_SLIDERPrawo drogi – motocyklowa powieść cykliczna. Odcinek 17: Wszystko na telefon

Prawo drogi – motocyklowa powieść cykliczna. Odcinek 17: Wszystko na telefon

-

Gonitwa myśli. Z jednej strony paraliż, ogólny bezwład, poczucie beznadziei. Otępiające, odbierające możliwość działania. Z drugiej strony motywacja, aby coś zrobić, aby ruszyć się, nie marnować czasu, bo ten jest na wagę złota. Miotałem się na szpitalnym łóżku, na zmianę siadając na nim i kładąc się, przykryty kołdrą po same uszy. Czułem że wariuję. Chłopaki spali – Adaś, Molos i Siwy. Postanowiłem obudzić tego ostatniego. Podniosłem but z podłogi, zamachnąłem się, jednocześnie przypominając sobie, że przecież mogę do niego podejść, bo jedynie rękę mam chorą i to tę, w której trzymam but…

W poprzednim odcinku:

Prawo drogi – motocyklowa powieść sensacyjna. Odcinek 16: Zagubiona autostrada

Ból był przepotworny. Pierwszy raz użyłem lewej dłoni od czasu wypadku. Gdy dotarło do mnie co zrobiłem, musiałem się położyć. Krew pulsowała w ranie, w całej ręce, w skroniach. Czułem, że tracę przytomność. Znów marnuję czas… Przecież chciałem coś zrobić. Już, teraz, natychmiast. Chociażby naradzić się z Siwym. Musiałem chwilę poczekać. Pieprzona niekonsekwencja, towarzysząca mi przez całe życie. Po chwili rwący ból dał się opanować, chyba siłą mojego pokrętnego umysłu. To zdarzenie potwierdziło tylko, że w tym momencie nadaję się jedynie do niczego. Cóż, trzeba było działać.

– Siwy, Siwy, obudź się, wstawaj! – szeptałem głośno, jednocześnie szarpiąc go zdrową ręką za ramię.

Siwy otworzył nieprzytomne oczy. Podniósł głowę z poduszki i rozejrzał się po sali tak, jakby musiał zorientować się gdzie jest, co się stało i czy jest bezpiecznie.

– Co jest? – wysapał zaspanym głosem, jednocześnie szeroko ziewając.

– Mamy przejeb@ne. A właściwie nie my tylko… hmmm… NASZA dziewczyna.

Jeżeli mimika pozwalałaby na przekształcenie kogoś w to, co ta wyraża, Siwy stałby się wielkim, świecącym jak neon znakiem zapytania.

– Możesz wstać? Chodź do kibla. Musimy porozmawiać, ale nie przy nich.

Siwy zwlókł się z łóżka. Wyraźnie sprawiało mu to jeszcze trudność. Trzymał się za brzuch, widać jeszcze go bolało. Dogramoliliśmy się do drzwi, później dostaliśmy się na korytarz, a następnie do kolejnych drzwi, za którymi była przytulna, jednoosobowa i zamykana od wewnątrz łazienka dla niepełnosprawnych. Siwy od razu usiadł na sedesie, a ja oparłem się o rusztowanie służące niepełnosprawnym do utrzymania równowagi przy umywalce. Pokazałem mu film z Majką. Widziałem przerażenie w jego oczach. Z wewnętrznym bólem zauważyłem, że jego reakcja na ten film była praktycznie identyczna do mojej. Chyba dopiero teraz zaczęło docierać do mnie, że Majka dla Siwego to nie jest kolejna dupa. On ją… kocha. Ku#wa mać. Jak to wszystko komplikuje. A może właśnie wprost przeciwnie? Sam nie wiedziałem co do niej czuję. Może to dobrze, że będzie z nim. Z typem, którego ja kocham i który zapewni jej, przynajmniej finansową przyszłość. Zaraz, zaraz, o czym ja myślę? Przecież nie o to tu teraz chodzi. Majka jest w wielkim niebezpieczeństwie.

