_WARTO PRZECZYTAĆFałszywy bilet do krainy bezpiecznej szybkości. Jak przeceniamy rolę motocyklowej elektroniki

Fałszywy bilet do krainy bezpiecznej szybkości. Jak przeceniamy rolę motocyklowej elektroniki [felieton]

-

O elektronicznych systemach wspomagających kierowcę napisano już, co trzeba, i w zasadzie niewiele jest do dodania. Natomiast moim zdaniem wciąż zbyt wiele osób błędnie umieszcza je na mapie czynników poprawiających nasze realne bezpieczeństwo na drodze. Nie tam, gdzie rzeczywiście działają, a do tego przypisując im zbyt duży obszar skuteczności. Elektronika to wciąż dodatek do naszych szans przetrwania w aucie i – przede wszystkim – na motocyklu, a nie ich filar i podstawa do żądań zwiększenia ustawowych limitów prędkości.

Elektroniczne systemy wspomagające jazdę. Jedni ich nienawidzą, inni traktują jak alibi i przepustkę do krainy prędkości. Nie zamierzam w tym tekście powtarzać, rozwijać albo komentować opinii Brzozy z jego felietonu na temat motocyklowej elektroniki ze stycznia 2024 roku. Przeczytajcie go, przemyślcie i wyciągnijcie własne wnioski. 

Elektronika we współczesnych motocyklach – wymysł szatana czy błogosławieństwo? [FELIETON]

Chciałbym natomiast poruszyć nieco inny wątek z tym związany. Część kierowców nie znosi współczesnej, rozbudowanej elektroniki w autach i motocyklach. Z nimi akurat jest pół biedy, bo to zazwyczaj, ci, którzy dobrze radzą sobie ze swoimi pojazdami. Raczej nie wygłaszaliby takich opinii lądując kilka razy w roku w tzw. krajobrazie albo często uczestnicząc w kolizjach z innymi uczestnikami ruchu. Co oczywiście nie oznacza, że zawsze stuprocentowo trafnie oceniają swój udział w budowaniu ogólnego bezpieczeństwa ruchu drogowego. Wszystko jest fajnie do czasu, aż przestanie.

Elektroniczny zbawiciel nie istnieje

W mojej opinii znacznie dalej od prawdy są ci, którzy uważają, że skuteczna, rozbudowana elektronika pokładowa powinna oficjalnie dawać prawo do jeszcze szybszej jazdy w ruchu drogowym. Podkreślam, bo zawsze będę to podkreślał – cały czas mówimy o jeździe po drogach publicznych, a nie elektronice w maszynach torowych, sportowych. Otóż wciąż nie brakuje komentarzy w stylu „Dlaczego utrzymywane są ograniczenia 50/90/140 km/h, skoro mamy auta i motocykle z nowoczesnymi systemami, a do tego coraz lepsze drogi?”. 

Fałszywy bilet do krainy bezpiecznej szybkości. Jak przeceniamy rolę motocyklowej elektroniki [felieton]

Takie myślenie pokazuje tylko to, że te osoby średnio rozumieją, jak działa ruch drogowy jako całość, jak powstają zagrożenia na drodze oraz w jaki sposób i w jakich obszarach pracują elektroniczne systemy bezpieczeństwa i wspomagające jazdę. Kiedy rzeczywiście mogą pomóc, a kiedy są już tylko obserwatorem wydarzeń, wraz z kierowcą i jego pasażerem. 

Znakomita większość tych systemów – ABS, kontrola trakcji, mapy silnika, kontrola uniesienia przedniego koła, kontrola przyczepności przy zmianie biegów i wiele innych, oznaczonych zazwyczaj trzyliterowym skrótowcem – działa bowiem wyłącznie w obszarze utrzymania przyczepności i kontroli nad torem jazdy. To narzędzia, których skuteczność z każdym rokiem rośnie, ale wciąż pozostaje ograniczona z samej zasady. Przykładowo, nie uchronią przed nagłym zerwaniem przyczepności przedniego koła, kiedy najedziemy na plamę oleju lub zdecydowanie przepałujemy zakręt na mokrej nawierzchni. 

