O panującym w Internecie zwyczaju wylewania pomyj pod różnymi postami i artykułami każdy z nas wie. Być może genezą tego zjawiska są jakieś wyniesione z dzieciństwa kompleksy, być może konieczność rozładowania napięcia emocjonalnego – nie wiem. Chciałbym zrobić wyłom w sielankowym obrazie motocyklowej braci w Polsce: z całym przekonaniem twierdzę, że w skali makro coś takiego jak “wspólnota wszystkich motocyklistów” nie istnieje.
Owszem – lewa w górę na drodze, mówienie sobie na “ty” na trasie to bardzo fajne gesty, ale to internet jest miejscem, gdzie prawda wychodzi na jaw. Schowani za różnymi pseudonimami czają się Moto-Czekiści którzy za punkt honoru stawiają sobie obrzucenie błotem każdego, kto nie pasuje do ich wizerunku “grupy”. To oni plują jadem, kiedy na motovoyager.net pojawi się najmniejsza wzmianka o usterkach uwielbianej przez nich marki. Uważają, że skoro inne portale, ani gazety nic o tym nie piszą, to znaczy, że to kłamstwo i trzeba ściąć posłańca.
To zjawisko przenosi się, niestety, na drogi. Są Moto-Czekiści enduro uważający się za “prawdziwych”, traktujący podróżników na GoldWingach z wyższością jako posiadaczy kredensów. Moto-Czekiści na sportach uważają chopperowców za frędzlarzy. Skąd te szufladki i antagonizmy? Przecież wszyscy, którzy jeździmy na motocyklach, robimy to dla przyjemności, po prostu realizujemy swą pasję na różne sposoby. Dlaczego podróżnik, który był w Gruzji musi patrzeć z góry na tego, który był tylko w Austrii?
Dlaczego motocyklista, nie może po prostu przyjechać na Jasną Górę pomodlić się za bezpieczny sezon? Dlaczego w imię czyjejś źle pojętej dumy każe mu się brać udział w idiotycznej wojnie między dwoma obozami? To chore.
Za taki stan rzeczy odpowiada niestety nasz polski pieprznik. Mieszkając w Wielkiej Brytanii zauważyłem, że każdy motocyklista traktuje innych na równi. Tam fora motocyklowe aż mienią się od różnych marek, modeli, typów jednośladów i typów motocyklistów. Nikt nie patrzy z ironicznym uśmieszkiem na kogoś tylko dlatego, że śmie nazwać podróż po Walii “wyprawą motocyklową”. Dlaczego nie może tak być i u nas?
Nie dajmy się dzielić. Raczej zjednoczmy się wokół swojej pasji, mamy przecież co najmniej jedną wspólną cechę: kochamy drogę. I tego się trzymajmy.
Święte słowa Rafał.
PS Ja tam traktuję na równi wszystkich na drodze. Nawet skuterowców na 50-tkach i kierowców puszek ;)
ZGADAM SIE Z TOBA W PELNI , ALE U NAS JEST TO NIE MOZLIWE BO TO JEST TAKI POLSKI CHARAKTER I ROZRYWKA , TAKA JEST POLAKOW MENTALNOSC
Masz 100% racji n.p. na drodze lewa w górę jak najbardziej, bo to tak „fajnie”, lecz tylko spotkasz się z tą samą osobą na parkingu to już cię nie zna – tak jest niestety w większości przypadków polskich motocyklistów.
Niestety doświadczyłem zjawiska nienawiści „rasowej” w bardzo przykrej formie, na razie „tylko” w Internecie. Chcąc spełnić swoje marzenie o wyprawach na dwóch kołach zarejestrowałem się na trzech forach motocyklowych, całkiem popularnych (wg. Google), mniejsza o nazwy. Wyszukałem masę potrzebnych informacji, zadałem kilka konkretnych pytań i po mniej więcej trzech miesiącach nabyłem to na co się zdecydowałem – pierwszy motocykl w wieku 40 lat :) Chodziłem wokół niego dumny jak paw i szczęśliwy jak dzieciak.
