O środowiskowej solidarności motocyklistów napisano już niejedno, w tym zapewne kilka prac magisterskich z socjologii. Faktycznie, w kryzysowych sytuacjach potrafimy się błyskawicznie zjednoczyć i wspólnie działać. Wciąż jednak jesteśmy w wielu sprawach koszmarnie podzieleni, a uprzedzenia i stereotypy hulają w najlepsze.
Środowisko motocyklowe w Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach, kształtowało się w dużym stopniu w atmosferze niezrozumienia i wyobcowania wśród ogółu społeczeństwa. Zadziwiające, że wystarczył sam fakt dobrowolnego poruszania się pojazdem jednośladowym, by, przynajmniej częściowo, wyautować się z otoczenia. Nie mówię tu o sytuacjach powojennego przymusu ekonomicznego, kiedy motocykl lub motorower bywał jedynym dostępnym środkiem zmechanizowanej lokomocji. Chodzi o ludzi, którzy świadomie wybrali motocyklową drogę, przedkładając ją nad czterokołowe symbole luksusu tamtych lat.
Chociaż motocykliści nie byli u nas nigdy kojarzeni ze środowiskami przestępczymi, jak choćby w USA, to zawsze uchodzili za dziwaków. Z tego powodu kiedy jeden dziwak spotykał innego, łatwo było nawiązać bliską więź. W pewnym momencie każdy spotkany na trasie motocyklista automatycznie stawał się bratem, którego nie tylko pozdrawiamy podniesieniem ręki, ale też pomagamy mu w każdej sytuacji, z zaproszeniem w gościnę do domu włącznie. Taki właśnie obrazek środowiska motocyklowego towarzyszył mi od lat 90, kiedy jako nastolatek zacząłem nasiąkać pasją do jednośladów.
Elektroniczna rewolucja
Muszę dodać, że w tamtych latach byłem dziecięciem z Małyszem pod nosem i wzrokiem wlepionym w motocyklowe gazety, bez kontaktu z realnym środowiskiem. Obraz zaczął się mocno zmieniać, kiedy wraz ze mną dojrzewała technologia komunikacji. Pojawił się internet, a wraz z nim możliwość szerokiego i nieskrępowanego wyrażania swoich opinii. Skorzystam z dosadnego cytatu z Lema, który stwierdził kiedyś, że dopóki nie było internetu, nie wiedział, że na świecie jest tylu idiotów. Czytając codzienne newsy i komentarze do nich ciężko się było z klasykiem nie zgodzić. Celując zaś ponownie w środowisko motocyklistów – ujawniło się wiele nieprzyjemnych cech i zwyczajnych słabości.
Niestety lata życia z syndromem oblężonej twierdzy robią swoje. Starsi, którzy pokonując wiele trudności – finansowych, zaopatrzeniowych, technicznych itp., z mozołem tworzyli pionierskie czasy polskiego motocyklizmu z nieufnością oraz czasem nieukrywanym brakiem szacunku patrzą na młodych. Często trudno jest uniknąć w rozmowie na motocyklowe tematy podejścia „a bo ty nic nie wiesz”. No pewnie, że nie wiem, młodszy jestem. Przyszedłem po wiedzę, wybacz, że zapomniałem poćwiczyć ukłony po drodze. Jest w środowisku motocyklowym jakaś taka koszarowa hierarchiczność, typowa dla społeczności działających w niełatwych warunkach i najczęściej tworzonych przez samców. Wojsko, kibice, partie polityczne czy nawet – fanfary! – kler.
Widzę tu sporą analogię z innym bliskim mi środowiskiem, czyli muzykami. Jest stary dowcip o dwóch realizatorach dźwięku: jednemu z nich rodzi się dziecko, więc pokazuje koledze zdjęcie noworodka. Ten odpowiada: „wiesz, w sumie fajny, ale ja bym to zrobił inaczej”. Skutek ten sam, drogi do jego osiągnięcia nieco inne, ale każdy przywiązany jest do swojej metody jak Boryna do ojcowych morgów. Przypomina wam to coś? W motocykliźmie wszyscy szukamy w końcu tego samego – legendarnego poczucia wolności, ekscytacji, niepowtarzalności. Jednocześnie gotowi jesteśmy wytoczyć wszystkie dostępne działa i usunąć z otoczenia wszystkich tych, którzy nie do końca zgadzają się z naszymi przekonaniami.
W ceramicznej twierdzy
Jak te dość szerokie rozważania przekładają się na praktykę? Najczęściej z automatycznym odrzuceniem spotykają się idee nie do końca zgodne z motocyklowym kanonem. Przywiązanie do tradycji i pewnego utrwalonego w głowie wizerunku powoduje totalne zamknięcie na nawet najbardziej ewidentne zalety nowatorskich rozwiązań. Przykładem może być stosunek dużej liczby motocyklistów do użytkowników skuterów, choć samego pojazdu tego typu nie można uznać za nowinkę. Co z tego, że w określonych warunkach biją na głowę tradycyjne motocykle – wygodą, zwrotnością, pakownością, stopniem ochrony przed deszczem, łatwą obsługą, niskim spalaniem, a także coraz częściej osiągami dorównującymi „prawdziwym” pojazdom?