– Dzwonię do niej! – chyba jeszcze będąc w szoku, po obejrzeniu filmiku, niemal wykrzyknął Siwy. – Muszę, musimy sprawdzić, czy nic jej się nie stało…

– Tak? To dzwoń. Na ten telefon pewnie, co trzymasz w ręku?

Siwy spojrzał na mnie tępym wzrokiem. Dopiero do niego dotarło. Słabo widzę naszą akcję ratunkową. Yattamani, pieprzona Dwójka Drombo. Musieliśmy się uspokoić, bo jak nastolatkami targały nami emocje, które nie pozwalały nam myśleć.

– Siwy. Nic nie rób pochopnie. Nic nie mów. Pomyśl. Na spokojnie. Ja już mam pewne oczywiste wnioski i pewną propozycję, ale chciałbym, żeby to od ciebie wypłynęło.

Siwy posłuchał mnie i milczał. Cisza trwała przez chwilę. Może minutę. Przez ten czas widać było jak nagrzewa mu się mózg. Ale gdy otworzył usta, popłynął z nich klarowny plan akcji, bardzo zbliżony do tego, co chwilę wcześniej wymyśliłem ja.

– A więc tak. Ruszam swoje kontakty w firmie. Przede wszystkim muszę wymóc na Jurskim uznanie Majki za świadka w naszej akcji i objęcie jej specjalną ochroną. Jeżeli tylko nic jej nie jest, to razem z jej matką chłopaki przewiozą ją w bezpieczne miejsce. Ty zadzwoń do niej od razu, tzn. do pani Teresy. Zakładam, że na pewno masz numer do teściowej. Poproś Majkę do telefonu. Dasz ją na głośny i wytłumaczymy jej co ma robić.

– Jesteś pewien, że chcesz z nią rozmawiać razem ze mną? To ją zawstydzi i zblokuje. Może rzucić słuchawką.

Siwy przyznał mi rację. Ustaliliśmy, że on zadzwoni, ale ja będę przy rozmowie. Na tym etapie postanowiliśmy nie mieć już przed sobą żadnych tajemnic. Najważniejsze było życie i zdrowie Majki.

Pani Teresa była mocno zdziwiona, że znajomy jej córki dzwoni do niej. Ale przekazała słuchawkę. Majka była w domu, zapłakana, bo jej piętnastoletni pinczer umarł w nocy. Znalazła go przy drzwiach, leżącego na boku, sztywnego. Siwy zadał jej kilka sprytnych pytań, tak że wiedzieliśmy, że nic jej nie zrobili, a pies nie miał żadnych ran, więc zgon można było uznać za naturalny. Sukinsyny pewnie go po prostu udusili. Majka była też zdziwiona, że nie może znaleźć swojego telefonu, bo przecież przed snem jeszcze z niego korzystała. Siwy nie wypadł z roli, powiedział, że pewnie się znajdzie. Poprosił ją tylko by i ona i matka zostały w domu, nigdzie nie wychodziły, drzwi zamknęły na wszystkie zamki i łańcuch. Majka była przerażona, ale posłuchała się Siwego, który nie powiedział jej o co chodzi, a ona nie zadawała żadnych pytań. Kurde, mi zrobiłaby awanturę, kazała się pieprzyć i rzuciła słuchawką. Chyba rzeczywiście nie było sensu walczyć o ten związek…

– Poszło łatwo. Teraz Jurski. Z tym kutasem zawsze mam pod górę. Nie wiem czy uda mi się to załatwić przez telefon.

– Spokojnie, pomogę ci – powiedziałem, dodając mu otuchy, choć sam nie miałem pojęcia jak niby miałbym to zrobić. Jurski jest kutasem również dla mnie. A może i przede wszystkim…

Oczywiście rozmowa zaczęła się od bluzgów, od opieprzania za brak kontaktu i jakichkolwiek danych operacyjnych z ostatnich kilku dni. Siwy, bardzo grzecznie, trzymając nerwy na wodzy, wytłumaczył mu co się stało, gdzie jest i dlaczego do niego dzwoni.