Systemy nie działają na ludzi i zwierzęta

A przede wszystkim nie wyeliminują błędów innych uczestników ruchu oraz czynników losowych lub częściowo losowych, takich jak przedmioty, gałęzie czy zwierzęta na jezdni. Niestety, mówiąc krótko, na drodze w bardzo dużym stopniu jesteśmy uzależnieni od umiejętności, inteligencji, wyobraźni, uprzejmości, a także chociażby stanu zdrowia innych. Oraz od zwykłego szczęścia. Szerzej omówiłem to w jednym z poprzednich felietonów:

Jeździsz wśród średniaków, nie wśród zawodników. Weź to pod uwagę, jeśli chcesz przeżyć na motocyklu [felieton]

Tak naprawdę niewiele jest wypadków motocyklowych, których bezpośrednią i jedyną przyczyną jest utrata kontroli nad pojazdem. Do większości dochodzi z udziałem innych uczestników ruchu oraz formalnie z ich winy. Zresztą sami lubimy smarować sobie plecy opinią, że co złego to nie my, to kierowcy aut nas zabijają.

Tymczasem jeśli jedziesz zbyt szybko, to żadna elektronika ci nie pomoże, jeżeli ktoś inny po prostu nie ustąpi ci pierwszeństwa tam, gdzie go nie ma. Żadne turbokosmiczne skróty AWS, PSL, SLD, PIS, PO, PZU czy HWDP (u Suzuki pewnie S-HWDP ;)) nie uchronią cię przed czysto analogowym Passatem ciągnącym przyczepę z drewnem, wyjeżdżającym nagle z leśnej drogi (przetestowane niedawno na Litwie). Żaden system automatycznego wykrywania pieszych (to raczej w autach) i wspomagania hamowania nie zadziała, jeśli jedziesz szybko i w ułamku sekundy masz do tego pieszego kilka metrów. Tak samo na autostradzie z pojazdami, które wyprzedzasz z bardzo dużą różnicą prędkości, a które nagle zmieniają pas na twój. Bo ktoś albo nie spojrzał w lusterko, albo spojrzał i błędnie ocenił odległość. Ewentualnie praktycznie nie miał szans cię zauważyć, bo lecisz grubo ponad dwójkę z przodu i zjawiłeś się niespodziewanie jak debet pod koniec miesiąca, między dwoma zerknięciami w lusterko. 

Realne podejście do elektroniki

Moim zdaniem systemy elektroniczne rzeczywiście nas wspomagają i możemy im zaufać tylko przy tym stylu jazdy i przedziale prędkości, w którym generalnie i tak jesteśmy w stanie poradzić sobie sami. A tylko od czasu do czasu zdarza nam się błąd, który może zostać naprawiony przez elektronikę. Fajnie jest mieć na pokładzie układ, który zniweluje zarzucenie tyłem na mokrych liściach. Pomoże utrzymać linię przejazdu, kiedy tył zacznie uciekać w zakręcie. Realnie wspomoże przy awaryjnym hamowaniu, rzucając w kontrolę pracy hamulców i silnika cały potencjał posiadanych algorytmów. Ale już reakcja, pozycja ciała i kierunek wzroku muszą być twoje…

Fałszywy bilet do krainy bezpiecznej szybkości. Jak przeceniamy rolę motocyklowej elektroniki [felieton]

W ujęciu ogólnym, od lat nie ma i już raczej nie będzie żadnej rewolucji – nasze bezpieczeństwo na motocyklu jest w naszych rękach i zależy głównie od dwóch czynników. To zdolność przewidywania i prędkość, która daje czas i miejsce na reakcję. Mamy tu stary i dobrze znany przepis na szarlotkę, a współczesna elektronika jest tylko odrobiną bitej śmietany czy małą kulką lodów. Dodatkiem, który poprawia całość, ale nie zmienia podstawy.

Dlatego przemawia do mnie wizja świata, w którym jeździmy, a przynajmniej oficjalnie możemy, tak samo szybko jak teraz (co i tak daje bardzo dużą sprawność przemieszczania się), ale elektroniczny stróż wycina przy tym coraz większą liczbę sytuacji wyjątkowych i niebezpiecznych. 

A może jednak da się znacznie szybciej? 

No dobrze, ale czy w niedalekiej przyszłości da się jednak stworzyć system czy też serię systemów, które rzeczywiście pozwolą nam pojechać szybciej, bez większego negatywnego wpływu na bezpieczeństwo? Tak, jestem w stanie wyobrazić sobie taki system, ale niemal na pewno nie znajdzie on zastosowania w jednośladach. Raz, ze względu na fizykę ruchu naszych pojazdów, dwa, zostałby natychmiast znienawidzony przez samych motocyklistów. 