Niestety, sama „kiblowa” pozycja jest wciąż w wielu oczach dyskwalifikująca. Pół biedy, gdyby każdy szedł drogą własnych wyborów. Nie sposób jednak ukryć niechęci, z jaką spotykają się ci z nas, którzy wybrali właśnie ten worek praktycznych walorów. „Nie są autentyczni. Niech stworzą własne środowisko. A najlepiej niech spadają na bambus.” Mnie osobiście z resztek motocyklowej ortodoksji wyleczyło kilka dni w ścianie wody na alpejskich drogach, spędzonych w siodle maszyny marki najbardziej legendarnej z legendarnych. Gołej jak święty turecki. Jak mi kebab miły, marzyłem o japońskim plastiku z przekrokiem, a marketingowy wizerunek wyluzowanego kowboja z fajkiem w zębach rozpłynął się w tempie babci na pomarańczowym.
Stosunek do skuterów to tylko przykład, a tych jest dużo więcej. Automatyczne skrzynie biegów, niewielkie silniki – jako wybór i cel, a nie droga do „litra”, olewka na osiągi czy nawet bycie tym „tekstylnym”. W środowisku motocyklistów motywów do wstępnego odrzucenia nie brakuje. Być może swoje robi strach przed utratą pewnej elitarności – motocykl przestaje być wielkim halo, staje się środkiem transportu jak każdy inny. Do gry weszło też pokolenie, które od urodzenia ma bardzo szeroki wybór drogi życiowej. Kupno jednośladu może być tylko chwilową atrakcją – to już nie Wietnam ’69, gdzie zyskujesz braci krwi na całe życie.
Kolejna jaskrawa sytuacja, to nacisk na użytkowanie motocykla w określony sposób. W dobrym tonie jest jazda na granicy bezpieczeństwa, a często daleko poza nią. Od razu narzuca się porównanie ze stadionowymi kastami kiboli i „pikników”, którzy przyszli z rodzinami obejrzeć mecz (co za ekscentryzm!). Turyści chcący po prostu miło spędzić czas w siodle i wchłonąć jak najwięcej z otoczenia są często traktowani jak mentalni emeryci. Goście latający (dosłownie) nocami po mieście i kończący żywot na przypadkowej śmieciarce, staja się bohaterami, których zabiła ich pasja. Czy tylko ja czegoś nie rozumiem?
Spróbuj kalmara
Powyższe przemyślenia nie odnoszą się oczywiście do ogółu i nie są wrzucaniem wszystkich do jednego wora. Zastanówmy się jednak, czy warto pielęgnować mity i legendy, z których większość zdążyła się zdezaktualizować? Czy warto wierzyć w to, że pełnią życia można żyć jedynie na krawędzi? Czy można cieszyć się życiem bez poczucia wyjątkowości? Jak wielu z nas, ochoczo krytykujących odmienne wizje, miało okazję ich spróbować? Ostatnio przemogłem się po latach i zjadłem sushi z kalmara. O kurde, jakie to dobre!
cytując klasyka powiem : to przecież „oczywista oczywistość” że jesteśmy podzieleni. Każdy ma swoje preferencje , poglądy , przekonania, styl , itp, itd, et.cetera. Powiem więcej , całe szczęście że nie jesteśmy zjednoczeni, bo strach pomyśleć jak by ta nasza pasja motocyklowa wyglądała.Tak jest wszędzie. Myślę że pasjonaci np. wspinaczki górskiej też są podzieleni w wielu kwestiach. Normalka i banał.A ponieważ motocykli jest coraz więcej to i podziałów raczej ubywać nie będzie.Najlepiej chyba robić swoje i nie szkodząc innym nie oglądać się na innych.Własne zdanie to własny styl i nie musi koniecznie się wszystkim podobać.
Wiesz co dzieciaku?
Starzy mają naprawdę wyje… na to kto czym i jak jeździ.
Mają też wyje… na teorie podziałów, rozdziałów, przedziałów i wydziałów oraz nadziałów.
Owszem, jest różnica, znają się z czasów kiedy jeżdżenie było trochę trudniejsze i samopomoc była ważna.
Dziś nie jest, motocykle są niezawodne, instrukcje w sieci, telefony działają wszędzie i większość problemów załatwisz karta kredytową.
Nie zauważasz też jednego, starzy dorastali przed czasami politycznej poprawności, używają innego języka, nie ma w nim intencji obrażania, choć nie musi brzmieć przyjacielsko.
„Goście latający (dosłownie) nocami po mieście i kończący żywot na przypadkowej śmieciarce, staja się bohaterami, których zabiła ich pasja. Czy tylko ja czegoś nie rozumiem?”
Piszesz o podziałach i sam je tworzysz.
Oj tak, dużo nie rozumiesz, w sumie niczego nie rozumiesz.
Ja z kolei nie rozumiem po co piszesz o czymś czego nie rozumiesz.