– Ku#wa, siedzimy w tym naszym pieprzonym Alcatraz i nie wiemy nic, co dzieje się na mieście. Mieliśmy informację o jakiejś rozróbie w Mińsku, ale lokalna policja ustaliła, że to ustawka kiboli, czyli nic nie związanego z naszymi działaniami. Ku#wa, pieprzone wsioki. Wszędzie musimy zapuszczać żurawia, bo inaczej jesteśmy w dupie. Jak się ona nazywa?? Dobra, wysyłam po nią ludzi. Przekaż jej, skoro jest tak zabarykadowana, że podamy ustalone hasło. Najlepiej takie, które sama by wymyśliła, żeby było bardziej wiarygodne i wzbudziło jej zaufanie. Wyślę Johnnego i Zwierza. Zadzwoń do niej i powiedz co ustaliliśmy. Zawiozą ją do którejś komnaty. Nie bój, się będzie bezpieczna.

Poszło łatwiej niż myśleliśmy. Cieszyłem się, że nie musiałem się odzywać. Siwy poprosił też żeby CBŚ zorientowało się w jakim stanie jest Thompson i jeżeli jest rzeczywiście źle, to żeby załatwili mu przeniesienie do najlepszego szpitala MSWiA w Warszawie, na Szaserów, zapewniając mu najlepszą możliwą opiekę i dostęp do wszystkiego, co tylko może mu uratować zdrowie. Zaimponował mi. Ja o tym nie pomyślałem. Został nam tylko telefon do Majki, a właściwie teściowej i mogliśmy wracać do sali. Jednak przerwało nam głośne walenie w drzwi z jednoczesną szarpaniną klamki.

– Zajęte! – krzyknąłem przez drzwi.

– To ty Jędrzej?

– Tak. – poznałem zasapany głos Adasia.

– Dzięki bogu! Stary, od 20 minut szukamy was po całym szpitalu… Twardy by nas z@jeb@ł. Wiesz gdzie jest Siwy?

– Tutaj… – odezwał się Siwy.

Adaś doznał ataku śmiechu. Gówniarzowi wszystko się widać kojarzy i teraz będzie miał swoją opowiastkę do śmieszkowania przy klubowym piwie, jak to dwaj prospekci uciekli z sali szpitalnej by przeżyć intymne chwile w szpitalnym kiblu dla niepełnosprawnych. Ehhh, młodość…

Jurski naprawdę się sprawił. Na hasło Miś Krzywogłów, jak Majka nazywała swojego ulubionego pluszowego misia ze zdeformowaną fabrycznie głową, odebrali dziewczyny 40 minut po naszej rozmowie i zawieźli je do jednej z kryjówek biura w ścisłym centrum Warszawy. Dostały całodobową ochronę. Dyżury przy nich mieli pełnić na zmianę Johnny ze Zwierzakiem. 24h jeden, 24h drugi. Thompsona też namierzyli w mińskim szpitalu. Właściwie w mińskiej umieralni. Przetransportowali go śmigłowcem LPR-u na Szaserów. A tam od razu go zoperowali. Okazało się, że chłop miał krwiaka mózgu. Krew uciskała narząd i prowadziła do paraliżu. Zagrożenie życia minęło. Paraliżu też. Ale szczęka na drutach nie pozwoli mu przez następne kilkanaście tygodni na konsumpcję czego innego jak kroplówki i papka przez słomkę. To były dobre wiadomości. Cholernie dobre wiadomości jak na siódmą wieczorem tego samego dnia…

Minęło raptem 12 godzin, a sytuacja zdawała się być opanowana. Pozostał teraz jedynie temat naszego bezpieczeństwa. Chłopaków odprawiliśmy, bo szczerze mówiąc bardziej nam przeszkadzali niż byli w czymkolwiek w stanie pomóc. Jak się okazało każdy mógł wejść do nas w nocy i poderżnąć nam gardła przez sen, a w dzień nie mogliśmy przy nich spokojnie rozmawiać. Molos i Adaś byli nam wdzięczni, bo ich ponaddobowy dyżur w szpitalu już im się mocno nudził.