Fałszywy bilet do krainy bezpiecznej szybkości. Jak przeceniamy rolę motocyklowej elektroniki [felieton]

Mówię tu bowiem o bardzo zaawansowanych układach autonomicznych, w których pojazdy nieustannie się ze sobą komunikują i wykonują coś na kształt ustalania wspólnej strategii. Mógłbym to przyrównać do automatycznego sterowania ruchem na kolejach dużych prędkości, gdzie przecież wypadki zdarzają się bardzo rzadko. Taksówki autonomiczne jeżdżą już po wielu miastach na świecie i stały się zwykłymi uczestnikami ruchu. Natomiast pojazdy wyposażone w dodatkowe systemy komunikacji (z innymi pojazdami i infrastrukturą drogową, np. sygnalizacją świetlną) też są już w zaawansowanej fazie testów. Ale wciąż będą operować w dotychczasowych albo nawet niższych limitach prędkości, bo też specyfika dróg z ruchem poprzecznym i przejściami dla pieszych nigdy się nie zmieni.

Rozwiązania (jeszcze) nieakceptowalne

Jedynymi miejscami, w których dałoby się bezpiecznie przyśpieszyć, wydają się trasy szybkiego ruchu. Poszczególne pojazdy łączyłyby się w coś na kształt pociągów drogowych, ze stale kontrolowaną prędkością, odległością między nimi i torem jazdy. Bez żadnych głupich i nieprzewidywalnych ruchów. Tylko że wymagałoby to oddania niemal całej kontroli komputerowi. Mało który kierowca, a już szczególnie motocyklista, pisałby się na coś takiego. Bo, chociażby, dlaczego rezygnować z dachu nad głową i wbijać się w kask i niewygodne ciuchy, skoro i tak nic od nas nie zależy, a pojęcie przyjemności prowadzenia się ulotniło?

seat escooter mó skuter elektryczny hulajnoga
To mogą być wymarzone „maszyny z plakatu” twoich dzieci. I nic z tym nie zrobisz…

A może kolejne pokolenia diametralnie zmienią podejście? Coraz więcej młodych ludzi chce się po prostu sprawnie przemieszczać i ma w tzw. pompce szlifowanie techniki jazdy i całą dotychczasową kulturę motoryzacyjną. Jestem bardzo ciekaw, w jakiej rzeczywistości przyjdzie nam funkcjonować za kilkadziesiąt lat. Ale póki co, trzeba do niej dożyć, więc nie pokładajmy zbyt wielkich nadziei w dzisiejszych algorytmach.

Zdjęcie tytułowe: Ducati

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się nim!
Konrad Bartnik
Konrad Bartnik
Motocyklista, perkusista, ojciec, wielbiciel dobrej kuchni i dużych porcji. Jego największa miłość to motocyklowe podróże – bliskie i dalekie, po asfalcie i bezdrożach. Lubi wszystko, co ma dwa koła, a najbardziej klasyczne nakedy ze szprychami i okrągłą lampą. Na co dzień drapie szutry starym japońskim dual sportem. Nie zbiera mandatów i nigdy nie miał wypadku. Bywa całkiem zabawny.

2 KOMENTARZE

  1. Jeżeli już dziś zamiast przejazdu autostradami niektórzy wolą przewieźć motocykl busem (lub w krajach, gdzie takie rozwiązanie działa – pociągiem) to raczej nie ma co się obawiać o popularność opcji autopilota na drogach szybkiego ruchu.

  2. Policyjne gadanie,ma sie nijak do instynktu motocyklisty.Wiele razy przed wyjhazdem”w miasto”studiuje mape radarow,tak zeby nie dac sie w dziecinny,czyt. policyjny sposob zlapac,tylko czerpac najwieksza przyjemnosc z jazdy.To taj jak argumentowanie”zagrazal bezpieczenstwu ruchu” a kto,niech mi powie jezdzi w taki sposob? Czy sami sobie mozemy zagrazac?
    Pedzcie,gdzie ich nie ma ludziska.Pozdro

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

POLECAMY

ZOBACZ RÓWNIEŻ