Kurcza felek powiem Ci, że chciałem napisać coś podobnego. Może 'zbyt doświadczony’ nie jestem bo mam ok. 40 latek, ale od lat 90 motocykle i zloty nie są mi obce. Ja również mam w czterech literach kto czym jeździ, że tak powiem pogadam z każdym. Znajomych też mam z różnych środowisk, MC oraz wolni strzelcy do których sam należę.
Można pisać choćby tylko z samej potrzeby i chęci uzewnętrznienia siebie. Internet jest do tego znakomitym narzędziem. Nie trzeba wydawać gazet, drukować, czy pisać książek jak dawniej. W jednaj chwili można dzielić się swoimi przemyśleniami z całym światem. Mnie osobiście bardzo podoba się ten felieton, chociaż kol. KJ go nie rozumie.
Uważam, że autor ma rację.Podziały są bardzo duże i tylko powierzchowne pozdrowienia na drodze (jadących z naprzeciwka) są taką wisienką ,ale bez tortu.Może jednak tak powinno być i dzięki temu powstają różne kluby moto które dzięki różnorodności -typ motoru -marka itp.skupiają ludzi z podobną pasją.Sam jeżdżąc moto nie jestem z żadną „opcją” związany,lubię również tych na skuterkach ,ale nie przepadam za popisami , bardzo często nie mających doświadczenia połykaczami zakrętów i prędkości w myśl zasady- jestem najlepszy.Szkoda życia.
Ja też doskonale rozumiem autora, doświadczyłem tego kiedyś jadąc przez Europę co ciekawe to tylko w Polsce coś takiego miało miejsce. Może jak ci starzy odejdą to i nas coś sie zmieni. Ja to nazywam kompleks małego kut….a. Na codzień mieszkam za granica gdzie tez sporo używam motocykla i tutaj tego nie ma.
Pozdrawiam.
Do póki istnieje wolność, zawsze będą podziały, wojny, kłamstwa, szyderstwa itd. Nietolerancja, chamstwo itp., wynikają ze strachu i głupoty. Ludzie na ogół boją się tego, czego nie znają. Ale nawet jeśli poznają, tak czy inaczej sami decydują co dalej z tym zrobić. Kształtowane przez tysiące lat systemy wartości, zakorzeniły w ludziach takie a nie inne zachowania. Można by napisać, że głupi ludzie nie przejawiają żadnego zainteresowania, aby poznać nieznane sprawy z którymi się mierzą, więc wolą pokazać się ze strony, utożsamianej jako „odważną”. Czyli… wolą wyzywać, obrażać, tworzyć nagonki, wyśmiewać, gdyż są nauczeni, że w brutalnej bezmyślności i nieposzanowaniu czegokolwiek, istota ludzka odnajduje „coś męskiego”. Taka „męskość”, to wymysł żałosnych i zakompleksionych tchórzy, z systemem wartości rozkapryszonego nastolatka, którzy propagują tego typu zachowania od bardzo dawna. Ta postawa, została dosłownie zniszczona przez zakompleksionych idiotów, leczących kompleksy jak najmniejszym kosztem. Nie ważne czy taki ma 10, 25 lat czy 50 lat. Nie ma między nimi różnicy w podejściu do takich spraw. Im więcej bezmózgiego chamstwa, tym bardziej męski się czuje. I to chłoną wszyscy, starzy, młodzi, bez znaczenia. A później takie nietolerancyjne głupki wychowują w taki sposób swoje dzieci, które wyrastają na nietolerancyjnych głupków, a później takie nietolerancyjne głupki wychowują w taki sposób swoje dzieci, które wyrastają na nietolerancyjnych głupków… I tak dalej.
Dlatego nie ma co liczyć na globalny szacunek, kogokolwiek, czegokolwiek, jakkolwiek. To już jest martwa ścieżka dla wolnej ludzkości, dla której liczy się tylko to, że może mówić o czym tylko chce, bez zastanawiania się czy trzeba mówić, jak mówić, po co mówić, kiedy mówić. W czasach internetu, to wygląda jeszcze gorzej, ponieważ nie ma tutaj absolutnie żadnej kontroli nad czymkolwiek. Tutaj kilka osób potrafi wykreować taką „rzeczywistość”, że będą tym żyły miliony osób na całym świecie, przez lata, bez zastanawiania się nad tym. To jest przerażające, do czego ludzie doprowadzili swoją głupotą, lenistwem i pogonią za wszystkim co niewłaściwe.
…świetna puenta nic dodać nic ująć, choć może nie tyle wolność a w większości przypadków ludzkie ułomności wynikające z pow. kreują takie nie inne postawy. Nie ma lepszego o ile w tle nie pojawi się gorsze, nie istnieje bogatszy dopóty, dopóki nie skonfrontujemy go z uboższym, itd. itp. Całe nasze współczesne życie i jego wartości definiowane są na zasadzie przeciwstawnych porównań, żeby białe było bielsze musi pojawić się co najmniej szare itd., nikt tak na prawdę nie kieruje się własnym punktem odniesienia z uwagi na brak jednoznacznej jego definicji, znakomita większość opiera się na aktualnie panujących trendach i stereotypach natomiast garstka tych nielicznych z tytułu mniejszości nie jest po prostu brana pod uwagę … .