABS |
| Wymiary (dł./szer./wys.): | 2080 x 835 x 1108 mm |
| Rozstaw osi: | 1455 mm |
| Prześwit: | 167 mm |
| Wysokość kanapy: | 825 mm |
| Masa własna: | 186 kg |
| Zasięg: | do 105 km, realnie niższy |
| Elektronika i wyposażenie: | oświetlenie LED, kolorowy wyświetlacz, tryby jazdy, kamera, rejestrator jazdy, system wykrywania kolizji, system bezkluczykowy, obsługa z aplikacji, kontrola trakcji, ABS |
| Cena: | 27 990 zł |
| Importer: | niupolska.com |
