Wielokrotny mistrz w motocyklowych dyscyplinach offroadowych, Tadek Błażusiak, nie będzie mile wspominał tegorocznego Święta Niepodległości. W poniedziałek wybrał się, by potrenować na swoich stałych miejscówkach w hiszpańskiej Katalonii. Po drodze uderzył głową w stalową linkę (albo drut), którą ktoś rozwiesił w poprzek szlaku. Tadek ledwo uszedł z życiem, ma pociętą twarz.
Motocykliści jeżdżący offroadowo stosunkowo często zaliczają nieprzyjemne zdarzenia związane z wjazdem w słabo oznakowaną przeszkodę. Czym innym jest jednak przesadzenie z prędkością i niezauważenie np. zamkniętego szlabanu, a czym innym wpadnięcie na coś, co było absolutnie nie do wypatrzenia. Niestety opowieści o tym, że ktoś celowo rozwiesza cienkie linki, żeby „zapolować” na motocyklistów, nie są dziełem fantazji. Tacy ludzie naprawdę istnieją i są w stanie zrobić paskudne rzeczy.
Absurdalny wypadek motorowerzysty pod Iławą. Zginął uduszony linką holowniczą
Ostatnio przekonał się o tym nasz offroadowy mistrz, Tadek Błażusiak. W drodze na trening został niemal zdekapitowany przez rozciągnięty w poprzek drogi drut, czy też linkę. Na szczęście uderzył w nią częścią szczękową kasku, po której linka poszła do góry, uderzając zawodnika w twarz poniżej linii gogli. Skończyło się na głębokim rozcięciu i konieczności interwencji chirurga. Gdyby linka zeszła po kasku w dół, Tadek raczej nie przeżyłby tego wypadku. Obecnie jest już po zabiegu i jego zdrowiu nic nie zagraża, choć prawdopodobnie zostanie mu blizna na twarzy.

Zdjęcia zamieszczone przez samego zawodnika są drastyczne i mówią wszystko o tej sytuacji. My też nie wiemy, jakim trzeba być człowiekiem, by zrobić coś takiego…