_SLIDERGłośno krzyczymy NIE, ale sami chcemy, by karano nas zatrzymaniem prawa jazdy...

Głośno krzyczymy NIE, ale sami chcemy, by karano nas zatrzymaniem prawa jazdy i większymi mandatami [Felieton]

-

Wiadomość o planowanym przez rząd rozszerzeniu odpowiedzialności karnej za przekroczenie prędkości w terenie niezabudowanym zelektryzowała nasze środowisko. Zgodnie z opracowanymi zmianami, za tego rodzaju naruszenie przepisów, groziłoby odebranie prawa jazdy na 3 miesiące.

Statystyki publikowane przez Komendę Główną Policji wskazują, że niedostosowanie prędkości do warunków ruchu jest od lat główną, lub jedną z głównych przyczyn wypadków, w tym wypadków ze skutkiem śmiertelnym. Nie dziwi więc, że szeroko pojęte bezpieczeństwo drogowe również od lat było, i jest, jednym z głównych priorytetów Policji.

Walka z piratami drogowymi jest tematem medialnym, budzącym duże zainteresowanie społeczeństwa, co nie dziwi, bo przecież praktycznie każdy jest uczestnikiem ruchu drogowego. Mogliśmy usłyszeć o niej z ust premiera Mateusza Morawieckiego, a teraz Ministerstwo Infrastruktury ma zamiar wprowadzić w życie te zapowiedzi. Czy jednak droga zwiększania możliwych kar jest słuszna?

Rządzący planują również podniesienie limitów mandatów karnych i to nie o kwoty symboliczne, lecz dwu- a nawet trzykrotnie, bądź nawet uzależnienie ich wysokości od dochodów sprawcy.

Czy znaczy to, że obecny oręż do walki z piratami jest nieskuteczny, za mało efektywny?

Przykład Froga – najsłynniejszego pirata drogowego ostatnich lat pokazuje, że rozwiązanie nie leży w  poszerzaniu wachlarza kar. Metodą powinna być skuteczność. Sprawca musi mieć bowiem świadomość nieuchronności kary. Frog za swoje wyczyny dostał karę bezwzględną półtora roku pozbawienia wolności. I to w obecnym stanie prawnym. Nie potrzeba do tego zaostrzania przepisów dla Kowalskich…

Poza tym nawet mandaty w wysokości kilku tysięcy złotych nie będą spełniać zadania, jeśli prędkość będzie mierzona, za pomocą TruCam, czy innej tandety, której wyniki są łatwe do podważenia.

Kolejne zakazy, nakazy, ograniczenia, zabieranie praw jazdy (dlaczego nie motocykla?!), nie przyniosą efektu, przy obecnym podejściu do problemu. Wrzucanie do jednego worka tych, którzy odkręcają gaz na pustej, prostej drodze i tych, którzy faktycznie stanowią zagrożenie dla innych, nie jest metodą. No, chyba, że celem nie jest walka z piratami, ale medialny szum, a wyższe mandaty mają pokryć wydatki na kolejne odsłony programów 500+ i podobnych wydatków z budżetu państwa.

Czy jest na to rozwiązanie? Na poprawę bezpieczeństwa, jednocześnie nie uderzając obywatela po kieszeni? Inne kraje przynajmniej próbują wymyślić coś innego. W Holandii i Szwecji powstają fotoradary, które robią zdjęcia kierowcom jadącym przepisowo. W Holandii dostaje się drobne sumy pieniędzy za spokojną jazdę, a w Szwecji kierowcy biorą udział w losowaniu nagród. A bliska nam Estonia? Eksperymentuje się tam z karaniem krewkich kierowców… przymusowym postojem, zabierając im czas, a nie pieniądze.

Na pewno rozwiązaniem byłoby indywidualne podejście do sprawy, które pozwoliłoby policjantowi zabrać uprawnienia na 3 miesiące – jeżeli już w ogóle o takim środku prewencyjnym dyskutujemy. Ale nie z automatu, bo na autostradzie było ograniczenie do 120, a delikwent jechał 170 km/h, tylko w wypadkach realnego spowodowania zagrożenia w ruchu drogowym w wyniku przekroczenia prędkości o ponad 50 km/h (np. slalom miedzy autami).

Pamiętajmy, że ograniczenia prędkości na naszych drogach są takie same dla zestawu ciągnika siodłowego z naczepą, samochodu osobowego, dźwigu samojezdnego, zwykłego auta osobowego, supersamochodu (Ferrari, Lambo etc.) czy sportowego motocykla. O ile dla jednego rodzaju pojazdu pokonanie danego zakrętu z prędkością 60 km/h oznacza wypadnięcie z drogi, to jadąc innym można się dobrze i bezpiecznie bawić, albo wręcz zrelaksować. Prawo w tym momencie, wkładając wszystkich do jednego worka, nie jest sprawiedliwe.

Najciekawsze jednak jest to, że my, Polacy, przyzwyczajeni do rozbiorów, lat okupacji i ciemiężenia przez inne narody, po prostu musimy czuć bat na plecach, bo inaczej włącza się nam ułańska fantazja i wydaje nam się, że jesteśmy niezniszczalni, nie do zatrzymania, lepsi od innych. Może to nasza narodowa przypadłość, że sami zgadzamy się na karanie nas, a nawet podświadomie tego chcemy. Taki syndrom sztokholmski (a może warszawski?). Kwestia odbierania prawa jazdy na trzy miesiące trafiła do konsultacji społecznych, założymy się, że obywatele, my, będziemy za tym, by w ten sposób nas karać. A może jednak się mylimy…?

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się nim!
Motovoyager
Motovoyagerhttps://motovoyager.net
Nasi czytelnicy to wybrana grupa ludzi. Motocykliści, którzy w Internecie szukają inteligentnej rozrywki, konkretnych porad lub inspiracji do wyjazdów motocyklowych. Nie jesteśmy serwisem dla każdego, zdajemy sobie z tego sprawę i… uważamy, że jest to nasz atut. Nie znajdziesz u nas artykułów nastawionych jedynie na kliki, nie wnoszących niczego merytorycznego. Nasza maksyma to: informować, radzić, bawić nie zaśmiecając głów czytelników bezsensownymi treściami.

1 KOMENTARZ

  1. Ostatnio jechałem S5 Poznań Wrocław. Tak piękna droga mimo S lepsza od paru naszych autostrad. Pomyślałem sobie że mimo dozwolonej prędkości 110KM są dodatkowe ograniczenia. Wjeżdżając na ten odcinek „można się zagapić” i jechać jak na autostradzie a droga pusta —– i po prawku???. A jak będzie potrzeba wykazania się statystykami w prewencji będą kosić tylko tam, a ludzie będą ginąć na drogach bocznych. Czyli koło samonapędzające się koło na kolejne restrykcje.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

POLECAMY

ZOBACZ RÓWNIEŻ