Przez myśl mi nie przeszło, że mój wpis na dwóch forach – który miał być wyrazem radości z zostania członkiem braci motocyklowej – stanie się celem niewybrednych ataków, kpin i wyszydzania. Po kilku dniach czytania bardzo przykrych wpisów dałem sobie spokój z forumowym życiem, pousuwałem wpisy gdzie mogłem, pokasowałem konta lub je zablokowałem i … wsiadłem na mój motocykl. Co z tego, że składany w Azji, nie kosztował pięciocyfrowej kwoty i być może nie nadaje się do szpanu pod dyskoteką? Zrobiłem na nim pętlę wokół Bałtyku, odwiedziłem Bajkał, a on mnie nie zawiódł ani razu. Na drodze czuję, że żyję, odpoczywam w trybie „easy rider” i nie myślę już o osobach których jedyną umiejętnością jest odkręcenie manetki na prostej w centrum miasta i wyszydzanie ludzi w Internecie.
To o czym piszesz – nienawiść czy może raczej zawiść na drodze – jeszcze mnie nie spotkało. Być może dlatego, że nie lubię głównych traktów, poruszam się prawie wyłącznie drogami bocznymi uśmiechając się z każdego pokonanego zakrętu. A najmilsze wspomnienie z przypadkowego spotkania na drodze mam… z samochodziarzem któremu dałem swoje kołki do opon. Mówił, że zanim się pojawiłem minęło go kilku motocyklistów ale żaden się nie zatrzymał chociaż machał i widać było, że potrzebuje pomocy na pustkowiu…
Tak, niestety brać motocyklowa nie jest jednorodna nawet kreśląc szeroki wspólny mianownik: przyzwoitość na drodze. Obym spotykał na trasie tylko normalnych posiadaczy dwóch (i czterech) kółek i wam również tego życzę.
…zgadzam się ….ale ten swiatek dzieli się na szpanerów \\grubość opony i poj.silnika\\ …a drudzy na poróżników \\ ilość km\\\…to dwa różne światy….nie do pogodzenia…a ja tam wolę zwiedzać na mojej enduro 250-tce……nie spotkamy się
Zapomniałem wspomnieć o kluczowym elemencie który wywołał największe kpiny „fachowców” – mój pojazd ma 125ccm. Podobno miał się nadawać najwyżej na dojazdy po mieście :)
Ej żeś się tam rozpisał… Lej w ryj bez ostrzeżenia i będziesz miał spokój ;)
Masz 100% racji Rafale i twe pobożne życzenie wypowiedziane w ostatnich słowach niestety u nas w kraju nigdy się nie sprawdzą . Też swego czasu miałem scysje z grupą motocyklistów dumnie noszących barwy klubu na plecach a ich zachowanie przypominało niemal że zachowanie motocyklistów z filmu ODWET tylko broni nie mieli jeszcze bo nie wiem czy ten post bym dzisiaj pisał !! Pozdrawiam wszystkich normalnych motocyklistów i ich sympatyków !!