– Chyba niebo wam sprzyja – dzwonił Twardy – nie wiem czy wiecie, ale Thompson z tego wyjdzie. Nie wiem jakim cudem, ale przenieśli go helikopterem do Warszawy, jak jakiegoś pieprzonego vipa i tam zrobili mu operację. Ponoć wszystko ma być w porządku. Ale nie to jest najciekawsze. Na konto zbiórki założonej przez Bloodsów, na leczenie Thompsona i na środki dla jego rodziny, anonimowy darczyńca o nicku WagabundaMC wpłacił pół bańki. Dzwonił do mnie ich prezio, zdziwiłem się mocno, bo podziękował nam za wpłatę, a ja go nie wyprowadzałem z błędu. Przeprosiłem go za was, a on przeprosił mnie za maczety i tę prowokację z kamizelkami. Powiedział, że cieszy się, że nikt nie zginął. Nikt też z nas nie rozpruł się na psach, więc jest w sumie wdzięczny, bo i tak mają mocną kosę z mińską psiarnią. Wydaje się, że konflikt jest zażegnany. Ależ wy macie farta…

Z fartem nie miało to nic wspólnego. Byłem w wielkim szoku jak Siwy to wszystko ogarnął. Znaczy to, że Majka z mamą mogą już wrócić do domu, a nawet nie minęła doba… No i te 500 tys. było świetnym ruchem. Mogłem się domyślić, że nic tak nie załagodzi nienawiści i niesnasek jak kupa siana. Zapytałem tylko Siwego jak przeżyje stratę takiej kwoty?

– Wiesz, potraktowałem to jak podatek PCC-3 od stanu konta…

Chwilę zajęło mi zrozumienie tego, co chciał mi przekazać. PCC-3 to dwuprocentowy podatek, który odprowadzamy przy zakupie używanego pojazdu. On wpłacił 500 000 zł, czyli na koncie musi mieć jakieś 25 baniek… O kurna…

– Siwy, ty mógłbyś kupić ten szpital…

– Mógłbym, ale on mi się w ogóle nie podoba.

Wybuchliśmy śmiechem i wtedy naszą chwilową sielankę przerwał przeraźliwy dźwięk telefonicznego dzwonka. Na moją komórkę zdzwonił Jurski.

– Cześć, dobrze że dzwonisz! – uprzedziłem rozmówcę, który zapewne myślał, że w słuchawce usłyszy standardowe halo – Mamy dla ciebie jeszcze jedno zadanie. Trzeba do mieszkania Majki podrzucić jej telefon, tak żeby nie zorientowała się, że go w ogóle straciła. Mam go w ręku. Przyślesz kogoś po niego?

W słuchawce słyszałem tylko gniewne sapanie. Czekałem na wybuch i nie przeliczyłem się wcale…

Czytaj dalej:

Prawo drogi – motocyklowa powieść sensacyjna. Odcinek 18: Ruda

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się nim!
Michał Brzozowski
Michał Brzozowski
Motocyklista od 20 lat, z potężnym stażem przejechanych kilometrów, dużą liczbą przetestowanych maszyn i wielką miłością do jednośladów. Przede wszystkim kocha trzy motocyklowe segmenty: hipermocne nakedy, wygodne, duże turystyczne enduro oraz lekkie i zwinne jednocylindrowe supermoto, ale nie stroni od jazdy wszystkim co ma dwa koła. Przetestuje każdy sprzęt, a większość z testowanych motocykli chociaż spróbuje postawić na koło. Absolwent filologii polskiej na UW. Prywatnie pasjonat sportu, a w szczególności rowerów.

1 KOMENTARZ

  1. No to robi się ciekawie. Dziewczyna nie była dla niego specjalnie ważna dopuki nie zainteresował się nią przyjaciel. Wątek miłosny wprowadza pewne komplikacje w życie naszego bohatera choć i bez tego nie jest mu łatwo. Niech szybko wraca do zdrowia bo Triumph zastanie się w garażu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

POLECAMY

ZOBACZ RÓWNIEŻ