Oczywiście sam gest pozdrawiania się motocyklistów jest według mnie jak najbardziej potrzebny. To miłe, że mijając innego kierującego motocyklem na drugim końcu świata, pozdrawiamy się poprzez uniesienie lewej dłoni. Wszystko ma jednak swoje granice, a wyznaczać je powinno nasze, oraz innych bezpieczeństwo.
Zawsze chętnie odmachuję innym motocyklistom na drodze, bez względu na to jakim segmentem się poruszają, czy jakiej pojemności mają silnik. Wszyscy jesteśmy równi, dlatego w tym przypadku nie stosuję żadnych podziałów. Jest tylko jeden wyjątek, gdy nie odrywam dłoni od kierownicy lub zastępuję ten gest skinieniem głowy. Dzieje się w to w momentach kolizyjnych i niebezpiecznych, kiedy wiem, że pokazanie lewej w górę może wiązać się ze sporym zagrożeniem. Szczególnie rezygnuję z tego podczas jazdy w korku, dojazdu do skrzyżowania lub ronda, a także podczas jazdy autostradą. Podczas każdej z tych sytuacji tworzy to przede wszystkim dodatkowe niebezpieczeństwo, a czas powrotu dłoni na kierownicę oraz wciśnięcie sprzęgła może trwać za długo.
Zapomniał o tym kierowca skutera, który nade wszystko postanowił pomachać przejeżdżającym z naprzeciwka motocyklom. Sytuacja wręcz książkowa – samochody osobowe z przodu zaczynają się zatrzymywać, a liczba nadjeżdżających z przeciwnego kierunku jednośladów wydaje się nie mieć końca. Później już była tylko panika, strach w oczach, blokada przedniego koła oraz gleba. Czy było warto? Oczywiście, że nie. To zdecydowanie będzie nauczka na całe życie, że są ważniejsze rzeczy, niż feralna w tym przypadku, lewa w górę.