i tak dziwne że pojawiło się parę komentarzy i ani jednego „haita”. To i tak sukces artykułu. Ja też wymyśliłem sobie powrót do przygody motocyklowej jakieś lata temu i nabyłem „chińskiego” choppera :) no to i tak dobrze że na żadnym forum nie usłyszałem nic złego bo i tak nie chciał nikt ze mną polemizować. I jeszcze mam taką wiadomość od kolegi młodszego który jeździ naprawdę sportowo i na torowych maszynach zresztą zgodnie z przeznaczeniem głównie po torze, że mimo wielu „przyjaźni” motocyklowych – w momencie kiedy życie zmusiło go do pozbycia się sprzętu nagle przestał być właściwym kolegą, powiedział że jednak najmilej wspomina brać skuterową chyba „brugmanie” nie wiem bo nie znam. Że mimo posiadania niby tylko skuterów naprawdę dużo ze sobą jeżdżą, wbrew pozorom nie tylko kręcąc się po mieście. I nie widzą problemów żeby pojechał z nimi ktokowiek i na czymkolwiek, a nawet jeżeli komuś braknie sprzętu to zadzwonią i zaprobponują żę zabiorą chętnie :) nie wiem nie miałem skutera nie poznałem też nikogo. Ale jak patrzę na nas samych, na dwa otwarcia sezonu na Jasnej Górze i na całą resztę zachowań. To sobie myślę że tego się spodziewałem :). Można powiedzieć dwa koła to nie miał być szpan tylko sposób na życie dla pasjonata, a teraz grupa jest tak wielka że ma albo bardzo różne cele a dla niektórych jest bezcelowa wogóle, może moda ? może bo tak wypada ? i jak to ostatnio pisałem ta „lewa w górę też zaniknie”
….niech Jacek napisze do mnie olafsen07@wp.pl
witam cześć i czołem, a ja kupiłem w tym roku motor i będę jeździł z nadzieją, że nic nie umrze, nie zaniknie i że będzie git.
Ludzie byle do wiosny i więcej optymizmu.
A ja jestem przeciwny podziałom. Niestety na drodze to co innego a w internecie to już kompletny śmietnik, dzieci-neo, hejterzy, lanserzy i osoby wypowiadające się, nieznające się kompletnie na rzeczy, a nawet zazrośnicy.
Każdy ma taki sprzęt jaki mu się podoba i na jaki go stać. Ciesze się, że w końcu znalazłem portal na którym wypowiadają się motocykliści, którzy się szanują i są pasjonatami a nie pozerami. Bardzo lubię czytać wasze relacje, testy i opisy wypraw. Sam napisałem jeden (test motocykla gsx750f) i mam nadzieje pisać jeszcze. Ja jako prawdziwy motocyklista (być może wg niektórych 'znawców’ nim nie jestem) ciesze się z przebywania przy motocyklu, a na dźwięk motocykla robi mi się lepiej na duchu. Lubie nawijać kilometry i jest mi to obojętne czy będę jechał do pracy czy na podbój europy (no dobra, przy eurotripie radość będzie większa) będę czerpał z tego przyjemność i myślę, że wy macie tak samo.
A opisy wypraw na MZ, Hayabusie, dużym GSie, afryce, duce czy nawet 'chińskim’ chopperze, mogą być naprawdę fascynujące. A czy to będzie 1 dniowy wypad za miasto, czy miesięczny wzdłuż afryki to nie robi znaczenia. Każdy zaczynał od tych krótkich wypadów za miasto. Wiadomo część z nas ogranicza budżet, ale cel i pasje mamy tę samą.
Sam w zeszłym sezonie wracając z przejażdżki do domu o 3 w nocy, pomagałem ukraińskiemu motocykliście. Stał biedak przy ulicy sztywny. Jak się okazało na jednej z dziur motocykl mu podskoczył i kufer uderzył go w kręgosłup tak że nie mógł ruszać rękami, a jego telefon nie był w stanie zadzwonić na 112 (nie wiem dlaczego ale tak było…). Czekając na pomoc opowiadał mi gdzie to on nie był na swojej wysłużonej Katanie, zupełnie zapominając o bólu, zimnie i niedowładzie ręki. Bardzo przyjemnie się go słuchało i mimo kłopotów ze wspólnym językiem mogliśmy się dogadać bez problemu. Sam motocyklista był mi niesamowicie wdzięczny.
Chciałbym aby prawdziwych motocyklistów było więcej, ale myślę że u nas w Polsce jest to dość trudne.
I jeszcze raz napiszę, że bardzo się cieszę, że tego portalu nie dopadli jeszcze 'motocykliści’ i można się swobodne wypowiadać i wymieniać poglądami